Wiedźma. Anna Sokalska
Читать онлайн книгу.powstrzymała gniew.
– Nie o to mi chodzi – wycedziła. – Co, jak spadnę? Odbiję się jak od trampoliny?
– To zależy. Jeśli pod ulicą będzie kanał, zapadnie się pani pod ziemię – odparł anioł śmierci, a Nina była pewna, że przez ułamek sekundy dostrzegła na jego twarzy rozbawiony uśmieszek.
– A jak nie będzie? – dopytywała, teraz już bardziej dla przekory niż z ciekawości.
– Wyląduje pani na powierzchni. Nie będzie bolało. Najwyżej wpadnie pani w poślizg. Nic spektakularnego. Pani nie ma teraz kości i nie porusza się za pomocą mięśni. Nie ma już nerwów, którymi płyną informacje do komórek ciała – są same cząsteczki, a pani, że tak powiem, myśli i dusza, są jakby w chmurze. Rozumie pani? Pani istota jest falą, jest informacją zapisaną w tym zbiorze cząsteczek, którym chce się pani rzucić z wieżowca. Ich integralność jest zapewniona dzięki sile pani woli. Myśli pani, więc pani jest, dlatego pani, że tak powiem, sytuacja psychiczna jest w tym wymiarze – i w ogóle w wymiarach innych niż tamten, materialny świat – kluczowa dla pani istnienia.
– Wow. Nic nie rozumiem – powiedziała Nina, choć mimo wszystko wydawało jej się, że przynajmniej w części dotarł do niej sens jego słów.
– W Międzyświecie ma pani czas, by przyzwyczaić się do nowej postaci i ustabilizować swoją sytuację psychiczną. Pani zginęła tragicznie, więc może potrzebować kilku dni, żeby oswoić się z tą myślą. Ale jeśli czuje się pani na siłach, możemy od razu przejść do Zaświatów.
– Nie, nie, nie – zaprotestowała szybko i instynktownie.
– Dobrze, w takim razie proszę spokojnie sobie wszystko przemyśleć. Teraz i tak nie dokończymy formalności, bo mamy w Urzędzie drobną awarię systemu. Jeśli będzie pani chciała się czegoś dowiedzieć, dyżurny anioł śmierci ma swoje biuro przy Młynarskiej, w kaplicy Halpertów, przyjmuje codziennie od północy do szóstej rano.
– Dlaczego od północy? – zdziwiła się Nina, podejrzewając, że anioł śmierci mimo twarzy pokerzysty próbuje ją nabrać.
– Kwestie praktyczne – uciął i spojrzawszy na zegarek, wyjął ponownie swój tablet. – Jeśli jest pani ciekawa, zapraszam do dyżurnego, z pewnością chętnie to pani wyjaśni. Proszę... – Otworzył coś w aplikacji na urządzeniu i pokazał jej ekran. – To krótkie pouczenie. Musi się pani zgłosić do dyżurnego w terminie czterdziestu dziewięciu dni. W przeciwnym razie zostanie pani uwięziona w Międzyświecie i przejdzie pani pod jurysdykcję Baby Jagi – sparafrazował treść krótkiego komunikatu.
– Co?! – zdumiała się Nina jeszcze bardziej. – Baby Jagi?!
– Właśnie tak. Po szczegóły zapraszam do dyżurnego. I nie radzę z tym zwlekać. Proszę tu dotknąć palcem na potwierdzenie, że zapoznała się pani z pouczeniem.
Nina zawahała się, ale ostatecznie posłusznie przyłożyła palec wskazujący do czytnika linii papilarnych u dołu urządzenia. Tablet piknął, anioł śmierci również złożył swój odcisk palca i przełączył się na widok mapy, gdzie migały czerwone krzyżyki. – Proszę wybaczyć, ale czeka na mnie kolejny zmarły. Mamy dzisiaj ciężką noc, a jeszcze ta awaria... Proszę się zbytnio nie martwić. Śmierć to nie koniec – zakończył anioł, ale pocieszenie wypowiedziane jego beznamiętnym głosem nie dodało Ninie zbyt wiele otuchy. Dotknął jeszcze kilka razy ekranu, wreszcie schował tablet i pożegnawszy się symbolicznym dotknięciem ronda kapelusza, odszedł.
Nina, zajęta rozmową, nawet nie zauważyła, kiedy karetka zabrała jej ciało. Teraz kierowca, który ją potrącił, rozmawiał z policjantami, ale Nina całkowicie straciła zainteresowanie tym, co się wydarzyło. Odwróciła się na pięcie i poszła w stronę akademika.
