Ten dzień. Blanka Lipińska

Читать онлайн книгу.

Ten dzień - Blanka Lipińska


Скачать книгу
do siebie, po czym wstałam i poszłam się ogarnąć. Skoro Massimo wrócił, chciałam wyglądać lepiej niż przez ostatnie dni, ale oczywiście w stylu: och, ja nic nie robiłam, ja się taka śliczna budzę. Lekko podmalowałam oczy i przeczesałam genialnie obcięte wczoraj włosy. Wygrzebałam w garderobie krótkie dżinsowe szorty, jasny sweter, który opadał mi na ramię, i beżowe emu, które włożyłam na nogi. Póki mogę eksponować ciało, a na dworze jest dość ciepło, ale nie gorąco, będę się ubierać tak, jak lubię.

      Przechodząc przez korytarz, spotkałam Domenica.

      – O, cześć! Widziałeś Olgę?

      – Przed chwilą wstała. Właśnie zamówiłem śniadanie, choć powinienem raczej lunch.

      – A Massimo?

      – Wyjechał wcześnie rano, powinien niedługo być. Jak się czujesz?

      Oparłam się o jedne z drewnianych drzwi i figlarnie uśmiechnęłam.

      – Och, cudownie… doskonale… idealnie…

      Domenico uniósł dłoń i zrobił nią wymowny ruch.

      – Bla, bla, bla. Mój brat też miał dziś wyjątkowo dobry humor. Ale ja się pytam, czy nic cię nie boli? Zarezerwowałem ci kolejną wizytę u ginekologa i kardiologa, według zaleceń twojego lekarza, tak że o piętnastej musisz być w klinice.

      – Dzięki, Domenico – powiedziałam, odchodząc w stronę ogrodu.

      Dzień był ciepły, a zza chmur co jakiś czas wyglądało słońce. Przy ogromnym stole siedziała Olo i czytała gazetę. Przeszłam obok niej i pocałowałam ją w głowę, siadając na fotelu.

      – Cześć, suko – powiedziała, patrząc zza ciemnych okularów. – Co jesteś taka zadowolona? Czyżbyś dostała takie same zajebiste leki jak moje? Wycięło mnie po nich z butów, ocknęłam się jakieś pół godziny temu. Może ten wasz doktorek ma tego więcej?

      – Ja dostałam coś zdecydowanie lepszego – oznajmiłam, z uśmiechem unosząc brwi.

      Olga zdjęła okulary i odłożyła gazetę, wlepiając wzrok w coś, co się za mną znajdowało.

      – Dobra, ciach bajera. Massimo wrócił.

      Obróciłam się na fotelu i zobaczyłam, jak Czarny wyłania się zza drzwi, zmierzając w naszą stronę. Na jego widok aż zrobiło mi się gorąco; miał na sobie szare, materiałowe spodnie i grafitowy sweter, spod którego wystawał kołnierzyk białej koszuli. Jedną rękę trzymał w kieszeni, a drugą przy głowie, rozmawiając przez telefon. Był zachwycający, boski i przede wszystkim mój.

      Olga lustrowała go uważnie, kiedy stał pogrążony w rozmowie na skraju ogrodu, spoglądając na morze.

      – Ależ on się musi bzykać – rzuciła, kręcąc głową.

      Podniosłam kubek z herbatą, wciąż nie odrywając od niego wzroku.

      – Ty się mnie pytasz czy stwierdzasz?

      – Patrzę na ciebie i wiem. Poza tym taki facet to gwarancja satysfakcji.

      Ucieszyłam się, że humor jej wrócił i nie wspomina już o tym, co się wczoraj działo. Sama też starałam się o tym nie myśleć, by nie popaść w paranoję.

      Czarny skończył rozmawiać i z kamienną twarzą podszedł do stolika.

      – Miło, że jesteś, Olgo.

      – Dzięki za zaproszenie, don. Miło, że zgodziłeś się na moją obecność w tym ważnym dla Laury dniu.

      Na te słowa Massimo skrzywił się, a ja wymierzyłam jej pod stołem potężnego kopniaka.

