Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
Читать онлайн книгу.chaosu powierzchnia była nienaturalnie płaska – idealne miejsce na lądowisko, prowadzące do kopulastych narośli nigdy do końca niezlikwidowanej Medei – bazy naukowej Karkomy.
– Mam sygnał – zauważył pilot. – Zaraz lądujemy.
W cieniu Wierchu docierały do nich jedynie resztki szalejącej burzy i Yberius mógł ujrzeć co najwyżej ognie uderzających w ziemię wyładowań, jakby cała powierzchnia planety była naelektryzowana. Kilka błękitnych promieni prześlizgnęło się po tepeku, delikatnie przysmażając jego pole magnetyczne, jednakże prom wyrównał lot i zwalniając, wleciał wprost do obszernego hangaru Medei, pustego, nie licząc może kilku łazików i specjalistycznego sprzętu górniczego. Tajna placówka nie potrzebowała promów – te znajdowały się na fregacie, stacjonującej nad planetą.
– Czekają – oznajmiła niepotrzebnie kobieta. Matimus zobaczył ich już przez neoszybę: niewielka grupka odzianych w szarawe stroje naukowców Klanu zdążyła dotrzeć na miejsce.
Wśród przybyłych widać było ubranych na biało łysych akolitów Zbioru. Młodszy Radca uśmiechnął się – grymas był może nieszczery, ale oczekiwany. Skryta pod kapturem twarz kobiety nie oddała uśmiechu – spowijał ją cień. Yberius podał jej dłoń i stanął przed wyjściem, które zapłonęło zielonymi lampkami i zaczęło powoli opadać w dół, zmieniając się w prosty trap.
– Tam jest ta przeklęta sekta... – zauważył. Kobieta kiwnęła głową.
– To nieuniknione – dodała jeszcze, i to było wszystko, bo tepek otworzył się już i zeszli w stronę oczekującej ich grupki.
– Chcemy się dogadać – powtórzyła coraz bardziej zrezygnowanym głosem Erin Hakl. – To, co się wydarzyło, było niepotrzebne, ale nie wynikało wyłącznie z naszej winy. Wasz człowiek naruszył nasze zaufanie, wdzierając się do pomieszczenia, do którego nie wolno mu było wchodzić. Członek naszej załogi zareagował na to zbyt nerwowo. Doszło do szamotaniny. To nieporozumienie, powtarzam. – Oblizała wargi i rozłączyła mikrofon kontaktowy. – Mam dość – dodała do oczekującej w SN załogi. – W gardle mi już zaschło.
– Jakie są szanse, że usłyszeli przekaz Podgrudnego? – spytała Wise. Erin wzruszyła ramionami. Zamiast niej odpowiedział siedzący w Sercu Tansky.
– Powiedziałbym, że dość spore – oznajmił. – Najpewniej miał podłączenie kontaktu na twardo. Dobre, bo nie wykryłem go natychmiast po jego wejściu.
– Więc dlaczego nie odpowiadają?! – Hakl wstała od konsoli nawigacyjnej.
– Może wzywają Zjednoczenie – zauważył mechanik. – Musieli słyszeć o nagrodzie i chcą sprzedać nas wszystkich, hurtem.
– Umiesz pocieszyć, Monsieur – skrzywiła się Erin.
– Do usług, pani Biedrok.
Po trwającej chwilę szamotaninie z przybyłą na pokład statku Lill postanowili zamknąć powoli przytomniejącego Podgrudnego i mechaniczkę w kajucie gościnnej, wcześniej zajmowanej przez Jareda. Ani kobieta, ani Podgrudny nie odezwali się ani słowem, tak samo jak przyprowadzona do nich kilka minut później komputerowiec Petrov. Ta ostatnia wyglądała zresztą na rozbawioną, choć trudno było to stwierdzić jednoznacznie z powodu jej czarnych gogli. Strzeliła gumą, jeszcze kiedy zamykały się drzwi kajuty; trzask pękającego balona zgrał się z cichym piknięciem blokowanego przejścia.
Na straży Hakl postawiła Jareda. Nie dała mu nawet broni: wiedziała, do czego zdolna jest Maszyna. Do nudnego zajęcia pilnowania kajuty mogła oddelegować Monsieura – w końcu Jared lepiej sprawdziłby się w aktywowanej zbrojeniówce – ale zamierzała dokładnie przepytać mechanika o stan napraw. Monsieur wzruszył na jej pytania ramionami: skróty zostały zamontowane, a Hub sprawdził funkcjonalność systemów. Mogli znów lecieć i skoczyć: o ile pozwoli im na to „Karmazyn”. Jak na razie nie odłączyli się nawet od fregaty. Tansky potwierdził, że mogą, ale bez współpracy Anny ryzykują co najmniej uszkodzenie kadłuba i trapu dostępowego.
