Stara Flota. Tom 3. Wiktoria. Nick Webb

Читать онлайн книгу.

Stara Flota. Tom 3. Wiktoria - Nick  Webb


Скачать книгу
pokręcił głową.

      – Nie słuchałaś, co mówiłem? Bill zajmuje się niespodziewanym atakiem w systemie Maori. Pojawiło się tam niewielkie ugrupowanie Roju, zaledwie cztery okręty, ale starcie pewnie potrwa kilka godzin.

      Zaledwie cztery okręty. Zabawne, że Granger powiedział to z takim lekceważeniem. Cztery miesiące temu zaledwie cztery okręty Roju omal nie zniszczyły Ziemi.

      Od tamtego czasu potencjał defensywny floty ludzi znacznie wzrósł, ale nawet w starciu z „zaledwie czterema” jednostkami Roju admirał straci zapewne kilkanaście okrętów i tysiące członków załóg.

      Proctor skrzywiła się ponuro.

      – Nic o tym nie wiem. Kiedy to się stało?

      – Z dziesięć minut temu. – Granger spojrzał na nią uważnie. – Wszystko w porządku?

      Proctor rozejrzała się i ściszyła głos do szeptu.

      – Zespół i ja… Chyba udało nam się coś odkryć.

      – Co takiego? – Kapitan powiódł spojrzeniem po oficerach na mostku. Proctor przebadała krew wszystkich członków załogi „Wojownika” pod kątem obecności wirusa Roju. Próba wypadła negatywnie dla wszystkich poza doktorem Wyattem i pułkownikiem Hanrahanem, ale Granger wciąż miał opory przed otwartym omawianiem planów strategicznych ZSO czy wyników badań Proctor nad Rojem. Analiza krwi nie dawała absolutnej pewności, więc wciąż istniało ryzyko, że na pokładzie znajdują się agenci Roju. Na razie lepiej było zachować zaostrzone zasady bezpieczeństwa.

      – Jeden z podstawowych mechanizmów komunikacji Roju, związany z sygnałami metaprzestrzennymi, jest kwantowy. Wykorzystuje grawitony. Cząsteczki kwantowe.

      – Świetnie… – Granger nie wiedział, do czego Proctor zmierza.

      – Ale osobliwości wcale nie są kwantowe. Równania fal grawitacyjnych, osobliwości grawitacyjnych, wszystko związane z grawitacją, przynajmniej na skalę makro, opiera się na teorii względności. Mechanika kwantowa i teoria względności, jak by to ująć… Te dwie dziedziny fizyki nie pasują do siebie. Przez siedemset lat nie udało nam się znaleźć wspólnego mianownika dla obu tych dziedzin, a Rój robi to z przerażającą skutecznością.

      Obraz na ekranie zmienił się znowu, gdy wykonali kolejny skok kwantowy. Jeszcze jeden i będą na miejscu.

      – No i? – wymamrotał Granger.

      – No i… to tyle. To przeczucie. Później pokażę ci wyniki eksperymentów, które przeprowadziłam. Są… interesujące.

      Przerwał im chorąży Prince:

      – Kapitanie, jesteśmy gotowi do ostatniego skoku.

      Granger skinął głową, a Proctor wróciła na swoje stanowisko, przy którym porucznik Diaz kończył ostatnie przygotowania do bitwy. Komandor rzuciła okiem na odczyty, potem zerknęła na członków zespołu taktycznego, aby upewnić się, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik.

      „Bardziej gotowi już nie będą”.

      Granger sam nigdy nie był gotowy do walki, bo jak można się przygotować na śmierć dziesiątek tysięcy podkomendnych? Pomimo przezwiska nigdy się do tego nie przyzwyczaił. „Procarz? Też coś”.

      – Wykonać – rzucił i usiadł dokładnie w tym samym momencie, w którym zmienił się obraz na ekranie.

      W miejsce gwiazdozbioru pojawiła się spustoszona przez wojnę planeta.

      – Chorąży?

      Prucha pokręcił głową.

      – Systemy obrony planetarnej milczą. Na wszystkich kanałach wojskowych i cywilnych trwa gorączkowa komunikacja.

