Wiedźma. Anna Sokalska

Читать онлайн книгу.

Wiedźma - Anna Sokalska


Скачать книгу
myśli, ale coś mi nie idzie – wyznała Nina, wzdychając ciężko.

      Chłopak roześmiał się lekko.

      – Bo to tak nie działa. W głębi duszy już wiesz, czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej. Musi to tylko do ciebie dotrzeć. Żadne rozmyślania, rachunki sumienia ani kalkulacje tego nie zmienią. Czy te siedem tygodni przesiedzisz w jednym miejscu, czy przelatasz, podglądając życie swojej rodziny i przyjaciół, to nie ma znaczenia. Jeśli czujesz dystans do tamtego życia, to choćbyś poszła na własny pogrzeb i widziała płacz matki, i tak pójdziesz do Zaświatów. Ale jeśli coś cię tu trzyma, to nawet legion ponuraków cię nie ruszy.

      – Więc po co te siedem tygodni? – spytała Nina.

      – To już tutejsza metafizyka. Czasem i po czterdziestu dniach okazuje się, że jest za późno. Nasza tutejsza postać w pewnym sensie zanieczyszcza się atmosferą Międzyświata i staje zbyt gęsta, zbyt ciężka, by pójść dalej. Tak mówią. Według niektórych to nasz własny żal i smutek osadzają się jak nalot i blokują przejście. Inni z kolei uważają, że zmienia się struktura cząsteczek albo częstotliwość drgań duszy czy tej „życiowej energii”, co trzyma nas w kupie. Prawda jest taka, że nikt tego nie zbadał, bo zmory, chochliki i cała reszta mają swoje zmartwienia, a ponuraki ani nikt inny nie powiedzą nam, jak to jest naprawdę. Może po tym czasie zwyczajnie nie chce im się już nas pilnować i przechodzimy do rejestru Baby Jagi. Tak czy siak, nawet jak się już zechce, to bez ich pomocy i tak nie przejdzie się do Zaświatów. Tyle wiem. Aha, no i nie można za bardzo świrować, bo jak się straci wolę istnienia, to można się rozpaść. Dusza podobno zostaje, ale uwięziona w pustce i wtedy jest już całkiem beznadziejnie. Tak z kolei mówią pomocnicy Baby Jagi, ale może to ich sposób, żeby nas zmobilizować do przejścia do Zaświatów. Kto ich tam wie. Wszędzie te same urzędasy.

      – Śmierć i podatki – zaśmiała się niewesoło Nina.

      – No! – żachnął się chłopak. – Jeszcze tylko podatków by tu brakowało! Lepiej nie mów tego na głos.

      Roześmiali się oboje, ale Nina zrozumiała, że nie powinna już więcej wypytywać chłopaka. Mimo wesołej powierzchowności na jego obliczu pojawił się cień przygnębienia.

      – Idę – powiedziała i wstała z ławki.

      – Idziesz? – powtórzył, przyglądając się jej badawczo.

      – Tak, ale nie odchodzę. Jeszcze nie – odpowiedziała i uśmiechnęła się krzywo. Miał rację. W głębi serca już wiedziała.

      – Jakby co, to ostatnio często się tu kręcę po okolicy. Możesz mnie też szukać w najbliższym kinie.

      Nina uśmiechnęła się do niego serdecznie, pomachała na pożegnanie ręką i ruszyła dalej przed siebie, po drodze rozmyślając o tym, co uwięziony w Międzyświecie chłopak mógł robić przez te wszystkie lata poza chodzeniem na darmowe seanse.

      Pod akademik wróciła dopiero po tygodniu. Nie chciała oglądać reakcji swoich znajomych na wiadomość o jej śmierci. Tym bardziej nie miała sił odwiedzać rodzinnego domu ani nawet zbliżać się do cmentarza w czasie uroczystości pogrzebowej. Tak jak mówił spotkany w parku chochlik, czuła do tego swoisty dystans – zwłaszcza do własnego, materialnego ciała, które zostało złożone do zimnej ziemi. Myśl o rodzicach i Karolinie napełniała ją frustracją – z jednej strony pogodziła się z faktem, że dzieli ją od nich nieprzenikalna bariera, ale z drugiej czuła, że ich widok mógłby okazać się nieznośnie przykry. I byłaby gotowa pójść do biura dyżurnego anioła śmierci, gdyby nie jedna myśl, chodząca za nią krok w krok jak cień, którego już nie miała.

