Niewidoczni. Jacek Piekiełko

Читать онлайн книгу.

Niewidoczni - Jacek Piekiełko


Скачать книгу
nie odezwał się do Lubosza. Najwyraźniej nie czuł takiej potrzeby. Posiwiały, zmierzwione włosy; tym razem Lubosz zauważa postęp w wyglądzie – gładko ogoloną twarz komisarza.

      – Chciało mi się pić – tłumaczy się Lubosz, nie wiedząc czemu.

      – Domyślam się – odpowiada Holica, rozsiadając się za stołem, na którego blacie kładzie kilka teczek wyjętych ze skórzanego nesesera. – Trzeba dużo pić. Dla zdrowia. Najlepiej dwa litry dziennie albo i więcej.

      Lubosz przygląda mu się uważnie.

      – Chodzi o wodę. Wodę trzeba pić – dodaje komisarz, grzebiąc w teczce.

      – Przyszedłem na komisję – oznajmia Lubosz. – Jestem gotowy, by wrócić.

      – Nie wątpię.

      – Gdzie reszta członków komisji?

      – Można powiedzieć, że ich reprezentuję.

      – To znaczy? Jakie jest orzeczenie w mojej sprawie?

      – Rozwojowe.

      – Co?

      – Do tego jeszcze dojdziemy.

      – Miałem wyznaczoną datę, stawiłem się według ustaleń.

      Holica kładzie dłonie na stół.

      – Decyzja komisji zostanie przesunięta… Nieco.

      Lubosz czuje to, czego doświadcza ostatnio nad wyraz często. Kulę ognia rosnącą w jego ciele.

      – To znaczy?

      – Posłuchaj. Dopóki nie zakończy się sprawa z twoją córką, nie wracasz do roboty. Nie patrz tak na mnie. Nie ja to sobie wymyśliłem.

      Arek wstaje energicznie. Rzuca Holicy spojrzenie wyrażające potężną niechęć.

      – Siadaj – rozkazuje komisarz.

      – Po co? W trzech zdaniach użyłeś trzy razy słowa „nie”. O czym więc chcesz jeszcze ze mną rozmawiać?

      – A ty co? Matematyk?

      – Nie, kurwa, lingwista.

      Holica wyciąga dłoń w kierunku Lubosza.

      – Przepraszam za naszą ostatnią rozmowę. Jak wiesz, to nie był mój pomysł.

      Arek ignoruje pojednawczy gest komisarza.

      – Domyślasz się, dlaczego w ogóle się spotykamy? – dodaje Holica.

      – Właśnie nie mam bladego pojęcia. Chętnie już pójdę. Jestem trochę zajęty.

      – Kolejny raz przychodzę do ciebie w imieniu innych. Tym razem mam coś ważnego. Można powiedzieć, że mam przydzielone zadania w sprawie twojej córki.

      Lubosz od razu podnosi głowę.

      – Chcesz pomóc w śledztwie? – pyta wprost Holica.

      – W jakim sensie? Nadal jestem zawieszony.

      – Możesz działać nieoficjalnie. Chodzi tylko o jedną rzecz.

      Komisarz wyjmuje z teczki czarno-białe zdjęcia wydrukowane na papierze. Na czterech kartkach formatu A4 widnieje osiem zdjęć przedstawiających wizerunek mężczyzny, którego Arek rozpoznaje od razu. Na pięciu wydrukach widać również Lubosza.

      – Mariusz Trewski…

      – Znowu będziecie mnie szantażować tym typem? Mówiłem już. To był przypadek. Wypowiedział imię, którym Sylwia posługiwała się w internecie.

      Holica luzuje zapięcie kołnierza, rozpina dwa guziki, ukazując porośnięty srebrzystymi włosami fragment torsu. Milczy, bębniąc opuszkami palców o blat. Zastanawia się, jak najlepiej dobrać słowa, by przekazać Arkowi ważny komunikat. W końcu wypala:

      – Jesteś przekonany, że to był przypadek?

      – Co chcesz mi przez to powiedzieć?

      – Mariusz Trewski, dotkliwie przez ciebie pobity pod klubem w Katowicach. Odgraża się wymiarowi sprawiedliwości, szczeka w mediach społecznościowych, ale z jakiegoś powodu nie wystosował wobec ciebie oskarżenia.

