Uwierz w Mikołaja. Magdalena Witkiewicz

Читать онлайн книгу.

Uwierz w Mikołaja - Magdalena Witkiewicz


Скачать книгу
codziennie od tygodnia. Tylko jednego popołudnia ich nie było. Dziewczynka, podskakując radośnie, brała największy wózek, a potem z mamą za rękę szły do półek z zabawkami. Rozglądały się, uśmiechały, najwyraźniej dyskutowały zawzięcie, zastanawiając się, którą włożyć do koszyka. Mężczyzna żałował, że tylko je widzi, a nie słyszy, bo mogłoby to być również bardzo interesujące. Zżerała go ciekawość, o czym rozmawiają.

      Adam nie mógł oderwać od nich wzroku, bo za każdym razem zachowywały się w ten sam, dosyć specyficzny sposób. Pakowały cały wózek zabawek, czasami dokładając też jakieś kosmetyki. Chodziły pół godziny po sklepie i wyglądały przy tym, jakby doskonale się bawiły. Potem dziewczynka siadała grzecznie na ławce, a kobieta odkładała wszystko na swoje miejsce.

      Na początku Adam chciał interweniować. Nie podobały mu się te durne sklepowe zabawy. Albo się kupuje, albo nie. Kiedy jednak nazajutrz sytuacja się powtórzyła, nieoczekiwanie poczuł się dziwnie zaintrygowany. Coś nie dawało mu spokoju. Dziecko w niczym nie przypominało nieznośnych bachorów, które obserwował często na swoich monitorach. Kobieta była nad wyraz kulturalna, schludnie ubrana. Na dodatek wszystko odkładała dokładnie w to samo miejsce, niekiedy nawet poprawiając ustawienie innych produktów na półkach.

      Oglądanie tego wszystkiego było lepsze niż serial na Netfliksie. Zupełnie nie wiedział czemu. Faktem było jednak, że z niecierpliwością czekał na kobietę z dziewczynką każdego dnia i każdego dnia coraz bardziej go interesowało, o co w tym wszystkim chodzi. Im dłużej je podglądał, tym mniej rozumiał, po jaką cholerę one to robiły.

      ROZDZIAŁ 2

      Witajcie o poranku! Za oknami naszego radiowego studia jeszcze ciemna noc, ale słońce dzisiaj wstanie o siódmej czterdzieści jeden, a zajdzie o piętnastej dwadzieścia trzy.

      Dzień trwa siedem godzin i czterdzieści dwie minuty i jest krótszy od najdłuższego o dziewięć godzin i cztery minuty.

      Wczoraj w Lublinie urodziły się pięcioraczki, szczęśliwym rodzicom gratulujemy i ze swojej strony mamy propozycję imion! Co powiecie na imiona naszych dzisiejszych solenizantów?

      Imieniny dzisiaj obchodzą: Abraham, Anastazy, Beniamin, Bernard, Bogumiła, Dariusz, Eleonora, Grzegorz, Kazimiera, Mścigniew, Nemezjusz, Nemezy, Protazja i Tymoteusz.

      Od świąt Bożego Narodzenia dzieli nas tylko pięć dni!

      1

      – A może twoja babcia ma inne plany i nie chciała ci o tym mówić? – zapytała nagle Marta.

      Siedziały w akademiku i próbowały się uczyć. Było jednak już późno i żadna z nich nie miała nastroju na ślęczenie nad książkami. Tym bardziej że Marta właśnie otwierała drugie wino.

      – Babcia? Ale ona nigdy nie ma żadnych planów niezwiązanych ze mną. – Agnieszka pokręciła głową. – Zawsze byłam na pierwszym miejscu…

      – No właśnie! Wiem, że trudno ci się z tym pogodzić, ale może nadszedł ten czas, że ona zaczęła żyć swoim życiem.

      – Babcia? – jeszcze bardziej zdumiała się Aga. – Swoim życiem? – Przyszło jej na myśl, że zachowuje się jak egoistka, ale nadal wydawało jej się to niemożliwe.

      – Może obok niej pojawił się jakiś mężczyzna i chcą spędzić te święta razem?

      – Mężczyzna? – Agnieszka nie wierzyła w to, co słyszy. Jakoś babcia Helenka nie pasowała jej do roli pogromczyni męskich serc. – No co ty. Ona urodziła się w czterdziestym czwartym!

      Marta spojrzała na nią spod przymrużonych powiek.