      Chorąży Diamond przy stanowisku taktycznym sprawdził odczyty.

      – Niemal wszystkie metropolie zostały obrócone w perzynę. Flota Roju znajduje się na orbicie równikowej, skąd ostrzeliwuje mniejsze ośrodki miejskie. Z planety próbują uciec tysiące kolonialnych transportowców i frachtowców, ale myśliwce Roju na to nie pozwalają.

      Granger raz jeszcze musiał dokonać wyboru. Kogo ratować? Dla kogo walczyć? Za kogo ginąć? Za setki tysięcy ludzi na orbicie, których czekała wegetacja w obozach dla uchodźców w sąsiednim systemie? Czy za miliony pozostawione na powierzchni planety, które czekała śmierć w płomieniach lub w wybuchu osobliwości?

      Zacisnął dłonie na oparciach, aż zbielały mu knykcie. Miał dość. Z gardłowym okrzykiem uderzył pięścią w blat swojego stanowiska. Konsola wyrwała się z mocowań i z hukiem spadła na podłogę.

      Oficerowie na mostku wbili wzrok w dowódcę.

      – Gdzie, u diabła, jest ten superpancernik? – warknął.

      Diamond rzucił okiem na konsolę.

      – Długość pięćdziesiąt dziewięć przecinek dwa, szerokość…

      – Przesłać współrzędne do okrętów floty – przerwał mu Granger. – Przygotować się do wykonania manewru Granger Omega Trzy.

      Komandor Proctor spojrzała na niego z zatroskaniem.

      – Tim, przecież dopiero zaczęliśmy o tym dyskutować. Nigdy nie ćwiczyliśmy tego manewru. Nie wykonaliśmy nawet symulacji. Czy na…

      – To odpowiedni moment na ćwiczenia praktyczne – uciął, nie podnosząc nawet wzroku znad ekranu.

      Proctor nie próbowała się spierać. Natychmiast zajęła się wydawaniem rozkazów.

      – Cała załoga z pokładów od pierwszego do piątego ma przejść wyżej. Chorąży Prince, pełny ciąg w kierunku piętnaście koma osiem. Prucha, skoordynuj pozycję okrętów floty, które lecą za nami…

      W kilka minut przygotowania zostały zakończone. Kompensatory inercyjne nie radziły sobie z maksymalnym ciągiem silników manewrowych. Dodatkowy ciąg w połączeniu z siłą przyciągania rozpędził okręty do prędkości, która po przelocie w niewielkiej odległości od planety nada im szeroką orbitę eliptyczną.

      Najpierw jednak z ogromną prędkością przelecą obok superpancernika. „Wojownik” na szpicy, a za nim reszta floty.

      Nie przez przypadek manewr nazywał się Granger Omega Trzy, jego wdrożenie mogło być ostatnim rozkazem Grangera.

      – Czas? – zapytał. Na mostku zrobiło cicho jak makiem zasiał.

      – Sześćdziesiąt sekund.

      Kapitan skinął głową.

      – Wyłączyć główne silniki manewrowe. Obrót silnikami rufowymi. Pokażemy im spód okrętu.

      – Gotowe, kapitanie – zameldował chorąży Prucha.

      – Do wszystkich jednostek. – Granger pochylił się do komunikatora. – Przygotować się do otwarcia ognia na mój znak. Pamiętać o utrzymywaniu kursu i o rozkładzie ostrzału.

      Spojrzał na Proctor, która kiwnęła głową na znak, że wszystko zostało przygotowane.

      – A jeżeli nam się nie uda… Cieszę się, że miałem zaszczyt z wami służyć. Niemniej jednak… – Podniósł wzrok na oficerów przy stanowisku taktycznym, którzy patrzyli na niego ponuro. – Nie pozwalam ginąć, dopóki nie zniszczymy tego drania. Na mój znak, ognia!

      ROZDZIAŁ 3

      Sektor Britannia, Indira

      Frachtowiec międzygwiezdny „Szczęściarz”

      Elsa


Скачать книгу