W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń
Читать онлайн книгу.żeby rozładował emocje za pomocą żartów, niżby miał po służbie tłumić je alkoholem.
Michał pospieszył za nią.
– Jeżeli liczyła na okazję, to według lekarza raczej się nie doczekała. To oczywiście tylko wstępna opinia doktorka. Technik już prawie skończył. Wszystko zostało nienaruszone, żebyś mogła sobie obejrzeć.
– Prokurator był?
– A jakże. Sam Kanalarz zaszczycił nas swą obecnością. Był i wybył. Jak zwykle rzucił swoje „wiecie, co robić” i pognał do auta, jakby go szerszeń w dupę ugryzł. Na zwłoki nawet nie spojrzał.
Herrera, wyraźnie rozweselona, dała mu kuksańca w żebro.
– Trzeba było powiedzieć, że to żona burmistrza, miałbyś od razu jego pełne zaangażowanie! – Nie mogła się powstrzymać od tej uwagi, Kanalarz bowiem nie zawdzięczał swojego przezwiska inspekcjom sieci oczyszczania miasta. – Założę się, że natychmiast kazałby ściągnąć tu profilera, grupę z CBŚ i kilku antyterrorystów. Dla naszego pana burmistrza wszystko – zagruchała, udatnie naśladując lizusowski ton prokuratora. – Co jak co, ale wchodzenie w dupę ma opanowane do perfekcji.
Szot parsknął śmiechem, przerwanym gniewnymi słowami technika.
– Może by tak trochę szybciej? Najpierw życzy sobie pani, żebym poczekał, a potem zabawia się flirtowaniem z podwładnym. A ja stoję jak…
– Lepiej niech pan nie kończy. Przepraszam. Były pewne perturbacje z ustaleniem, kto właściwie powinien tu przyjechać.
– Znowu Gruda? – Wzrok mężczyzny złagodniał. – Ten facet tak bardzo chce się wybić, że gotów sam dokonać mordu, żeby potem znaleźć zabójcę. Poza tym chce pani za wszelką cenę zaimponować. No dobra, niech sobie pani popatrzy, tylko szybko, bo pora kończyć, zabierać zabawki i wracać na swój plac. Ona wprawdzie bardziej martwa już nie będzie, ale przypominam, że mamy falę upału.
Benita nie mogła dyskutować z logiką tego stwierdzenia, już teraz było jej za gorąco. Podeszła do przykrytego białą tkaniną ciała i zaklęła pod nosem. To nie była zbrodnia w afekcie ani też efekt bandyckiego napadu; ciało zostało upozowane w sposób sugerujący jakieś przesłanie. Całun i świeca w złożonych dłoniach nasuwały skojarzenia religijne, ale za wcześnie jeszcze na wysnuwanie jakichś wniosków; mogło okazać się, iż te rekwizyty mają zupełnie inne znaczenie.
Kobieta miała na sobie ubranie. Elegancka sukienka, stopy obute w szpilki, na szyi złoty łańcuszek, w lewym uchu przewlekany kolczyk. A gdzie drugi?
Obok ciała leżała torebka. Technik wziął ją w osłonięte rękawiczkami dłonie, otworzył i po chwili poszukiwań wyjął etui na dokumenty.
– Jest prawo jazdy i dowód osobisty. Katarzyna Bielawa, zamieszkała w Cieszynie… Ulica… całkiem niedaleko stąd mieszkała. Są karty płatnicze, dowód rejestracyjny samochodu… – Mężczyzna zamilkł i ponownie zaczął przeglądać torebkę. – Kluczyki od samochodu, pęk kluczy, portmonetka… – znów urwał, przeliczając pieniądze. – Ponad tysiąc w gotówce – stwierdził, odłożywszy portmonetkę do torebki.
– Czyli rabunek możemy wykluczyć – usłyszała Benita tuż za sobą. Nie musiała się oglądać, by wiedzieć, kto to powiedział. Zbyt dobrze znała ten intensywny, piżmowy zapach wody kolońskiej. Nie znosiła go, niestety przez ostatnie kilka miesięcy ciągle atakował jej zmysł powonienia. Już miała się odezwać, lecz wyręczył ją jak zwykle niezawodny Szot.
– A gdyby nie miała torebki, to podejrzewałby pan napad rabunkowy? Słusznie, rabusie zawsze zabijają. Potem nakrywają zwłoki białą płachtą i wkładają świecę w dłonie. Taki już wymóg tego zawodu!
