Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.na nią, jakby trzymał w ręce śmierdzące gnijące jajko.
– Jak przeglądam to menu, stwierdzam, że za dużo zarabiacie.
Obrońcy usiedli przy stole.
– Wszystko zależy od wyników – odparował Buchelt. – Jeśli adwokat dużo wygrywa, również dużo zarabia.
– Więc ostatecznie wszystko zależy od nas – zauważył Mateusz.
– Słucham?
– A konkretnie od tego, na kogo traficie.
Obrońcy spojrzeli po sobie i nie podjęli tematu. Kordian przypuszczał, że gdyby zjawił się tu z dawną patronką, już rozpętałaby się prawdziwa burza. Lew jednak zbył tę uwagę milczeniem, a potem zamówił sobie coś, co w karcie dań określano jako „Moelleux z ciemnej czekolady”. Oryński wziął to samo.
– Zanim zaczniemy, mam dla panów ciekawą informację – odezwał się Zakierski. – Obrończyni Cygana została zatrzymana pod aresztem śledczym. Prowadziła pod wpływem alkoholu.
– Co takiego? – zapytał Buchelt.
Kordian starał się zrobić zdziwioną minę, ale jednocześnie uważał, by nie wypadło to zbyt teatralnie.
– Jak to?
– Policjanci dostali zgłoszenie, że osoba w czarnym bmw X5 wygląda na pijaną. Zatrzymali ją i okazało się, że to Joanna Chyłka.
– Ale… – zaczął Oryński i pokręcił głową. – Ona nigdy nie prowadzi pod wpływem.
– Raczej nie prowadziła. Czas przeszły – poprawił go Mateusz. – I więcej już nie poprowadzi. Czas przyszły.
Prokurator odłożył menu na bok.
– Proszę się nie krępować – odezwał się Buchelt. – To spotkanie jest na nasz koszt.
Zakierski zmrużył podejrzliwie oczy, po czym sięgnął z powrotem po kartę dań i wybrał sobie obiad za ponad siedemdziesiąt złotych. Biorąc pod uwagę tutejsze ceny, mógł zaszaleć znacznie bardziej.
Kordian czekał, by zadać nurtujące go pytanie, ale nie chciał się z tym spieszyć. Kiedy kelner przyjął zamówienie i się oddalił, prawnik uznał, że najwyższa pora. Zaraz przejdą do sedna i temat Chyłki umrze śmiercią naturalną.
– Ile miała promili? – zapytał.
– Nie wiem – odparł Mateusz. – Proszę pytać policji.
Oryński skupił na nim wzrok. Sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście nie miał pojęcia o tym, że to kancelaria Żelazny & McVay zadbała o zatrzymanie dawnej pracownicy.
Prokurator wyprostował się i rozejrzał, dając znak, że czeka, aż stary adwokat podejmie właściwy temat. Mateusz Zakierski miał jasny, równo przystrzyżony zarost, grzywkę postawioną do góry i garnitur, który pasował raczej do młodych headhunterów niż do prokuratury. Po prawdzie brakowało mu tylko ciemnych okularów, by wyglądać jak gwiazda Hollywood.
Buchelt również taksował go wzrokiem, wciąż milcząc.
– O ile mnie pamięć nie myli, to panowie wyszli z propozycją tego spotkania – odezwał się Mateusz.
– Owszem – mruknął Borsuk.
– Więc…
– Więc zjedzmy spokojnie, nie mamy powodu, by się spieszyć.
Zakierski podciągnął rękaw białej koszuli i spojrzał na zegarek. Kordian rozpoznał go od razu. Jeden z tissotów, które łączyły elegancję i sportowy charakter. Posiadacz wysyłał jasny sygnał – jestem nowoczesnym dżentelmenem. Oryński musiał przyznać, że zegarek w tym przypadku konweniował z całokształtem.
– Mam trochę do zrobienia – powiedział prokurator. – A przy jedzeniu nie lubię rozmawiać o ważnych sprawach.
Lew westchnął, jakby codziennie musiał zmagać się z pośpiechem.
– Zatem do rzeczy – powiedział z rezygnacją w głosie i skinął na Kordiana.
Oryński był na to przygotowany. Kilka godzin wcześniej dostał zadanie, by ułożyć odpowiednie przemówienie na tę okazję.
– Jak pan wie, stoimy po tej samej stronie barykady – zaczął.
– Tylko poniekąd.
Do stolika podszedł kelner z dwoma deserami i postawił je przed pracownikami od Żelaznego & McVaya.
– Wszystkim nam zależy na sprawiedliwości – kontynuował Kordian. – To rzadka sytuacja, biorąc pod uwagę, że normalnie…
– Darujmy sobie może te wstępy, bo zaraz przyjdzie moja uczta.
„Zaraz” było dużym niedopowiedzeniem. Jak w każdym dobrym lokalu, tak i tutaj trzeba było odczekać swoje. Prokurator jednak raz po raz spoglądał nerwowo w stronę kuchni. Najwyraźniej nie zamierzał spędzić tu wiele czasu.
– Dążymy do porozumienia – zaznaczył Buchelt. – Proszę to uszanować.
Zakierski skinął głową i uśmiechnął się zdawkowo. Grymas znikł po ułamku sekundy.
– Przygotowujemy się do procesu – ciągnął Kordian. – Reprezentujemy Salusa i…
– Wszystko to wiem.
– Więc wie pan także, że zbieramy materiał dowodowy, który pozwoli uznać, że nasz klient jest zwolniony z obowiązku wypłaty polisy.
– Oczywiście.
– Ten materiał dowodowy jest zbieżny z tym, co państwo starają się wykazać.
– Aha.
Oryński zaczął odnosić wrażenie, że Zakierski pojawił się tutaj tylko z czystej ciekawości. Względnie po to, by zasmakować kawałka łososia, który kosztował tyle, co kilka kilogramów w rybnym.
Aplikant spojrzał na patrona, ale ten sprawiał wrażenie spokojnego. Albo mu ufał, albo zdawał sobie sprawę, że ostatecznie obydwie strony musiały się dogadać, bowiem miały sobie coś nawzajem do zaoferowania.
Kordian odsunął deser i uznał, że najwyższa pora wziąć się do roboty.
– Z pewnością słyszał pan o sprawach, które prowadziła Chyłka – zaczął.
– Pewnie.
– Więc wie pan, że łatwo nie będzie.
– Raczej nie byłoby.
Oryński uśmiechnął się pod nosem.
– Joanna tak łatwo nie odpuszcza – zapewnił. – To zatrzymanie nie znaczy, że zostawi klienta. Wynajmie innego adwokata i będzie…
– Ona być może go nie zostawi – wpadł mu w słowo Mateusz. – Ale Cygan zapewne poszuka sobie innego obrońcy. Ja czym prędzej zrobiłbym tak na jego miejscu.
– Może próbować.
Zakierski wzruszył ramionami.
– Wszystko zależy od niego – powiedział, kiedy kelner stawiał przed nim wyszukane danie. – Chyłka może go terroryzować, grozić mu i twierdzić, że tylko ona jest w stanie wyciągnąć go z tego bagna, ale ostatecznie ważniejsze od jej słów będą fakty.
Kordian chciał się odezwać, ale prokurator zrobił tylko krótką pauzę, by nabrać tchu.
– A fakty są takie, że ona pogrąża go jeszcze bardziej – dodał Zakierski. – Jest toksyczna.
– Tak czy owak…
– Nie rozmawiajmy już o niej – uciął oskarżyciel.