Problem trzech ciał. Cixin Liu
Читать онлайн книгу.Zauważyła, że trzej inni świadkowie już się podpisali.
– Nic nie wiem o tych rozmowach – powiedziała cicho. Odłożyła dokument.
– Jak możesz nie wiedzieć? Wiele z tych rozmów odbyło się w twoim domu. Twoja siostra wiedziała o nich, więc ty też musisz wiedzieć.
– Naprawdę nie wiem.
– Ale te rozmowy rzeczywiście się odbyły. Musisz nam zaufać.
– Nie powiedziałam, że są nieprawdziwe. Ale naprawdę nie wiem o nich, więc nie mogę podpisać.
– Ye Wenjie!
Towarzysz Cheng zrobił krok do przodu, ale aktywistka znowu go powstrzymała. Przysunęła się jeszcze bliżej do Ye i ujęła jej zimną dłoń.
– Wenjie, wyłożę karty na stół. To, jak się potoczy twoja sprawa, zależy w dużym stopniu od prokuratury. Z jednej strony, możemy ją zbagatelizować jako przypadek wykształconej dziewczyny ogłupionej przez reakcyjną książkę. To nic wielkiego. Nie musimy nawet stosować procedury sądowej. Zostaniesz skierowana na kurs ideologiczny, napiszesz samokrytykę i będziesz mogła wrócić do Korpusu Budowy. Z drugiej strony, możemy przeprowadzić pełny proces. Wenjie, musisz wiedzieć, że możesz zostać uznana za aktywną kontrrewolucjonistkę. Otóż w sprawach politycznych, takich jak twoja, organy prokuratury i sądy są raczej zbyt surowe niż zbyt pobłażliwe. Jest tak dlatego, że potraktowanie cię zbyt surowo byłoby błędem w metodzie, natomiast zbyt łagodnie – błędem politycznym. Jednak ostateczna decyzja należy do wojskowej komisji kontrolnej. Oczywiście mówię ci o tym nieoficjalnie.
Jej towarzysz kiwnął głową.
– Przedstawicielka Cheng stara się cię uratować. Podpisało się już pod tym troje świadków. Twoja odmowa złożenia podpisu jest właściwie bez znaczenia. Ye Wenjie, nalegam, żebyś się dobrze zastanowiła.
– Tak – ciągnęła Cheng. – Serce mi się kraje na myśl, że taka wykształcona młoda osoba jak ty może zrujnować sobie życie z powodu czegoś takiego. Naprawdę staram się ciebie uratować. Proszę, żebyś zgodziła się z nami współpracować. Spójrz na mnie. Myślisz, że wyrządziłabym ci krzywdę?
Ale Ye nie patrzyła na przedstawicielkę Cheng. Zamiast niej widziała krew ojca.
– Przedstawicielko Cheng, nie mam żadnej wiedzy o wydarzeniach opisanych w tym dokumencie. Nie mogę go podpisać.
Cheng Lihua umilkła. Przez długą chwilę wpatrywała się w Ye, a zimne powietrze w celi zdawało się gęstnieć. Potem powoli włożyła dokument z powrotem do teczki i wstała. Jej życzliwa mina nie zniknęła, ale wyglądała jak nałożona na twarz gipsowa maska. Podeszła do stojącego w rogu kubła z wodą do mycia. Podniosła go i poruszając się z metodycznym spokojem, wylała połowę zawartości na Ye, a drugą na jej koc. Potem postawiła kubeł i wyszła z celi, zatrzymawszy się tylko, by mruknąć:
– Ty uparta suko!
Za nią wyszedł dyrektor więzienia. Zanim to zrobił, popatrzył zimno na przemoczoną i ociekającą wodą Ye, po czym zamknął z łoskotem drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Ziąb mongolskiej zimy chwycił Ye przez mokre ubranie jak dłoń olbrzyma. Usłyszała szczękanie swoich zębów, ale w końcu i ten dźwięk zniknął. Zimno przenikało ją do kości, świat przed jej oczami stał się mlecznobiały. Miała wrażenie, że cały Wszechświat zmienił się w potężną bryłę lodu, a ona jest w nim jedyną iskierką życia. Nie miała nawet kilku zapałek, a jedynie złudzenia…
Bryła lodu, w której była uwięziona, stopniowo stała się przezroczysta. Ye widziała przed sobą wysoki budynek. Na jego szczycie młoda dziewczyna machała czerwonym sztandarem. Jej szczupła postać ostro kontrastowała z szerokim sztandarem. To była jej siostra, Wenxue. Odkąd Wenxue zerwała ze swą reakcyjną rodziną pracowników nauki, Wenjie nigdy o niej nie słyszała. Dopiero niedawno dowiedziała się, że jej młodsza siostra zginęła dwa lata temu w jednej z wojen między frakcjami Czerwonej Gwardii.
