W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń
Читать онлайн книгу.obowiązkowości, lecz by oddawać się czynnościom zupełnie innym niż praca. Nie zamierzała w to wnikać, chyba że zaistniałyby ku temu ważne przyczyny.
– Później będę musiała porozmawiać z kelnerką, teraz jednak chciałabym usłyszeć pana opinię. Jak przebiegało to spotkanie? Domyśla się pan jego powodów?
– Chodzi pani o to, czy mieli randkę? – Mężczyzna rozmyślał chwilę, wreszcie zdecydowanie zaprzeczył. – Nie sądzę, bardziej wyglądało mi to na spotkanie w interesach. Tam nie iskrzyło, brakowało tych specjalnych gestów, czułych spojrzeń… Wie pani, co mam na myśli?
Skinęła głową na znak, iż rozumie, myśląc przy tym melancholijnie, że to cud, że nadal pamięta. Jeszcze trochę, a będzie musiała prosić o dokładniejsze tłumaczenie…
– Jak długo przebywali w lokalu?
– Wyszli przed dziewiątą. Nie wiem dokładnie, o której, byłem wtedy na zapleczu. Ale gdy o dziewiątej wróciłem na salę, ich już nie było. Beatka powinna wiedzieć, przecież musieli przed wyjściem uregulować rachunek.
– No tak. Proszę mi jeszcze powiedzieć, jak wyglądał ten mężczyzna?
– Jak wyglądał? Normalny facet… Wie pani – właściciel zaśmiał się nerwowo – kobietę łatwiej byłoby mi opisać… Miał czarne włosy, oczy chyba też, w każdym razie na pewno były ciemne. Opalony albo miał ciemną cerę, zadbany, elegancki. Myślę, że kobiety uznałyby go za bardzo przystojnego.
– W jakim mógł być wieku?
– Trzydzieści pięć, sześć… ale nie sądzę, by przekroczył czterdziestkę. Może jest na nagraniu? – zastanawiał się głośno, pocierając w zamyśleniu podbródek.
Benita aż poderwała się z krzesła.
– Chce pan powiedzieć, że macie tu kamerę?
– Mamy od niedawna, wisi na latarni naprzeciwko wejścia. Było kilka prób włamania, wandalizm, więc zainstalowałem. Najpierw nad drzwiami, ale od razu zniszczyli, no to następną zawiesiliśmy na latarni. Chyba nikt się dotąd nie zorientował w tym podstępie, bo dalej działa. Tych, którzy wchodzą do lokalu, ciężko będzie rozpoznać, gdyż są ustawieni tyłem, natomiast wychodzących można obejrzeć bardzo dokładnie. Zaraz sprawdzę, czy ten mężczyzna jest na nagraniu. Powinien być, bo tutaj nie ma drugiego wyjścia, więc musiał przejść tędy i pojawić się na wprost kamery.
– W takim razie ja porozmawiałabym teraz z kelnerką, jeśli można.
Mężczyzna oddalił się na zaplecze, a Benita, korzystając z chwili przerwy, ciekawie rozejrzała się po lokalu. Sądząc po oprawionych w ramy plakatach i zdjęciach zespołów muzycznych, właściciel postawił na młodzież, widząc w niej swoich głównych klientów. Świadczyły o tym również długie, wysokie stoły z dostawionymi do nich stołkami barowymi. Zauważyła też, że wystawione alkohole nie zaliczają się do najdroższych. To było logiczne, studencka kieszeń na ogół bywa pustawa.
– Dzień dobry – usłyszała koło siebie słowa powitania, wypowiedziane nieco drżącym głosem. Odwróciwszy się, ujrzała ładną dziewczynę w fartuszku kelnerki. – Szef kazał mi z panią porozmawiać.
– Powiedział pani, o co chodzi?
– Nie, mówił tylko, że pani jest z policji.
– Jestem. – Uśmiechnęła się uspokajająco do zdenerwowanej dziewczyny. – Komisarz Benita Herrera. Pani Beata, zgadza się?
– Tak, ale ja nic nie zrobiłam…
– Wiem. Mam pytanie dotyczące gości, którzy wczoraj siedzieli przy tamtym stoliku…
Beatka okazała się wspaniałym świadkiem. Dzięki jej spostrzeżeniom Benita uzyskała w miarę dokładny obraz. Spotkanie denatki z czarnowłosym mężczyzną nie było przypadkowe i doszło do niego z inicjatywy kobiety. Rzeczywiście chodziło o interesy, a konkretnie o pożyczkę, o którą poprosiła swojego towarzysza. Ze słów kelnerki wynikało, że mężczyzna zgodził się pożyczyć kobiecie trzydzieści tysięcy na rozwój firmy. Jakiej, tego kelnerka nie wiedziała. Nie zauważyła między nimi żadnego konfliktu, wręcz przeciwnie, odniosła wrażenie, że bardzo się lubią, chociaż bez romantycznych podtekstów. Lokal opuścili razem, mniej więcej po półgodzinie.
