Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.– odezwał się w końcu ojciec.
– Jak widać.
– Mogę…
– Nie.
Skinął głową i cofnął się o krok. Jego zachowanie przywodziło na myśl zastraszonego uczniaka, który obawia się, że jednym niefortunnym słowem może sprowadzić na siebie łomot ze strony starszych kolegów.
Joanna zrobiła krok w kierunku schodów, nadal nie wiedząc, co powiedzieć. Oznajmić mu, by się odsunął? Zaproponować spotkanie później? Zastrzec, że nie ma zamiaru go widzieć?
Ostatnim razem rozmawiali pięć lat temu. I nie była to miła rozmowa.
– Muszę iść – odezwała się Chyłka i minęła go.
Było to najlepsze, na co wpadła.
– Czuć od ciebie alkohol – zauważył ojciec.
Nie odpowiedziała. Kto jak kto, ale on nie miał prawa formułować takich zarzutów. Bez względu na to, czy obecnie pił, czy zaliczał odwyk. Zresztą picie w jego wypadku było tylko kroplą w morzu przewinień.
Joanna zeszła do garażu i wsiadła do iks piątki. Nie była roztrzęsiona – by doprowadzić ją do takiego stanu, los musiałby zrzucić na nią jeszcze kilka takich niespodzianek – ale z pewnością czuła niepokój.
Jeśli jej siostra zadzwoniła do ojca, musiała uznać, że Chyłka dotknęła dna i nie odbiła się od niego. To oznaczało, że prawniczce nie uda się uniknąć długich i nikomu niepotrzebnych dyskusji z Magdaleną.
Wyjechała z garażu i bez problemu włączyła się do ruchu na Argentyńskiej. Dopiero po chwili zreflektowała się, że skręciła w złą stronę. Areszt śledczy był w przeciwnym kierunku.
Wbiła kierunkowskaz i zrobiła szybką nawrotkę. Musiała przyznać, że po porannej tequili udawało jej się wpasować w miejski ciąg samochodów z jeszcze większą łatwością. Jadąc w stronę Białołęki, trawiła świadomość tego, że ojciec pojawił się w Warszawie. Będą problemy, nie miała co do tego wątpliwości. Ilekroć ten człowiek wracał do siebie, pozostawiał za sobą spaloną ziemię.
W takich momentach Joannę cieszyło to, że nie ma rodziny. Nie ma osób, którym ojciec mógłby zatruć życie. Z Magdaleną było inaczej i Chyłka z trudem mogła uwierzyć, że siostra sięgnęła po taką pomoc.
Kilkaset metrów przed białołęckim aresztem nadal nie mogła zebrać myśli po niespodziewanej wizycie. Westchnęła. Ewidentnie nad jej klatką schodową wisiało jakieś fatum. Najpierw napastował ją tam Kormak, teraz widmo z przeszłości.
Omiotła wzrokiem okolicę, szukając wolnego miejsca parkingowego. Poniewczasie zauważyła policyjny radiowóz i funkcjonariusza, który złowił jej spojrzenie. Wszystko, co działo się później, widziała jak w zwolnionym tempie.
Umundurowany mężczyzna uniósł lizak, a potem wskazał jej, by zjechała na pobocze. Instynktownie wykonała polecenie, nie mając czasu zastanowić się nad implikacjami tego, co się dzieje. Zatrzymała się przy chodniku i dotarło do niej, że nawet bez alkomatu policjant bez trudu ustali, że jest nawalona. Dmuchanie będzie tylko formalnością.
Położyła ręce na kierownicy i uchyliła okno. Robiła to wszystko mechanicznie, nieraz zatrzymywano ją za przekraczanie prędkości i łamanie innych przepisów. Nigdy jednak nie wpadła, gdy chodziło o alkohol.
Zerknęła w lusterko i zobaczyła, że funkcjonariusz z ciekawością ogląda iks piątkę. Nie spieszyło mu się.
Poczuła, jak oblewa ją fala gorąca. Ostatnim razem czuła się tak przed swoją pierwszą rozprawą w sądzie okręgowym, wiele lat temu.
