Arabski książe. Tanya Valko

Читать онлайн книгу.

Arabski książe - Tanya Valko


Скачать книгу
bardziej zdecydowanie, a nie na pokaz – mówi bezwzględny konował.

      – Dobre sobie. – Książę śmieje się z przekąsem. – Nie miałem co pokazywać. Po prostu chciałem przekazać, że muszą tu przysłać kogoś, z kim zaplanuję mój dzień. I dietę. Muszę ustalić z kimś mój program. Jeśli mam tu żyć i przeżyć, to trzeba coś z tym fantem zrobić. Nie prześpię dwóch, trzech czy nawet pięciu lat w tym zafajdanym apartamencie! I ostrzegam: jeśli nikt się nie pojawi, znów będzie musiał mnie pan odwiedzić.

      – Ja niby mam się zajmować takimi bzdurami? – Lekarz zachowuje się, jakby był nie wiadomo kim, a jest tylko sługą królewskiego domu. – To niewyobrażalne!

      – Wie pan co? Tutaj wszystko nagrywają. – Więzień pokazuje palcem na kamery w sypialni. – Jeśli nie zrobi pan tego, o co bardzo grzecznie proszę, będzie pan odpowiedzialny za moją kolejną próbę samobójczą. Pański wybór.

      Po tygodniu drzwi się otwierają, jednak nie tylko po to, by dostarczyć księciu posiłek czy napoje. Do apartamentu wchodzi mały, zasuszony człowieczek z postrzępioną niechlujną brodą i w tradycyjnym szaroburym stroju islamskiego imama. W ręku trzyma tasbih88, którego koraliki cały czas przerzuca trzęsącymi się palcami.

      – Jak się masz, synu? – Słabowity staruszek od razu nieproszony bezczelnie się rozsiada.

      – Tak jak widać. – Anwar wskazuje sińce na twarzy i poplamioną krwią tobę, której od tygodnia nie zmienia. Zaniechał też mycia i golenia, więc wygląda i pachnie naprawdę nieszczególnie.

      – Powinieneś, mój drogi, zwrócić się w stronę Allaha – dewot od razu przechodzi do rzeczy. – On da ci oczyszczenie i spokój ducha.

      – Wyczyści moją suknię? – kpi heretyk. – To ja nie wiedziałem, że wasz lider pracuje w pralni chemicznej.

      – Nie bluźnij, chłopcze! – Starzec skacze na swojej kościstej pupie. – Jak śmiesz tak mówić?! – W złości aż targa sfatygowaną od takich czynności bródkę.

      – Nie jestem dla ciebie żadnym chłopcem, świętoszku. – Anwar groźnie nachyla się w stronę bożego wysłannika, a temu ze strachu wydłuża się twarz i członki zastygają w bezruchu. – Jestem księciem. Zrozumiano?! – Kiedy przerażony dziadunio niemo potwierdza, gospodarz podsuwa w jego stronę miskę daktyli. – Częstuj się.

      Starzec wybiera największy owoc i nieśmiało go pogryza.

      – Czy książę sięgnął już po Koran? – pyta. – Może razem poczytamy? Albo ja księciu poczytam…

      – Jak mama bajkę?

      – Bajka to wymysły. A nasza święta księga to sama prawda. – Profesjonalista nie daje się chwycić za słówka.

      – Ogień piekielny w piekle i siedemdziesiąt dwie hurysy w raju to szczera prawda? – szydzi młody.

      – Oczywiście, mój drogi. Najszczersza.

      – A skąd wiesz? Byłeś tam? Widziałeś na własne oczy? Sprawdzałeś dziewictwo tych dziwek?

      – Wallahi! Nie bluźnij, synu! Prorok Muhammad…

      – Co z prorokiem? Był w raju, zerżnął wszystkie te młódki i potem o tym komuś opowiedział?

      – Został nawiedzony przez archanioła Gabriela…

      – Jeśli był nawiedzony, to powinien był się leczyć. Ha, ha, ha! – Niedowiarek i bluźnierca wybucha szaleńczym śmiechem. – W zakładzie zamkniętym, w psychiatryku! Ale wy może zamknęlibyście go w bardziej luksusowych waruneczkach w złotej klatce, w pałacu królewskim, co? – Spoziera na kamerę, bo wie, że teraz ma już kompletnie przesrane. Zgwałcenie i zabicie kobiety, na dokładkę niemuzułmanki, jest niczym w porównaniu z herezją i wyrzeczeniem się Allaha. Za to w Królestwie jest gwarantowana kara śmierci. Ciekaw jest, czy przestraszy najbliższych swoimi słowami. Okrutna hańba okryłaby ich ród, jeśli jeden z nich odżegnałby się od Allaha i został za to przykładnie stracony w miejscu publicznym.

