Niewidoczni. Jacek Piekiełko

Читать онлайн книгу.

Niewidoczni - Jacek Piekiełko


Скачать книгу
cyfrowo przez program graficzny. Przedstawia powiększoną twarz podejrzanego ujętą z profilu. Niemal pionowe czoło, duża głowa, lekko pękaty nos – być może z powodu złamania, gładko ogolona twarz oraz smuga przyschniętej krwi ciągnąca się od potylicy przez skórę na szyi tuż pod żuchwę.

      Arek spogląda na fotografię i przypomina sobie, że widział tego człowieka na cmentarzu podczas pogrzebu Pawła Opolskiego, byłego chłopaka Sylwii. Ponownie odnosi wrażenie, że już gdzieś wcześniej go widział. Może to tylko ułuda, może gdzieś się zetknęli przypadkiem. Druga wersja wydaje mu się bardziej prawdopodobna.

      – Nie widzę tego – stwierdza Arek.

      – Jest jeszcze jedna sprawa. Mniej więcej od momentu zniknięcia Sylwii ze szpitala nie ma kontaktu z Trewskim.

      – To znaczy?

      – Firma leży, jego pracownicy nic nie wiedzą. Najbliższa rodzina, czyli matka, też nie. Rozpłynął się w powietrzu. A to wygląda podejrzanie.

      – Do rzeczy, komisarzu. Po co mi o tym wszystkim mówisz?

      Holica patrzy na paczkę papierosów leżącą na blacie biurka. Przez ułamek sekundy ma ochotę sięgnąć po następną fajkę, ale powstrzymuje się, przenosząc wzrok na Arka.

      – Powiem tak… Nie masz obiecujących notowań w firmie. Dwa głosy przeciwko jednemu, by dać ci kolejną szansę. Mogę się postarać, by decyzja o przywróceniu cię do służby była pozytywna.

      – Skąd pewność, czy w ogóle chcę wracać?

      – Inaczej by cię tutaj nie było. – Holica unosi brwi.

      Racja, touche, celnie jak w szermierce – przyznaje w duchu Arek, czując, że kac nadal nie puszcza, utrudniając trzeźwe myślenie.

      – Co chcesz w zamian? – pyta.

      – Przysługa za przysługę. Przyznaję, że Trewskiego powiązaliśmy ze sprawą Sylwii przez całkowity przypadek. Tak między nami, ten skurwiel wyrządził wiele złego córce pewnej mojej znajomej… Nie będę wdawał się w szczegóły. Chciałbym, abyś go dopadł, zanim my to zrobimy. Myślę, że masz odpowiednią motywację, ba… podwójną motywację.

      – Dlaczego? Dlaczego mam się tym zająć?

      – Żeby wydobyć od niego wszystkie potrzebne informacje dotyczące porwania twojej córki. A potem…

      Holica wyrywa z notesu kartkę, klika na guzik długopisu, po czym kreśli szybko kilka słów:

      „Urządzić mu piekło”.

      4

      Lubosz nie wie, co sądzić o propozycji „nie do odrzucenia” złożonej przez komisarza Holicę. Nie ufa mu. To śliski typ czekający na ciepłą emeryturkę, więc wszystko mu jedno, czy za odpowiednie fanty zmanipuluje kolejną osobę. Z kolei Marek zawsze podkreślał, że nie zna bardziej lojalnego współpracownika. Holica już wcześniej dał wyraz zależności od innych, szantażując Arka. Historia zatoczyła koło.

      Holica może faktycznie chcieć oddać przysługę znajomej, a Arek ma wystarczająco dużo motywacji, by dorwać Trewskiego i dokonać zemsty. Niemniej z ust komisarza argument o skrzywdzonej córce „kogoś tam” brzmi jak spalony żart, podpucha, która idealnie się sprawdzi, by już ostatecznie wyrzucić Lubosza ze służby. W zasadzie taką decyzję mogliby ogłosić w każdej chwili – myśli. Nie muszą uciekać się do intryg. Przez moment ma mętlik w głowie. Jedyne rozwiązanie, które wchodzi obecnie w grę, to pożywne śniadanie z mocną kawą i papieros. Tylko w taki sposób jest w stanie wrócić do żywych.

      – I co? – pyta Marcela stojąca przy samochodzie. – Jaka decyzja? Przywrócili cię?

      – Powiedzmy.

      – To znaczy? No mów!

      – Masz czas na śniadanie? Jestem strasznie głodny.