Nie weszła jednak do środka. Nie mogła się na to zdobyć. Przesiedziała do rana obok drzwi wejściowych, z absurdalnym podekscytowaniem wyczekując pojawienia się pierwszych studentów. Czy naprawdę jej nie zobaczą? Nie usłyszą, kiedy ich zawoła?
Wydawało jej się, że ostatnie kilka godzin było tylko koszmarnym snem, majakiem wywołanym nadużyciem alkoholu. Ale gdy drzwi otworzyły się i minęła ją pierwsza, a potem druga osoba, zupełnie jakby ona sama była przezroczysta, znów poczuła silny, zimny dreszcz. Kolejni ludzie przechodzili obok, a Nina nie miała odwagi stanąć im na drodze, krzyknąć ani nawet do nich pomachać. Przez chwilę zdawało jej się, że jej oczy spotkały się z czyimś wzrokiem, ale było to tylko złudzenie. Umarła. Nie miała już co do tego żadnych wątpliwości.
Wkrótce zrozumiała, że nie odczuwa nie tylko dotyku ani temperatury, ale też głodu ani zmęczenia. Godzinami mogła krążyć po ulicach, nie doświadczając zupełnie niczego poza wzbierającymi w niej emocjami. Nauczyła się tylko, by unikać tłocznych miejsc – wpadanie na ludzi i przedmioty nie było przyjemne, bo albo się od nich odbijała, albo przenikała przez ich ręce, co w wyjątkowo nieprzyjemny sposób przypominało jej o stanie, w którym się znalazła. Dotarła wreszcie do parku, gdzie tonąc stopami w świeżym śniegu, szła przed siebie, nie zostawiając najdrobniejszego śladu. Usiadła na pustej ławce i, mimo braku efektów, grzebiąc palcem w kołderce białego puchu, zastanawiała się, jak będzie wyglądać jej zetknięcie z wodą. Pogrążona w myślach nie dostrzegła, że obok niej ktoś usiadł.
– Nowa jesteś? – zapytał chłopak. Miał na sobie jesienną, skórzaną kurtkę, poszarpane jeansy i ciężkie buty.
Nina gwałtownie podniosła głowę i nie kryjąc zaskoczenia, obejrzała go z góry do dołu. Mimo odsłoniętych kolan, wystającej spod kurtki cienkiej koszuli w czerwoną kratę i braku choćby szalika czy rękawiczek nie wyglądał, by było mu zimno. Był tylko blady, ale jego brązowe oczy miały żywy wyraz i bystro spoglądały na dziewczynę.
– No co, ducha zobaczyłaś? – zapytał i zaśmiał się sam ze swojego żartu.
– Ty mnie widzisz? – wypaliła Nina.
– Widzę, widzę. Czyli jesteś nowa, co? – powtórzył, teraz już pewien swoich podejrzeń. – Kiedy zeszłaś?
– Co?
– No, kiedy umarłaś?
Nina zamrugała, nieco oszołomiona surrealistycznym pytaniem.
– W nocy – wymamrotała.
– Moje kondolencje – chłopak poklepał ją po ramieniu, szczerząc przy tym zęby.
– A ty? – pytanie wyszło z ust Niny automatycznie, jak w sytuacjach, gdy ktoś pyta nas o zdrowie, samopoczucie albo jakąkolwiek inną błahostkę dnia codziennego.
– O, ja to już kilka lat temu – machnął lekceważąco ręką. – Już nawet dokładnie nie pamiętam.
– Kilka lat temu? Ale... podobno mamy czterdzieści dziewięć dni... – zauważyła Nina niepewnie.
– Tak, tak, ale ja wolałem zostać tutaj.
– Dlaczego?
Chłopak przekrzywił głowę, przyglądając się jej badawczo, i jednocześnie westchnął z namysłem.
– Hm... Po prostu. Wiesz, to taki głos serca. Coś ci mówi, żeby tam nie iść. Niby widzisz czasem tych ludzi, co idą z kostuchami i nawet się nie zastanawiają. Wiesz, jest wypadek, patrzysz, jak taki wychodzi sam z siebie, zaraz pojawia się ponurak, gadka szmatka i po kilku minutach odchodzą razem. Bez żadnych wątpliwości. No i gadałem też z jedną zmorą, która znała inną zmorę, co ostatecznie poszła dalej, znaczy do Zaświatów. Musisz to poczuć. Naprawdę tego chcieć. Ale wiesz, serce nie sługa.
– A co, jeśli się zostanie? – spytała Nina powoli, wbijając wzrok w kołdrę ze śniegu przykrywającą cały park.
–