      Hafiz jednak niestrudzenie stara się sprowadzić księcia na drogę jedynej prawdy i wahabickiej wiary.

      – Najpierw, książę, powinieneś sięgnąć do ksiąg Al-Buchariego, naszego największego mistrza i najbardziej autorytatywnego autora hadisów. U niego znajdziesz wszystkie najważniejsze dogmaty. W dziewięćdziesięciu trzech rozdziałach jest zawarta cała wiedza niezbędna do życia prawowiernemu muzułmaninowi.

      – Ja tę wiedzę wolę zdobywać sam. – Anwar podchodzi do malutkiego starca, który aktualnie myszkuje w biblioteczce z dewocjonaliami. – Empirycznie – dodaje.

      – Że jak? – Mężczyzna nie ma wykształcenia i nie rozumie, co rozmówca ma na myśli. Jemu do zrobienia kariery wystarczyło wykucie na pamięć całego Koranu i dziewięćdziesięciu trzech rozdziałów średniowiecznego religijnego opracowania.

      – Powiedz tym, którzy cię przysłali, że nie zmuszą mnie do modlitwy – oznajmia krnąbrny młody. – Mogą mi łeb odciąć, ale nie będę popierdalał pięć razy dziennie tym łbem o podłogę.

      – A o ścianę lepiej?

      – Zdecydowanie.

      – Masz sadżdżadę89. – Głupi islamista podejmuje kolejną próbę. – Może jednak zechcesz się pomodlić wraz ze mną? Pokażę ci, jak to się robi, bo na tym zgnitym Zachodzie chyba już zapomniałeś.

      – Nie!

      – To na czym chcesz się skupić? W izolacji należy znaleźć jakieś źródło siły i drogę do wodopoju.

      – Sugerujesz dżihad? Nie! Na to mnie nie namówisz. Nawet za cenę wolności. Skupię się na sobie i swoim zdrowiu fizycznym, bo psychiczna trauma pozostanie we mnie już na zawsze.

      – Co za egoizm! Wallahi!

      – Spierdalaj do meczetu, dziadku! – Młodzian bierze gościa za fraki, podnosi do góry jak kukiełkę i zmierza w kierunku wyjścia. Następnie tłucze nim w drzwi, a kiedy te się otwierają, rzuca go jak piłkę w ramiona ochroniarzy.

      – Imszi barra z nim! – wrzeszczy.

      Po próbie z hafizem rodzina postanawia jednak wysłać do Anwara jakiegoś laickiego przedstawiciela. Wybór pada na trenera fitnessu, zakompleksionego, brzydkiego geja o ospowatej cerze, który rusza się jak baletnica z rozoranym odbytem. Kiedy Anwar pierwszy raz widzi nieszczęsnego Azjatę, śmiać mu się chce. Chyba musieli go zaszantażować jego preferencjami seksualnymi, które u nas oficjalnie nadal są karane, że zgodził się tu przyjść. Ale heca! Za chwilę porobi się ze strachu, brudząc dywan nie tyle kałem, ile przeważającą w jego dupci spermą jego licznych kochasiów, podsumowuje umięśnionego, chociaż malutkiego jak laleczka facecika. Jakże on ma ze mną trenować fitness, skoro mogę bez przygotowania podnieść stukilogramową sztangę razem z nim?

      – Żądam dostępu do sali ćwiczeń – zaczyna swoją długą listę życzeń, bo po raz pierwszy od osadzenia widzi dla siebie światełko w tunelu.

      – Tak, oczywiście. – Trener ma głosik adekwatny do wyglądu i Anwar, nie mogąc się pohamować, rży z rozbawienia. – Ma książę nieograniczony dostęp do siłowni, sali ćwiczeń, basenu w podziemiach oraz sauny.

      – Chcę zacząć ćwiczyć jogging – oświadcza zdecydowanie, a teraz sportsmen patrzy na niego z niedowierzaniem i rozbawieniem, bowiem wątpi, czy ten chorobliwie otyły grubas będzie mógł przejść żwawym marszem choćby kilometr


Скачать книгу

<p>88</p>

Tasbih (arabski) – muzułmański różaniec o 33 koralikach, niejednokrotnie wykonany z kamieni półszlachetnych lub szlachetnych.

<p>89</p>

Sadżdżada (arabski) – dywanik modlitewny.