Gorączkowo zastanawiała się nad tym, jak się z tego wywinąć. Nadchodziła katastrofa i trudno było zebrać myśli. Konsekwencje bombardowały jej umysł jedna po drugiej.
Spojrzała na telefon leżący obok skrzyni biegów. Może krótka rozmowa ze Szczerbińskim by pomogła? Aspirant najwyraźniej darzył ją niejaką sympatią, skoro wczoraj miał zamiar zrobić coś, co stało w sprzeczności z jego obowiązkami.
Nie, z pewnością nie znał nikogo w drogówce. Potrzebowała innego ratunku.
Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, policjant podszedł do drzwi od strony kierowcy. Podał stopień służbowy i przedstawił się, ale Joanna z trudem rejestrowała jego słowa. Dotarło do niej, że straci prawo jazdy, a bmw zostanie odholowane na policyjny parking. Niestety będzie to tylko kropla w morzu wszystkich problemów, których sobie narobiła.
Jeśli stężenie alkoholu w wydychanym powietrzu przekroczy pewien pułap, zakaz prowadzenia pojazdów będzie jej najmniejszym zmartwieniem. Groziły jej za to konsekwencje prawne, a prokuratura chętnie postawi jej zarzuty. Sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na kilka lat to minimum, co zdołają osiągnąć.
– Słyszy mnie pani? – zapytał funkcjonariusz, marszcząc czoło.
Położył dłoń na kaburze pistoletu i zrobił krok w tył.
– Proszę wysiąść z samochodu – polecił.
Chyłka spojrzała przed siebie. Gdyby dobrze depnęła, zostawiłaby za sobą radiowóz. Zanim mundurowy wróciłby do auta, ona byłaby już po drugiej stronie aresztu śledczego. Stamtąd popędziłaby w kierunku Legionowa, być może udałoby się zgubić pościg.
– Proszę pani?
Nie wiedziała, ile ma promili. Z pewnością sporo, skoro rzeczywiście rozważała ucieczkę.
Spojrzała w tylne lusterko. Drugi ze stróżów prawa wpatrywał się w tablice iks piątki.
– Pani mecenas? – zapytał ten stojący przy aucie.
– Tak… – powiedziała. – Już wychodzę.
Wyłączyła silnik i zaklęła w duchu. Otworzyła drzwi, po czym chwiejnie wyszła na zewnątrz. Policjant od razu poczuł alkohol. Oczy zabłysły mu, jakby wygrał los na loterii.
Chyłka dopiero po chwili zorientowała się, że odniósł się do niej prawniczym zwrotem grzecznościowym. Wiedział, kim jest. Czekali na nią.
14
Skylight, ul. Złota
– Załatwione – powiedział Kormak.
Oryński chodził po Jaskini McCarthyńskiej z rękoma założonymi za plecami, jakby oczekiwał wieści z porodówki. Kiedy chudzielec się odezwał, Kordian stanął przy biurku.
– Zatrzymali ją? – spytał.
– Tak.
Sporo czasu poświęcił na to, by przekonać samego siebie, że to jedyne rozwiązanie. Udało mu się nawet wmówić sobie, że dzięki temu Joanna uniknie poważniejszych konsekwencji, które od pewnego czasu zbierały się nad nią jak ciemne chmury.
– Jesteś zadowolony? – zapytał Kormak, odkładając telefon.
Aplikant opadł ciężko na krzesło przed biurkiem.
– To musiało zostać zrobione – powiedział.
Szczypior prychnął i pokręcił głową.
– Myślisz, że jak użyjesz formy bezosobowej, poczujesz się mniej winny? – zapytał.
– Nie.
– To dobrze. Przyjmij to na klatę. Zdradziłeś Chyłkę w najgorszy możliwy sposób i choćbyś zorganizował jej kiedyś prywatny koncert Ironsów, nie wybaczy ci.
– Wiem.
Chudzielec zmierzwił sobie włosy. Sprawiał wrażenie wykończonego,