      – No i czemu mnie kopiesz, Lari? – zdziwiła się. – Przecież prawda jest taka, że to zaszczyt, którego na przykład twoi rodzice nie dostąpią.

      Złapała oddech, chcąc kontynuować, ale chyba przypomniała sobie, że nie wolno mi się denerwować, i zamilkła.

      – A jak się mają moje dziewczyny? – zainteresował się nagle Massimo, pochylając ku mnie i składając pocałunek wpierw na brzuchu, a później na moich wargach.

      Ten widok zupełnie wytrącił Olo z równowagi.

      – Powiedziałaś mu? – zapytała po polsku. – Myślałam, że on dopiero wrócił.

      – Powiedziałam, przyjechał w nocy.

      – No i już wiem, skąd twój doskonały humor od rana. Nie ma to, jak dymanko po prochach na uspokojenie. – Pokiwała głową i na powrót zatopiła się w lekturze.

      Massimo zajął fotel u szczytu stołu i zwrócił się w moją stronę.

      – O której mamy wizytę u lekarza?

      – Jak to: mamy?

      – Jadę z tobą.

      – No, nie wiem, czy tego chcę. – Skrzywiłam się na myśl o jego obecności u ginekologa. – Mój lekarz jest mężczyzną, chciałabym, żeby jeszcze pożył. Wiesz w ogóle, jak wygląda badanie?

      Na te słowa Olo parsknęła zza gazety, unosząc przepraszająco rękę.

      – Skoro Domenico go wybrał, to na pewno jest najlepszy i profesjonalny. Poza tym, jeśli nie chcesz, mogę wyjść w trakcie badania.

      – Ależ nie, to jest za parawanem – wtrąciła Olga, odkładając prasę. – Myślę, że się będziesz świetnie bawił.

      – Jak chcesz kolejnego kopa, to wystarczy, że powiesz – warknęłam do niej po polsku.

      – Możecie mówić po angielsku? – zdenerwował się Czarny. – Kiedy rozmawiacie po polsku, mam wrażenie, że nabijacie się ze mnie.

      Gęstniejącą atmosferę przerwał Domenico, który odsunął krzesło i usiadł przy stole.

      – Olga, potrzebuję twojej pomocy – powiedział. – Pojedziesz ze mną w jedno miejsce?

      Zdziwiłam się na te słowa i zwróciłam w stronę młodego Włocha.

      – Czy ja o czymś nie wiem?

      – Niestety, wiesz o wszystkim – odparła zrezygnowana Olo. – Pewnie, że pojadę, jak nasze gołąbeczki będą u lekarza. I tak nie mam co robić.

      – Bracie – zwrócił się Domenico w stronę Czarnego – czyli mogę już oficjalnie ci pogratulować?

      Oczy Massima złagodniały, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

      Młody Włoch podszedł do niego i kiwając głową, rzucił kilka zdań po włosku, po czym przytulili się, klepiąc po plecach. Widok ten był dla mnie nowy i niesłychanie wzruszający. Czarny zadowolony usiadł i upił łyk kawy.

      – Mam coś dla ciebie, Mała – powiedział, kładąc na stole czarne pudełko. – Mam nadzieję, że ten będzie bardziej fartowny.

      Zaskoczona popatrzyłam na niego, wzięłam do ręki prezent, otworzyłam i zszokowana oparłam się o oparcie. Olo zajrzała mi przez ramię i aż cmoknęła z uznaniem.

      – Bentley, fajnie. A nie masz może więcej takich pudełeczek?

      Patrzyłam na zmianę to na niego, to na kluczyk.

      – Najpierw chciałem, żebyś nie miała samochodu i jeździła wszędzie z kierowcą. Ale nie mogę pozwolić, żebyś popadła w paranoję, a poza tym, już wiem więcej o tej sprawie i nie sądzę, by ci zagrażało coś poważnego.

      – Słucham? Jak to: wiesz więcej?

      – Widziałem się rano z moim człowiekiem z policji i oglądałem nagrania


Скачать книгу