Morderstwa w Kingfisher Hill. Sophie Hannah
Читать онлайн книгу.wycierpieć.
– Dobry Boże, Poirot, czy ona była aż tak nieprzyjemna?
– Niby kto?
– Ta dama z książką. – Rozejrzałem się, żeby sprawdzić, czy też nie wysiadła. Nie wszyscy, którzy stali na chodniku, prosili kierowcę o bagaże – niektórzy wyszli na chwilę tylko po to, żeby rozprostować kości. Pojazdy Kingfishera nie były jednak aż tak wygodne, jak zachwalał Alfred Bixby.
– Kiedy koło niej usiadłem, odłożyła książkę – odparł Poirot. – A co do tego, czy była nieprzyjemna... Nie znajduję słów, żeby ją opisać.
– Jak to?
– Dała mi do myślenia, Catchpool. I proszę, nie pytaj dalej – muszę to najpierw przemyśleć i wyrobić sobie zdanie.
Parsknął zniecierpliwiony.
– Nie lubię podróży między innymi dlatego, że trudno jest uruchomić małe szare komórki, kiedy piekielny wynalazek na kołach rzuca człowiekiem na każdym zakręcie!
– Rzeczywiście, nie wyglądasz najlepiej – zauważyłem. Nagle ogarnęła mnie panika. – Czyżbyś po drodze coś zjadł? Może to...
Poirot zachichotał, czym od razu rozproszył moje obawy.
– Myślałeś, że Herkules Poirot został otruty przez tajemniczego mordercę z siódmego rzędu? Non. Do Kingfisher Hill przybędę w pełni sił.
– Czyli nadal się tam wybieramy? – upewniłem się. – Myślałem, że zmieniłeś plany.
– Nigdy w życiu. Chciałem tylko, żeby la pauvre mademoiselle tak pomyślała. Gdzie ona jest? – Poirot się rozejrzał. – Widzisz ją gdzieś?
– Nie. Musiała się pospiesznie oddalić. A niech to! Odwróciłem się na chwilę, żeby cię odszukać, i już zniknęła mi z oczu.
– A co spodziewałeś się zobaczyć? Samochód i chorą ciotkę za kierownicą? – Poirot uśmiechnął się. – Możliwe, że taka osoba w ogóle nie istnieje. Ale mimo wszystko cała historia brzmiała dość interesująco. – Mój przyjaciel pokiwał głową jakby na potwierdzenie jakiejś hipotezy.
Kiedy kierowca oddał już bagaże wszystkim podróżnym, którzy wysiadali w Cobham, razem z Alfredem Bixbym ruszyli do gospody Tartar Inn. Kilkoro z nas podążyło za nimi. Poirot uznał, że skoro jest tu szansa się ogrzać i zaspokoić głód, to należy z niej skorzystać. Jako że to popołudnie było dość długie i męczące, zgodziłem się z nim, bo sam zjadłbym konia z kopytami.
Przeszliśmy przez część barową do salonu.
– Ach! – wykrzyknął z ulgą Poirot, kiedy zobaczył wolny stolik. To był ostatni w tym pomieszczeniu, więc szybko ruszyłem, by go zająć.
– No, widzę porządne, wygodne krzesła – powiedziałem. – Nie rozumiem, jak ludzie mogą przez dłuższy czas siedzieć na tych wysokich stołkach barowych. Jeśli ma się tak długie nogi jak ja, to istna tortura – a słyszałem z wiarygodnych źródeł, że narzekają również posiadacze krótkich nóg. No, ale dziś mamy szczęście, trafił nam się stolik.
– Miej oko na pana Bixby’ego – odezwał się Poirot. – Jeśli będzie, jak to mówią, pod dobrą datą, autokar może odjechać bez kilku pasażerów.
Bixby siedział sobie wygodnie, a na stole przed nim stał duży kufel piwa. Miałem nadzieję, że nikt z zebranych nie spieszy się zbytnio, by ruszyć w dalszą podróż.
– A, Catchpool, jeszcze jedno.
– Słucham.
– Być może te krzesła są lepsze od wysokich stołków barowych, ale daleko im do wygody. Mój drogi, kiedy dotrzemy do Kingfisher Hill, przekonasz się, jak wygodne bywają krzesła.