Po chwili postać powiewająca sztandarem przeistoczyła się w Bai Mulina, w którego okularach odbijały się płomienie szalejące pod budynkiem, potem w przedstawicielkę Cheng, później w Shao Lin, matkę Ye, a na koniec w jej ojca. Zmieniały się osoby dzierżące sztandar, ale on sam poruszał się bez przerwy, niczym wieczne wahadło, odmierzając resztkę jej krótkiego życia.
Stopniowo sztandar zamazał się, wszystko się zamazało. Lód, który wypełnił Wszechświat, ponownie zamknął ją w środku. Ale tym razem był czarny.
3
Czerwony Brzeg I
Ye Wenjie słyszała stały głośny ryk. Nie wiedziała, ile czasu minęło.
Ryk dochodził ze wszystkich stron. W stanie zamglonej świadomości wydawało się jej, jakby jakaś ogromna maszyna przewiercała albo przecinała bryłę lodu, w której się znajdowała. Świat nadal spowijała ciemność, ale ten dźwięk stawał się coraz bardziej rzeczywisty. W końcu nabrała pewności, że jego źródłem nie jest ani niebo, ani piekło.
Zdała sobie sprawę, że wciąż ma zamknięte oczy. Z wysiłkiem podniosła ciężkie powieki. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, była lampa osadzona głęboko w suficie. Osłonięta siatką ochronną, emitowała mdłe światło. Sufit wyglądał na zrobiony z metalu.
Usłyszała męski głos wymawiający cicho jej imię.
– Masz wysoką gorączkę – powiedział mężczyzna.
– Gdzie jestem? – Miała tak słaby głos, że nie była pewna, czy wydobywa się z jej ust.
– W helikopterze.
Czuła się słaba i z powrotem zasnęła. Podczas drzemki towarzyszył jej ten ryk. Niebawem znowu się obudziła. Zniknęło odrętwienie, ale nasilił się ból. Czuła łupanie w głowie i w stawach rąk i nóg, a oddech wydobywający się z jej piersi był bardzo gorący. Gardło bolało ją tak, że kiedy przełykała ślinę, miała wrażenie, jakby łykała kawałki rozżarzonego węgla.
Obróciła głowę i zobaczyła dwóch mężczyzn w takich samych mundurach, jaki nosiła przedstawicielka Cheng. Jednak w odróżnieniu od niej obaj mieli bawełniane czapki Armii Ludowo-Wyzwoleńczej z naszytą z przodu czerwoną gwiazdą. Na kołnierzach ich rozpiętych kurtek widziała insygnia armii. Jeden z mężczyzn był w okularach.
Zobaczyła, że ona też przykryta jest wojskową kurtką. Jej ubranie było suche i ciepłe.
Usiłowała usiąść i ku jej zdumieniu udało się to. Wyjrzała przez okno po drugiej stronie – powoli przepływały za nim chmury, w których odbijało się oślepiające światło słońca. Cofnęła wzrok. Wąska kabina wypełniona była żelaznymi kuframi pomalowanymi na wojskową zieleń. Przez drugie okno zobaczyła migające cienie rzucane przez rotory. Rzeczywiście była w helikopterze.
– Lepiej się nie podnoś – powiedział ten w okularach.
Pomógł jej położyć się z powrotem i znowu przykrył kurtką.
– Ye Wenjie, to twój artykuł?
Drugi mężczyzna rozpostarł przed jej oczami otwarte angielskie pismo. Artykuł nosił tytuł Możliwość istnienia granic fazowych w strefie promieniowania słonecznego i ich własność odbijania promieni. Pokazał jej okładkę czasopisma – był to numer „The Journal of Astrophysics” z 1966 roku.
– Oczywiście, że tak. Czy to w ogóle potrzebuje potwierdzenia? – Mężczyzna w okularach odłożył pismo, a potem przedstawił siebie i towarzysza: – To komisarz polityczny Lei Zhicheng z bazy Czerwony Brzeg. Ja jestem