      Nie mogąc się uwolnić od gniotącego ją jak niewygodny element ubrania uczucia, Nina poszła ostatni raz zobaczyć Dawida. Ściemniało się już i kończył się ostatni wykład tamtego dnia. Nina czekała przy drzwiach wyjściowych, nieco z boku, aby nie wpadł na nią tłumek wychodzących studentów. Gdy dostrzegła Dawida, ostrożnie ruszyła za nim, a dogoniła go po kilkudziesięciu krokach, kiedy szedł już po ulicy całkiem sam. Skierował się do jednej z kawiarni, w której usiadł z rozłożonym laptopem, by uporządkować notatki, poprzeglądać internet i posłuchać muzyki przez słuchawki. Z jakiegoś powodu nie chciał wracać do akademika ani spotykać się ze znajomymi i Nina tylko mogła domyślać się, dlaczego tak było. Niezależnie od scenariuszy, jakie przychodziły jej do głowy, czuła się jednocześnie winna jego kłopotów i szczęśliwa, że może być z nim sam na sam, tak blisko i tak długo, jak tylko zechce.

      Nie dostrzegła, kiedy przekroczyła granicę. Obserwowanie życia Dawida wypełniło jej kolejne dni. Początkowo towarzyszyła mu tylko w miejscach publicznych, w kawiarniach i na uczelni, wyobrażając sobie, że się z nim koleguje, przyjaźni albo że jest z nim na randce. Szybko zaczęła do niego mówić, nie przejmując się tym, że jej nie słyszy i nie może odpowiedzieć. Wtrącała się do rozmów, które prowadził z innymi, nieraz wymyślając ludziom, o których prawdziwych intencjach i opiniach wiedziała. Z czasem pozwoliła sobie wchodzić do pokoju Dawida, a nawet powędrowała za nim do jego domu, do którego wrócił na jeden z weekendów.

      Czterdziestego dziewiątego dnia odnalazła poznanego w parku chochlika. Po śniegu nie było już śladu, słońce zbierało siły do nadchodzącej wiosny, a Nina, nie czując przenikliwego chłodu świata żywych, miała wrażenie, że od ich pierwszego spotkania minęły całe wieki.

      – A to kto? – zawołał chochlik beztrosko na jej widok. – Już myślałem, że nie żyjesz.

      Nina parsknęła, choć wcale nie była w najlepszym nastroju.

      – Jeszcze się jakoś trzymam – odpowiedziała.

      – Brzytwy? – podsunął z uśmiechem, ale spod wesołej miny prześwitywał ponury wyraz.

      Ruszyli ścieżką poprzez opustoszały park. Nigdy nie było tu zbyt wielu spacerowiczów, a pracowita pora dnia i wroga temperatura przegoniły i tych nielicznych chętnych do podziwiania nagich, zziębniętych drzew i zmrożonej trawy.

      – Zostaję... – wyznała Nina, jakby zdradzała wstydliwy sekret.

      – Wiem – odparł wprost chochlik, a gdy spojrzała na niego pytająco, dodał: – Masz to wypisane na twarzy. To zagubienie.

      Nina spuściła wzrok.

      – Dziwnie się czuję – wyjaśniła. – Coś nie daje mi spokoju, ale nie wiem co. Bez przerwy coś mnie złości. Rzeczy, które sprawiają mi radość, jednocześnie podskórnie doprowadzają mnie do szału.

      – Liżesz szybę, za którą zostawiłaś cukierki – zauważył chochlik bezwzględnie. – Czego się spodziewałaś?

      – Tak, wiem, ale jednocześnie chcę tego – odpowiedziała bez wahania. – Może powinnam odwrócić się, zapomnieć... Wiesz, co z oczu, to z serca. Ale nie mogę. Wolę to niż zapomnienie.

      – Czyli zostajesz – podsumował chochlik. – Cóż, nie mam ci czego gratulować, ale mimo wszystko cieszę się, że poznałem nową bratnią duszę. Jeśli chcesz, przedstawię ci kilkoro naszych. Może zrobimy jakąś imprezkę, mamy tu swoje drobne przyjemności.

      – Dzięki. Może za jakiś czas. – Uśmiechnęła się do niego niewesoło.

      – A, właśnie! Nie przedstawiłem ci się. Jestem chochlik Dżordż – oznajmił i wyciągnął do niej rękę.

      Nina zawahała się przez sekundę, po czym podała mu dłoń. Wymienili uścisk, a dziewczyna poczuła delikatne mrowienie w palcach. Zdziwiło ją to, bo już kilka tygodni temu nieprzyjemne wrażenia właściwe nowej powłoce zniknęły, ustępując całkowitemu brakowi czucia. Zastanawiała


Скачать книгу