Miażdżąca pogarda w głosie sierżanta sprawiła, że policzki podkomisarza Grudy pokryły się krwistym rumieńcem. Pół roku temu przeniósł się do Cieszyna i już pierwszego dnia komisarz Benita Herrera wpadła mu w oko. Najpierw próbował zwrócić jej uwagę subtelnymi sposobami, a gdy plan zawiódł, zaczął robić wszystko, by jak najczęściej przebywać blisko niej. To również nie przynosiło żadnych rezultatów. Benita ostentacyjnie go lekceważyła, a takie wpadki, jak ta sprzed chwili, nie dodawały mu splendoru.
– Co pan tu robi, podkomisarzu? – Herrera dopiero teraz odwróciła się w stronę Grudy. – Szef powiedział wyraźnie, że to ja mam prowadzić śledztwo.
– Pomyślałem, że może się przydam – bąknął, patrząc z psim oddaniem w oczach.
Na widok tego spojrzenia wstrząsnęła się z niechęcią. Dla kogoś podobnie patrzącego straciła ponad rok życia i nie zamierzała powtarzać tego błędu; miała serdecznie dość mężczyzn, którzy w silnych kobietach szukali oparcia dla własnych słabości.
– Mylił się pan – odparła krótko. – Proszę wracać do swoich zajęć, tutaj nie będzie pan potrzebny.
Jakby zapomniawszy o jego istnieniu, odwróciła się doń plecami, rozpoczynając rozmowę z sierżantem. Gruda postał jeszcze chwilę, łudząc się, iż zmieni zdanie, wreszcie odszedł powolnym krokiem.
– On się w tobie kocha – stwierdził Szot. – Łazi za tobą jak cień.
– Nie znoszę takich facetów! Dobrowolnie robią z siebie podnóżek, a potem się dziwią, że kobiety ich nie szanują. To nie chłop, tylko guma z kalesonów!
Benita machnęła ręką; odgradzając się tym gestem od Grudy i jemu podobnych, ponownie skupiła uwagę na denatce.
Kobieta była atrakcyjna i zadbana. Rude włosy miała starannie ułożone, paznokcie rąk i nóg pomalowane seledynowym, dopasowanym do koloru sukienki lakierem. W okolicach lewej piersi widniała wielka krwawa plama.
– Mam złe przeczucia – odezwał się Michał. Pokiwała głową.
– Ja również. Ona nie ma na sobie majtek, a ubranie nie jest na tyle obcisłe, by nie dało się pod nim zmieścić bielizny. Przy zabójstwie po gwałcie nie występuje na ogół układanie ciała w specjalnej pozie, w każdym razie ja nie słyszałam dotąd o podobnym przypadku. Boję się, że to robota jakiegoś świra, a tacy lubią się powtarzać.
– Ciekawe, co tu robiła? Myślisz, że przyszła z nim dobrowolnie?
– Nie wiem, ale mam zamiar dowiedzieć się, czy nie widział jej przypadkiem ktoś z tego pubu powyżej. – Wskazała lokal usytuowany w pobliżu miejsca zdarzenia. – Mieszkała niedaleko, więc raczej nie przyjechała samochodem. Myślę, że była z kimś umówiona, bo inaczej po co by tu przyszła? W okolicy nie ma żadnych sklepów ani instytucji, poza tym ubrała się elegancko, zadbała o fryzurę i makijaż… Moim zdaniem umówiła się na spotkanie, a do tego pub jest bardziej odpowiedni niż brzeg rzeki. Idziesz ty czy ja?
– Jak już zacząłem z oględzinami, to dokończę. Idź, nie ma sensu, żebyśmy tu tkwili oboje.
Pub był jeszcze zamknięty, lecz na szczęście właściciel należał do grona tych, co lubią przychodzić wcześniej i przygotować wszystko przed rozpoczęciem pracy. Przeczytawszy wywieszkę informującą o godzinach otwarcia lokalu, Benita zastukała w drzwi wyłącznie dla spokoju sumienia, nie oczekując żadnej reakcji. Ku swojemu zdumieniu usłyszała czyjeś kroki, a po chwili męski głos, pytający o powód dobijania się do nieczynnego jeszcze lokalu. Podała nazwisko i stopień, przedstawiając zwięźle przyczynę wizyty.
Mężczyzna wpuścił ją natychmiast, a wysłuchawszy dodatkowych wyjaśnień, wyraził daleko idącą chęć pomocy. Okazało się, że poprzedniego dnia był w pracy od późnego popołudnia aż do zamknięcia i gdy tylko spojrzał na włożone w folię prawo jazdy zamordowanej, natychmiast ją rozpoznał.
– Była tu wczoraj, z mężczyzną. Siedzieli w rogu, pod oknem. – Gestem wskazał stolik.
– Kiedy