      – A ktoś, kto urodził się w czterdziestym czwartym, nie zasługuje już na miłość? Może akurat szczęście się do niej uśmiechnęło. Fajna z niej babeczka. Całe życie cię niańczyła, może wreszcie pojawił się ktoś na horyzoncie.

      – Ale kto? – Agnieszka pokręciła niepewnie głową. Najwyraźniej przyjaciółka zasiała w niej ziarno niepewności.

      – To już ona tylko wie. – Marta nalała wina do kieliszków.

      – Pojadę tam wcześniej. Choćby i jutro – zdecydowała Agnieszka. – Wybadam sytuację. Zapytam wprost, o co chodzi.

      – I jak nie będzie chciała cię widzieć, to przyjedziesz do nas? Może jeszcze załapiesz się na jakieś last minute?

      – Jak nie będzie chciała mnie widzieć? Marta, to właśnie jest niemożliwe. I dlatego tak się martwię, że coś tu nie gra. Każda z nas, i babcia, i ja, żyje własnym życiem, ale one są ze sobą tak splecione, że nie wyobrażamy sobie tego, by w ważnych momentach być osobno. Tym bardziej że jedna jest sama i druga też. Babcia by nie dopuściła do tego, bym samotnie spędzała święta.

      – Wie, że byłabyś z przyjaciółmi…

      – Tak, ale nie byłabym z nią. Z rodziną… A ty nie chciałabyś spędzić świąt ze swoimi rodzicami?

      – Czy ja wiem? W moim domu święta nigdy nie były jakimś wielkim halo. My zawsze gdzieś wyjeżdżaliśmy. Jak byłam młodsza, marzyłam, by spędzać ten czas wspólnie w pięknie przystrojonym domu, rozświetlonym tysiącem lampek, ale moi rodzice uparli się, by pokazać nam świat. W Wigilię nie dostawaliśmy prezentów, bo nie zabieraliśmy ich nigdy do walizek. Szkoda było na nie miejsca. Nie było choinki, nie było oczekiwania na pierwszą gwiazdkę.

      – Smutne – westchnęła Agnieszka.

      – Czy ja wiem? – Marta wzruszyła ramionami. – Po prostu inaczej. W klasie wszyscy mi zazdrościli dalekich podróży i zdjęć ze Świętym Mikołajem ubranym w szorty w renifery i surfującym po falach. A ja chyba trochę zazdrościłam im tego spokojnego odpoczynku i rodzinnej atmosfery. I nawet trochę obżarstwa świątecznego. Takiego zwykłego siedzenia przy stole i rozmów o niczym. I potem spacerów z rodziną, by zrobić miejsce na kolejny posiłek.

      Marta wstała, by nalać sobie wody. Po drodze trąciła palcem bombkę, którą Agnieszka powiesiła na gałązce świerku. Przyniosła go poprzedniego dnia i wstawiła do wazonu.

      – Ty wiesz, że ja chyba nigdy nie ubierałam choinki? A przynajmniej tego nie pamiętam. My w domu nawet chyba nie mamy bombek.

      Agnieszka co roku z niecierpliwością czekała na święta. Boże Narodzenie spędzały zwykle we dwie z babcią, ale zawsze nakrywały jak dla pięcioosobowej rodziny. Było nakrycie i dla mamy, i dla taty. I jeszcze jedno dla niezapowiedzianego gościa. Mama miała zawsze czerwony talerz ze złotą obwódką. Jej ulubiony. Tata biały z namalowaną gałązką świerku. One z babcią też jadły na różnych talerzach, zależnie od tego, co im wpadło w ręce. Czasem gdy chciały, by było bardziej elegancko, wygrzebywały z czeluści szafy zastawę, którą babcia Helenka dostała od swojej babci w prezencie ślubnym. Innym razem wybierały nowoczesne czerwone i kwadratowe talerze, które Agnieszka kupiła za swoje pierwsze zarobione pieniądze.

      Zawsze to wnuczka wymyślała wystrój świąteczny, a potem z babcią siedziały i tworzyły różne cuda. Kiedyś już od października robiły gwiazdki na szydełku, innym razem dom był przystrojony w same czerwone pompony. Z włóczki sprutej ze starego swetra, który nosiła w dzieciństwie. W tym roku miały być renifery. Agnieszka kupiła babci dwa koce w małe rogacze, termofor i identyczne kapcie dla siebie i dla niej. Miało być pluszowo, ciepło i przytulnie. I tak będzie! Spędzą święta razem, już ona się o to postara!

      Jednak mimo tych postanowień, że w tym roku będzie


Скачать книгу