Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Читать онлайн книгу.

Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński


Скачать книгу
przypatrywał się major „Bratek”, wysoki, szczupły mężczyzna o stalowych włosach i równie stalowym spojrzeniu. Zawsze się świetnie prezentował na wszystkich powstańczych uroczystościach i uwielbiał brzmienie własnego głosu.

      – Już wiem, co się stało. Wybuchło wam wszystko i będziemy zgrywać jeszcze raz? – spytał na powitanie major „Bratek” tonem, który trudno było zakwalifikować jednoznacznie jako żartobliwy. Przed chwilą otworzył drzwi przed Kamilem, wpuszczając go do swojej kawalerki.

      – Wtedy miałby pan niewątpliwą przyjemność opowiedzieć nam to wszystko jeszcze raz – rzucił mu doktorant.

      – O, no tak, no tak. Niech pan zrobi ze staruszka pyszałkowatego bajarza, proszę bardzo!

      W niewielkim mieszkaniu powstańca, pełnym książek o drugiej wojnie światowej i pamiątek z tego okresu, zawsze unosił się zapach leków i kurzu. Rzadko tu wietrzono. Kamil bardzo nie lubił tu przychodzić, od razu przytłumiała go ta przegrzana, duszna atmosfera.

      – Sprawdził pan w archiwum te kwity, co to mi pan nie wierzył, hę?

      „Bratek” rzucił w jednym z wywiadów tak fantastyczną liczbą broni maszynowej, jaką miał dysponować jego oddział, że Kamil nie potrafił zachować kamiennej twarzy. Major obruszył się wtedy i polecił, aby sprawdził sobie w Archiwum Akt Nowych, gdzie znajdowała się dokumentacja oddziału. Kamil sprawdził. Major nie blefował. Chyba te wszystkie uzbrojone po zęby grupy rekonstrukcyjne odtwarzały właśnie oddział majora „Bratka”.

      – Sprawdziłem – mruknął doktorant. – Zwracam honor panu majorowi.

      – No! – Powstaniec pogroził mu palcem. – To o czym dzisiaj chce pan pogadać?

      – O motywacji przystąpienia do powstania. Mamy taką planszę: „Dlaczego?” Czy można było w ogóle nie przystąpić? W wywiadach mówił pan, że wszyscy pana znajomi poszli.

      Ustawił ciężką aparaturę do nagrywania na stole i wcisnął „REC”. Zielona diodka zmieniła kolor na czerwony. Major od razu zaczął mówić:

      – Nie przystępować do powstania? Tak się nie dało. Przecież wszyscy szli. Nikt nas nie mógł przekonać, że tak naprawdę wojna skończy się bez nas, że Sowieci wejdą, że wystarczy przeczekać. Niemcy za dużo zostawili tu bólu, żeby nie upomnieć się o sprawiedliwość z bronią w ręku… Wtedy myśleliśmy oczywiście, że broni wystarczy dla wszystkich, że mamy jakiekolwiek szanse. Nikt nie chciał słuchać tych starszych, którzy nakłaniali nas do pozostania w domu. Mój dziadek, pepeesowiec z zsyłką w życiorysie, mówił mi: „Nie macie żadnych szans”. Wyzwałem go od zdrajców, wstydzę się tego do dziś. W każdym razie chcę pokazać, jakie były wówczas nastroje…

      „Bratek” zamyślił się i upił trochę herbaty.

      – Czy ktoś z nas myślał, że poniesiemy jakieś straty? Oczywiście nie. Byliśmy młodzi i pełni życia, a powstanie miało być romantyczną przygodą. To, że ktoś zostanie ranny albo umrze? Wiadomo, że Niemcy! – Uśmiechnął się. – Owszem, ktoś tam mógł zginąć, ale na pewno nie my, nie nasi przyjaciele, nie nasi bliscy. Ta świadomość przyszła dopiero potem, kiedy rzeczywiście zaczęli ginąć… – głos mu się załamał. Kamil spojrzał na niego współczująco. Drżącą ręką staruszek otarł łzy, które napłynęły mu do oczu. – Niektórych z nas poczucie winy toczyło potem jak rak. Że tylu cywili zabitych, że miasto w gruzach. Szybko te osoby umarły, przeważnie w obozach przejściowych. Czy nie żałuję decyzji, że poszedłem do powstania, bo pewnie o to chodzi w tym pytaniu? Mam pewność, że wiedząc to, co wtedy, poszedłbym dzisiaj znowu.

      Kamil spojrzał na „Bratka” pytająco, zorientował się, że powstaniec nic już nie doda i wcisnął „STOP”.

      – Dziękuję.

      Zapadła chwila ciszy. Staruszek nie patrzył na rozmówcę, spoglądał na fotografie

      Powstaniec przez chwilę jakby bił się z myślami.

      – Chciałbym, żeby pan coś ode mnie wziął.

      – Ależ… – żachnął się Kamil, czując się trochę zażenowany.

      – Według dzieci to jest głupie z mojej strony, że to zachowałem. Moje wnuki rozmawiają po polsku już tylko ze mną… A pan to doceni, mam nadzieję.

      Wyciągnął z szuflady kredensu niewielkie pudełeczko i podał mu. Z uprzejmym uśmiechem doktorant je przyjął i otworzył. W środku znajdował się karabinowy pocisk.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QAWRXhpZgAATU0AKgAAAAgAAAAAAAD/7AARRHVja3kAAQAEAAAANwAA/9sAQwAEAgMDAwIEAwMDBAQEBAUJBgUFBQULCAgGCQ0LDQ0NCwwMDhAUEQ4PEw8MDBIYEhMVFhcXFw4RGRsZFhoUFhcW/9sAQwEEBAQFBQUKBgYKFg8MDxYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYW/8AAEQgFAAOJAwEiAAIRAQMRAf/EAB8AAAEFAQEBAQEBAAAAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALUQAAIBAwMCBAMFBQQEAAABfQECAwAEEQUSITFBBhNRYQcicRQygZGhCCNCscEVUtHwJDNicoIJChYXGBkaJSYnKCkqNDU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6g4SFhoeIiYqSk5SVlpeYmZqio6Slpqeoqaqys7S1tre4ubrCw8TFxsfIycrS09TV1tfY2drh4uPk5ebn6Onq8fLz9PX29/j5+v/EAB8BAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALURAAIBAgQEAwQHBQQEAAECdwABAgMRBAUhMQYSQVEHYXETIjKBCBRCkaGxwQkjM1LwFWJy0QoWJDThJfEXGBkaJicoKSo1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoKDhIWGh4iJipKTlJWWl5iZmqKjpKWmp6ipqrKztLW2t7i5usLDxMXGx8jJytLT1NXW19jZ2uLj5OXm5+jp6vLz9PX29/j5+v/aAAwDAQACEQMRAD8A+/qKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAoo
Скачать книгу