      – To brzmi jak zapowiedź, że wracasz do pracy.

      – Pojawiły się pewne fakty motywujące. Najwyższy czas wziąć sprawy w swoje ręce i doprowadzić to do końca.

      – Powiesz coś więcej?

      – Chciałbym po prostu odzyskać córkę.

      Marcela chwyta Arka za ramię i ściska mocno.

      – Wszyscy tego chcemy. Zaangażowałam się. Tak jak obiecałam, pomogę. Życzę ci jak najlepiej. Zasługujesz na to.

      Lubosz spogląda w oczy dziennikarki, które lekko się zaszkliły. W innych okolicznościach przyznałby przed samym sobą, że jest szczęściarzem. Spędził noc ze świetną dziewczyną, która wyraźnie chce czegoś więcej, może czegoś poważniejszego. Doskonale wie, że dla Marceli nie bez znaczenia jest możliwość bycia blisko przy sprawie, ponieważ zrobi ze śledztwa materiał. Nie przeszkadza mu to, przynajmniej teraz, gdy poznał ją nieco bliżej. Wie, że Marcela nie pomaga wyłącznie z powodów zawodowych. Arek w pełni rozumie, czego wymaga jej profesja, i nawet chciałby, aby praca tej dziewczyny została doceniona w branży, bo to po prostu oznaczałoby, że Sylwia się odnalazła. Nie dopuszcza do siebie innego scenariusza.

      Udają się do restauracji Kwartet na ulicy Powstańców, gdzie Arek zamawia jajecznicę z bekonem i podwójne espresso, natomiast Marcela wybiera omlet.

      Arek przypomina sobie ostatnie chwile spędzone z Holicą.

      – Jak mam go dorwać? – zapytał. – Muszę mieć dostęp do śledztwa.

      – Zostaniesz czasowo przydzielony do spraw prowadzonych przez Marka Boguckiego. On wydaje ci dyspozycje. Pomagasz mu. Nie masz dostępu do broni. Nie kombinuj w tej kwestii, bo to prosta droga, żeby przestać w ogóle myśleć o tobie w kategoriach służby. Raz na zawsze wylecisz przez dyscyplinarkę. Plus dostaniesz opinię od psychiatry, której nie wymażesz z akt. – Holica rozłożył ręce, jakby chciał go uściskać. – Nie musisz dziękować. Zrobiłem to dla siebie. I może trochę z sentymentu. Siedząc w domu, nigdy nie znajdziesz córki. Powodzenia.

      – Halo, ziemia do Arka! – Marcela macha dłonią tuż przed twarzą Lubosza.

      – Sorry, zamyśliłem się.

      – Widzę. Słuchaj, Arek, bierzemy się do życia, rozumiesz?

      – Łatwo ci powiedzieć.

      – To wszystko, co się dzieje, jest megadziwne. Musi dotyczyć ciebie bezpośrednio. Dlatego potrzebujemy wszyscy dla dobra śledztwa, żebyś się otworzył.

      – Co mam jeszcze zrobić? – Lubosz ucieka wzrokiem. Spogląda nawet w stronę wyjścia, waha się, czy nie zostawić Marceli oczekującej przy stoliku na śniadanie i nie wyskoczyć na kolejnego papierosa. Uwielbia palić na pusty żołądek.

      – Słuchaj mnie uważnie. Krystian Oprak wyszedł kilkanaście miesięcy temu.

      – To nie ma znaczenia.

      – Dlaczego?

      – Ponieważ kiedy Sylwia zniknęła, siedział w zakładzie karnym.

      – Mógł sterować tym zza krat. Doskonale wiesz, że to żaden problem.

      – Nie wiem, czy byłby aż tak zmyślny.

      – Ale tatuaże… Przecież to dotyczy bezpośrednio ciebie. Musisz zająć się dokładnie właśnie tym.

      Arek zaczyna zdanie, ale urywa w pół słowa, gdy kelnerka podaje kawę do stolika. Siorbie gorący napój, po czym mówi:

      – Okej. Załóżmy, że ten psychol chciał się na mnie zemścić. Wytatuował Sylwię, Wawrasza i Kmitę. Troje zaginionych. Wcześniej, później, ale w podobnym czasie. Czyli możemy przyjąć, że ten sam człowiek, powiedzmy nawet, że Oprak lub ktoś, kto dla niego pracował, odpowiada za zaginięcie aż trzech osób. Szukamy gościa przebranego za księdza.


Скачать книгу