Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.teraz na dobrą sprawę uświadomił sobie, że naprawdę czeka go walka z dawną patronką. Bez względu na to, co będzie działo się w postępowaniu przed sądem karnym, sprawa cywilna była już w toku. W końcu dwoje prawników stanie naprzeciw siebie na sali sądowej i Kordian nie mógł się łudzić, że Chyłka zastosuje taryfę ulgową. Z pewnością wytoczy najcięższe działa i zrobi wszystko, by wygrać.
On musiał przyjąć tę samą taktykę.
Spojrzał na Kormaka, a ten odchrząknął.
– Nie przyszedłeś tu przegadać tę sprawę, co? – zapytał chudzielec.
– Nie.
– Więc naprawdę mam szukać na nią brudów?
– Tak.
– Wiesz, że…
– Wiem, że nigdy nie grzebałeś w jej przeszłości – uciął Oryński. – Ani ty, ani nikt inny. Ale sam fakt, że tak zaciekle strzegła dostępu do swojego życia, każe sądzić, że możemy znaleźć coś przydatnego.
Przez moment obaj milczeli, nie patrząc na siebie.
– Jesteś pewien, że chcemy to zrobić? – upewnił się Kormak. – Może nie być odwrotu.
– Jestem pewny – odparł aplikant. – Ona zrobiłaby dokładnie to samo.
Podniósł się i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się przed progiem i obejrzał przez ramię.
– Znajdź mi coś – powiedział.
– W porządku.
Chudzielec silił się na lekki ton, ale bezskutecznie. Kordian zmrużył oczy i przyjrzał mu się. Było oczywiste, że nie chce działać przeciwko starej znajomej, ale prawnik dostrzegł coś jeszcze. Przez moment się zastanawiał.
– Już coś masz – zauważył.
– Absolutnie nie.
– Nie opowiadaj bzdur – odparł Oryński, wracając na poprzednie miejsce.
– Nie opowiadam. Wiesz dobrze, że podczas naszej znajomości Chyłka nie zająknęła się słowem na temat swojego życia przed tym, jak…
– Skończ pierdolić, Kormaczysko.
Szczypior zrobił wdech i mimowolnie przytrzymał powietrze w płucach. Potem wypuścił je ze świstem i zgarbił się. Poprawił niewielkie okulary, jakby szukał dobrego ułożenia, po czym ściągnął je i położył na biurku.
– Sporo pije – oznajmił.
– To akurat nic nowego.
– Nie… tym razem to naprawdę sporo.
– Czyli ile?
– Nie wiem, ale ilekroć ją odwiedzałem, była w stanie nieważko…
– Widywałeś się z nią?
Kordian poczuł się dziwnie. Był przekonany, że embargo, które nałożyła Joanna, rozciągało się na wszystkich pracowników kancelarii. Tymczasem znalazł się jeden, który miał specjalne względy. Aplikant poczuł ukłucie zazdrości, ale też zawodu. Szybko odsunął od siebie te myśli. W tej sprawie nie było miejsca na emocje.
– No? – zapytał Oryński. – Bywałeś u niej?
– Kilka razy.
– I?
– Co „i”?
– Rozmawialiście?
– Przestań zadawać imbecylne pytania – mruknął Kormak. – Oczywiście, że rozmawialiśmy.
– O czym?
– O tym, o czym konwersuje dwoje normalnych ludzi. Powinieneś kiedyś spróbować.
Kordian zmierzył go wzrokiem.
– Nie mam nastroju do żartów – powiedział.
– Widzę.
Prawnik zawahał się. Korciło go, by wypytać o szczegóły tych spotkań, a w szczególności dowiedzieć się, czy poruszali jego temat. Nie miało to jednak znaczenia dla sprawy. Poza tym Kormak zapewne powiedziałby mu, gdyby Joanna o nim wspomniała.
– Co z tym piciem? – zapytał.
– Chodzi nawalona jak messerschmitt.
– Cały czas?
Szczypior powoli skinął głową, jakby zdradzał najpilniej strzeżone szyfry, pozwalające zdobyć władzę nad światem.
– Od rana do wieczora – powiedział. – Ilekroć u niej byłem, opróżniała już którąś butelkę. A niedawno złożyłem jej wizytę rankiem… i była już mocno wstawiona.
Oryński poczuł, że zaschło mu w gardle. Sięgnął po kawę i napił się, nie zważając na pełen dezaprobaty wzrok przyjaciela.
– Jest źle, Zordon – ocenił Kormak. – Nawet bardzo źle.
– Źle dla niej, dobrze dla nas.
Chudzielec zmarszczył czoło.
– Udam, że tego nie słyszałem – powiedział.
– Udawaj, co chcesz. Ja nie mam zamiaru twierdzić, że to nieprzydatna informacja, kiedy klient wymaga od nas właśnie czegoś takiego.
– Czegoś takiego? Co konkretnie chcesz zrobić z tą wiedzą?
Dobre pytanie, uznał w duchu Kordian. Trwał przez moment w bezruchu, wbijając pusty wzrok w książkę McCarthy’ego. Jeszcze przed momentem jej tytuł przywodził na myśl nową produkcję J.J. Abramsa w świecie Star Treka. Teraz był adekwatny raczej do kierunku, w którym zmierzało jego życie.
Podniósł się bez słowa.
– Hm? – mruknął Kormak. – Co planujesz?
– Jeszcze nie jestem pewien – odparł aplikant na odchodnym, a potem wyszedł na korytarz.
13
ul. Argentyńska, Saska Kępa
Chyłka otworzyła oczy zaskoczona. Właściwie nie było powodu, dla którego miałaby się czemukolwiek dziwić, a mimo to codziennie to uczucie się powtarzało. Może podświadomie zdumiewało ją, że w ogóle się budziła? A może zastanawiało ją to, że nie bolała jej głowa i nie czuła kaca? Nie, w tej ostatniej kwestii dawno miała wszystko przepracowane. Jeśli wypiła odpowiednio wiele przed snem, ranek był w porządku. Po dwóch, trzech godzinach zaczęłyby się problemy, ale klin załatwiał sprawę.
Wypiła poranną dawkę i włączyła NSI. W wiadomościach mówiono o wypadku na krajowej ósemce, a potem zajęto się makabrycznym zabójstwem sprzed kilku dni. Wypowiadał się prokurator prowadzący śledztwo.
Joanna ściągnęła brwi. Pierwszy raz widziała tego oskarżyciela, choć wydawało jej się, że zna każdego warszawskiego prokuratora. Najwyraźniej nowy narybek. I całkiem udany, musiała przyznać.
Mężczyzna patrzył prosto w kamerę, sprawiał wrażenie pewnego siebie, ale nie na tyle, by popaść w arogancję. Przywodził jej na myśl Harveya Spectera ze „Suits”, mimo że znajdował się po drugiej stronie prawniczej barykady i był blondynem. Jak na oskarżyciela publicznego ubierał się całkiem nieźle. Miał nawet poszetkę dobraną kolorystycznie do krawata.
– Chapeau bas – mruknęła do niego Chyłka, unosząc tequilę.
Pociągnęła kilka łyków i uznała, że poranna dawka klina jest wystarczająca. Spojrzała na podpis na dole ekranu. Prokurator Mateusz Zakierski.
Joanna machinalnie sięgnęła w kierunku