      – Nie chcesz wiedzieć, co ten facet robi w wolnym czasie. Myślę, że sam nie chce, by ktokolwiek się o tym dowiedział, zwłaszcza sąd.

      – Właśnie… Dlatego zaczęliśmy grzebać w jego życiorysie. Jestem przekonany, że znaleźlibyśmy wiele ofiar, które mogłyby go oskarżyć o stręczycielstwo. Gdyby tylko chciały. A same nie są święte, więc mamy błędne koło. Dotarliśmy do informacji, według których Trewski płacił nieletnim dziewczynom za seks. To znaczy one oferowały się, że mogą sprzedać swoje dziewictwo.

      – Wiem… Między innymi dlatego dostał wpierdol.

      – To, co teraz powiem, zaboli. Jak cholera. Ale musisz o tym wiedzieć.

      Holica robi głęboki wdech, po czym wypuszcza głośno powietrze z płuc.

      – Sylwia… mamy poszlaki, a w zasadzie pewność, że przed zniknięciem spotkała się z Trewskim.

      Arkowi stają przed oczyma obrazy letniej nocy, chwiejna postawa Trewskiego, kolejne zaciągnięcie się papierosem i okropna rozmowa, w której mimowolnie uczestniczył. „Miałem taką jedną… Dopiero co do liceum zaczęła chodzić. Piękna blondyneczka. Chciała, żeby ją dobrze przygotować” – słyszy głos Trewskiego. „Kazała wołać na siebie Seli czy Celine”.

      Seli. Biedna Sylwia. Coś ty najlepszego narobiła – pyta w myślach Lubosz.

      Wraca pamięcią do okresu przed zniknięciem córki. Przypomina sobie jej bunt, który zbagatelizował, zasłaniając się pracą i lekkodusznym podejściem, że nastolatki „tak mają”. Pamięta kłótnie, trzaskanie drzwiami, całe weekendy spędzane w pokoju przez Sylwię. Może popełniła błąd, chciała spróbować czegoś nowego, jak na dziewczynę w jej wieku, wychowywaną przez Ewelinę i Arka dość tradycyjnie – całkowicie ekstremalnego. A może powodowana była czystą ciekawością, może jej koleżanki już o tym mówiły, przechwalały się w szkole. Co ja mogę o tym wiedzieć? – zastanawia się, uświadamiając sobie, jak bardzo zaniedbał relacje rodzinne. Czekał na to dziecko, cieszył się każdą chwilą rodzicielstwa, niestety radość rozmyła się z upływem lat. Stracił uwagę. Oddalił się. Potem przegrał wszystko. Sylwia szukała pomocy, ale to wstyd z powodu tego, co zrobiła, musiał sprawić, że została sama ze swoim problemem, którego rozwiązania zaczęła szukać w internecie, co stanowiło dla niej całkiem naturalny odruch. W sieci znalazła coś gorszego. Ktoś podsuwał jej pomysł, w jaki sposób przestać istnieć i pożegnać się ze światem. Tego chciała.

      – Muszę zapalić – oznajmia Lubosz.

      – Ja też – przyznaje Holica. – Spogląda na czujkę dymu wiszącą pod sufitem. – Mam na to sposób.

      Unosi się zza biurka i przesuwa krzesło, na które wchodzi. Po chwili staje z powrotem na podłodze, przypomniawszy sobie o najważniejszej rzeczy. Z szuflady wyjmuje prezerwatywę, rozrywa folię, po czym nakłada lateks na czujkę.

      – Teraz możemy zapalić.

      Stopniowo pokój zaczyna wypełniać dym. Holica kontynuuje rozmowę na temat ustaleń policji w sprawie Mariusza Trewskiego. Przytacza oskarżenie o gwałt, które kilka lat wcześniej wniosła studentka, później pojawiły się też oskarżenia o molestowanie seksualne wniesione przez dwie kobiety zatrudnione w tej samej firmie. Trewski się wywinął. Założył własną działalność gospodarczą, zdobył większe wpływy, niezależność i stał się niewidoczny.

      – Jaki to ma związek ze mną?

      – Podejrzewamy, że to on może stać za uprowadzeniem Sylwii. Zarówno teraz ze szpitala, jak i trzy lata temu, w lesie.

      – Co?


Скачать книгу