Do naszego stolika podeszła kelnerka, by przyjąć zamówienie. Po chwili przyniosła nam posiłek, który był nieco ciężki, lecz mimo wszystko smaczny. Takie były przynajmniej moje odczucia, bo Poirot jak zwykle narzekał na koszmarną angielską kuchnię.
– No, mon ami – rzekł, kiedy zaspokoiliśmy głód i pragnienie. – Jestem przekonany, że masz mi sporo do powiedzenia.
Znajomość z Herkulesem Poirot niezwykle ożywczo działa na moją pamięć. Wiem, że lubi, kiedy zdaję mu szczegółową relację ze swoich poczynań, więc staram się jak najdokładniej zapamiętywać rzeczy warte uwagi. Przekazałem mu więc treść rozmowy z Joan Blythe, od początku do końca. Mój przyjaciel słuchał uważnie. Kiedy skończyłem, uśmiechnął się i powiedział:
– Podoba mi, jak snujesz swoje opowieści, Catchpool. A teraz zdradź mi, czy znalazłeś czas, by zapoznać się z regułami gry w patrzałki.
Nawet gdyby chciał, nie mógł mi bardziej popsuć humoru.
– Nie, nie znalazłem. A moje słowa sprzed chwili to nie była żadna opowieść, tylko wierna relacja z rozmowy z panną Blythe.
– Nie doceniasz się, przyjacielu. Twój sposób opowiadania znakomicie ubarwia gołe fakty. Dzięki temu historia zyskuje niepowtarzalny nastrój, a także interpretację. Ten strach, który zapłonął w jej oczach, kiedy usłyszała słowa „nocne zgromadzenie” – ach, c’est merveilleux! To była wspaniała opowieść i mówię to w pozytywnym znaczeniu.
Nieco udobruchany odparłem:
– No dobrze, ale rozumiesz coś z tego, Poirot? Kiedy powiedziałem Joan Blythe, że „nocne zgromadzenie” to tytuł książki, strach ją opuścił. Ale to by oznaczało, że te słowa przeraziły ją z innego powodu, całkowicie niezwiązanego z książką.
– I dlaczego cię to niepokoi? – zapytał Poirot.
– Bo... Bo nawet jeśli to prawda, to wciąż nie widzę w tym sensu! Wyobraź sobie, że same słowa „Tartar Inn” wywołują u ciebie panikę.
– Nie muszę sobie tego wyobrażać – odparł z goryczą Poirot. – Te krzesła w połączeniu z obrzydliwym jedzeniem...
– Nieważne. Z jakiegoś powodu te słowa wywołują u ciebie strach. Poza tym ktoś ci niedawno powiedział, że zostaniesz zamordowany, jeśli zajmiesz określone miejsce w autobusie. Później odkrywasz, że siedząca koło ciebie kobieta ma książkę zatytułowaną Tartar Inn – znów widzisz słowa, które cię przerażają – ale twoja reakcja jest zupełnie nieoczekiwana: natychmiast się uspokajasz, zamiast wpaść w panikę. To nie ma sensu.
Poirot energicznie pokiwał głową.
– Widzę, do czego zmierzasz, Catchpool. No tak, teraz rozumiem. Masz rację, jeszcze nie wiemy, co ten szczegół oznacza. To jedno z pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Mimo wszystko twoja opowieść wiele wyjaśnia, jeśli chodzi o sytuację Joan Blythe.
– Wcale nie – zaprotestowałem. – O czym ty mówisz, u licha?
– Mon ami, czy nie rozumiesz, że...
Rozmowę przerwał nam w tym momencie Alfred Bixby.
– Panie Poirot, inspektorze Catchpool. Nie chciałbym panów poganiać, ale wkrótce zamierzamy ruszać w dalszą drogę. Matka pewnego młodego człowieka twierdzi, że jej pociecha zaczyna się niecierpliwić. Jakby mnie kto pytał, to ona denerwuje się znacznie bardziej niż maluch. Dziecko wygląda na całkiem zadowolone. Przez całą drogę nawet nie miauknęło, ale przecież nie będę troskliwej matce udowadniał, że myli się co do własnego dziecka. Ha, ha!
Zapewniłem pana Bixby’ego, że lada moment wrócimy do autokaru. Kiedy mężczyzna poszedł poganiać pasażerów siedzących przy innym stoliku, Poirot się odezwał:
– Bardzo mnie ciekawi fakt, że ta rozgniewana