Gdy właściciel pubu wyszedł z zaplecza, Herrera od razu wiedziała, że znalazł na nagraniu interesującego ją klienta, uśmiechał się bowiem od ucha do ucha.
– Mamy go – zawołał z triumfem, pokazując trzymanego w dłoni pendrive’a.
Zrobiło się już dość późno i postanowiła pojechać prosto na komendę. Zadzwoniła do Szota, żeby po zakończeniu oględzin poszedł obejrzeć mieszkanie denatki, sama zaś wzięła na siebie ustalenie tożsamości jej towarzysza. Czekając na uruchomienie się komputera, zrobiła kawę, zapaliła papierosa i otworzyła szeroko okno. W budynku, jak w każdej innej instytucji, obowiązywał zakaz palenia, nagminnie łamany przez wszystkich dręczonych nałogiem funkcjonariuszy. Przełożony udawał, że o niczym nie wie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zacznie robić aferę i żądać respektowania przepisów, połowa podwładnych będzie ciągle pod byle pretekstem przebywać poza budynkiem. Milczał więc, a oni w zamian starali się ograniczać ilość wypalanych papierosów i nie dopuszczać do tego, by dym zaczynał przesłaniać widoczność, kłębiąc się w pokojach niczym mgła z powieści Jamesa Herberta.
Paląc, rozglądała się po pomieszczeniu, porównując je z wnętrzem pubu. Tam wszystko było nowe, błyszczące chromowaną stalą i szkłem. Tutaj nic nie lśniło. Stare biurka, pamiętające chyba jeszcze czasy milicji, wysiedziane obrotowe krzesła grożące w każdej chwili złamaniem oparcia i przybrudzone ściany, aż proszące się o świeżą farbę. Mimo to zdecydowanie wolę być policjantką niż kelnerką, pomyślała, zaciągając się po raz ostatni.
Schwyciła gałązkę stojącej na parapecie pelargonii i podniosła. Wraz z kwiatem, do złudzenia przypominającym żywą roślinę, uniosła się sztuczna ziemia. Benita zgasiła starannie niedopałek w tej świetnie zakamuflowanej popielniczce, włożyła pelargonię na miejsce i usiadła przy biurku, wsuwając pendrive’a w gniazdo USB.
Uważnie przeglądała nagranie. Gdy zauważyła wychodzącą z lokalu Katarzynę Bielawę, dosłownie wbiła wzrok w ekran monitora. Za kobietą wyszedł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Przystanęli na chwilę przed drzwiami, dyskutując o czymś zawzięcie. Benita odniosła wrażenie, że mężczyzna próbuje przekonać do czegoś swą towarzyszkę, ona jednak ze śmiechem potrząsnęła głową w geście odmowy. Potem skręciła w bok, poza zasięg kamery, a on podążył za nią.
– Kim jesteś? – zastanawiała się głośno. Mężczyzna z nagrania ją intrygował. Owszem, był bardzo przystojny, ale nie w typie zadowolonego z siebie gwiazdora filmowego, co zawsze wywoływało u niej niechęć. On wyglądał inaczej. Coś w jego oczach i wyrazie twarzy mówiło, że życie nie zawsze było dla niego łaskawe i że pomimo nienagannej prezencji i niewątpliwego bogactwa wcale nie jest szczęśliwy.
– Co oglądasz?
Dźwięk głosu dobiegającego od strony drzwi tak ją zaskoczył, że aż się wzdrygnęła. Zbyt była zaaferowana osobą nieznajomego, by zauważyć, że ktoś wszedł do pokoju.
– Czego straszysz ludzi? – fuknęła bez złości. Lubiła Ryśka Formana, pracującego w policji prawie tak długo, jak ona żyła na tym świecie. W przeciwieństwie do wielu starszych policjantów nigdy nie dał jej odczuć, że uważa ją za gorszą z racji tego, że jest kobietą, nie przeszkadzał mu również jej wyższy stopień, uzyskany mimo mniejszego doświadczenia w pracy.
– Słyszałem, że trafił ci się trup. Domowa awantura czy porachunki meneli? – spytał, podchodząc bliżej.