A teraz próbowali ową współpracę nawiązać – niestety, jak na razie bez skutku.
– Jakie macie propozycje? – spytała Hakl.
– Im dłużej to trwa, tym bardziej sprawa się komplikuje – zauważył Tansky. – W takich rozgrywkach chodzi już o teorię gier, gdzie zysk jednego gracza oznacza stratę drugiego. Zysk z naszej strony to uniknięcie konfliktu, do którego już doprowadziliśmy. Zysk ze strony Anny jest niejasny. Nie wiemy, czy chodzi jej teraz o nagrodę za nas, uzyskanie obiecanych środków za naprawę czy też o odzyskanie załogi i ukaranie winowajców, czyli nas. Proporcja zysku jednego gracza do straty drugiego przestała być zatem stała.
– Na Tych, Którzy Odeszli, Hub, nie możesz mówić po ludzku?
– W zasadzie układ sił już uległ zmianie, przez to że zatrzymaliśmy ludzi Anny. Teraz chodzi więc raczej o grę, w której dotykamy problemu tak zwanego „dylematu więźnia” – oznajmił rozbawionym tonem Tansky. – To gra o sumie niezerowej, w której każdy z graczy może zyskać, zdradzając przeciwnika, ale obaj stracą, jeśli nawzajem zaczną zdradzać. Strategia konfliktu przeważa w tym wypadku nad pokojową.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Tylko tyle, że będziemy musieli zdradzić, i to lepiej szybciej niż później, bo Anna na pewno uznała, że przekroczyliśmy wspólne ustalenia już na początku, atakując Podgrudnego. Najrozsądniej było przyjąć strategię milczenia i zwiewać, nie czekając na ruch Anny. Ruszyliśmy jednak pionkiem negocjacji, a Anna milczy. Cała ta sytuacja... cóż, chyba ją bawi.
– Mówisz tak, jakbyś ją polubił – prychnął Monsieur.
– Polubił? Nie. Ale ją rozumiem. Również bym milczał – zauważył Hub, myśląc przez chwilę o muchach trzepoczących skrzydełkami. – Nawiązanie dialogu oznacza, że godziłaby się na jakieś negocjacje. Wygląda jednak na to, że nasza pani kapitan nie przepada za negocjacjami.
– Zmusimy ją zatem do nich – stwierdziła Erin. – Jared – dodała do wszytego w kombinezon mikrofonu kontaktowego – przyprowadź do nas Petrov. Pozostali mają zostać w kajucie. Dasz sobie radę?
– Tak – odpowiedział jej spokojny głos Maszyny. Hakl kiwnęła głową.
– A to po co? – zdziwiła się Wise.
– Oddamy ją Annie – wytłumaczyła Erin. – Pokażemy w ten sposób naszą dobrą wolę i zmusimy ją do dialogu. Nie poślę z powrotem Lill, która mogła dowiedzieć się za wiele o stanie naszego statku, czy Podgrudnego, który nie pała do nas zbytnią sympatią. Petrov to najlepsze wyjście. Tansky?
– Tak, królowo?
– Musimy wykorzystać zamieszanie związane z przybyciem Petrov do „Karmazyna”. Kiedy postawi nogę na pokładzie fregaty, musisz odłączyć skokowiec. Widząc, że oddaliśmy Petrov, Anna musi założyć, że oddamy i pozostałych. Nie zestrzeli nas więc od razu i może dotrzemy do boi lokacyjnej.
– Świetnie. Ucieczki i skoki, wszystko po staremu. O ile, rzecz jasna, uda się nam wykonać skok pomimo imprintu kapitana.
– Masz lepszy pomysł?
– Aktualnie? Niekoniecznie. Tylko jak skoczyć?
– W sensie?
– Zablokowanej boi, oczywiście.
– Jared jest Maszyną. – Erin potarła lekko czoło. – Może, przy twojej współpracy, spróbuje złamać jej zabezpieczenia. Jeśli macie jakieś wątpliwości, powiedzcie o nich teraz – dodała, ale odpowiedziała jej cisza. – Pin? Monsieur?