Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.że usłyszeliśmy dostatecznie dużo – odezwał się w końcu Garłoch. – I należy przyznać, że pytania pana prokuratora są dość… wymowne. Tym niemniej rad byłbym, gdybyśmy mogli usłyszeć odpowiedzi.
Usłyszeli je, ale nie od Natalii. Została zwolniona jako świadek, a potem jej miejsce zajął lekarz. Potwierdził, że zgłosiła się do szpitala z obrażeniami sugerującymi pobicie i po krótkiej rozmowie zwierzyła się, że to mąż wyrządził jej krzywdę.
Kobieta zajmująca mieszkanie nad Sendalami przyznała zaś, że często słyszała kłótnie, przy czym krzyczał głównie pan Sebastian. Owszem, groził pani Natalii. Tak, wielokrotnie płakała. Czasem słychać było, jak szloch nagle się urywa, zupełnie jakby ją dusił lub uciszył w inny sposób.
Sąsiad z dołu potwierdził słowa kobiety.
Oryński obserwował to z niedowierzaniem. Nawet gdyby nie deficyt snu, miałby wrażenie, że to wszystko stanowi jakiś surrealistyczny spektakl. Raz po raz spoglądał na Chyłkę, ale miała równie bezradny wyraz twarzy, jak on. Jedyna różnica polegała na tym, że była patronka zapewne gotowała się w środku i całą energię poświęcała na to, by nie wybuchnąć. On był coraz bardziej zrezygnowany.
Kiedy prokurator kończył przesłuchiwać sąsiada, Kordian sięgnął po kartkę papieru. Szybko napisał na niej krótkie pytanie, a potem podsunął Joannie.
„Co robimy?” – brzmiała wiadomość.
Chyłka nawet nie spojrzała na kartkę. Wbijała wzrok w oskarżyciela, jakby mogła zabijać spojrzeniem. Kiedy ten podziękował i usiadł, Joanna westchnęła na tyle głośno, by członkowie Trybunału mogli to usłyszeć, a potem się podniosła.
Kordian przypuszczał, że zada sąsiadowi to samo pytanie, które formułowała wobec wszystkich innych świadków. Nie pomylił się.
– Uważa pan, że sędzia Sendal mógłby kogokolwiek zabić?
– Nie wiem – odparł mężczyzna.
– A jednak oskarżyciel zdecydował się wezwać pana na mównicę.
– Ale… – zaczął świadek i wydął usta.
– Ale nie na tę okoliczność? To chce pan powiedzieć?
– Owszem.
– To ciekawe, bo właśnie tę konkretną okoliczność rozważamy – odparła, patrząc na sędziów. – Cel całego tego postępowania sprowadza się do stwierdzenia, czy zasadne jest uchylenie immunitetu. Innymi słowy do tego, czy sędzia Sendal mógłby dopuścić się czynów, które są mu zarzucane.
Zaległo milczenie.
– A pan opowiada nam o czymś zgoła innym, prawda?
– Mówię tylko, co słyszałem.
– Otóż to – mruknęła. – Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Kolejny świadek miał tyle wspólnego z wydarzeniami w Krakowie, co poprzedni. Był to mężczyzna około czterdziestoletni, wspólny znajomy Natalii i Sebastiana. Potwierdził, że od czasu do czasu dochodziło między nimi do sprzeczek, a kiedy prokurator przyparł go do muru, przyznał, że bywały momenty, gdy niepokoił się o Natalię.
Chyłka powtórzyła swoje sztandarowe pytanie, po czym podziękowała. Kiedy usiadła obok Kordiana, ten usłyszał, że komórka zawibrowała na stole. Oboje spojrzeli na nią z nadzieją, że to Kormak.
Oryński nie zdążył dostrzec, czy tak w istocie jest. Joanna szybko schowała ją pod blatem i przejrzała wiadomość. W tym czasie prokurator oznajmił, że wzywa na świadka przedstawiciela Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
– Wysoki Trybunale – przerwała mu Chyłka. – Wnoszę o piętnastominutową przerwę.
– Celem? – spytał Garłoch.
– Wyjaśnienia szeregu kwestii, które zostały podniesione przez oskarżenie, a nie były dotychczas znane obronie.
– Musi pani być bardziej konkretna.
Uniosła brwi.
– Niestety trudno mówić o konkretach, kiedy obracamy się w sferze niedopowiedzeń, spekulacji oraz…
– Pani mecenas.
– Po prostu potrzebujemy chwili, by zweryfikować niektóre twierdzenia prokuratury, panie prezesie.
Garłoch spojrzał na uczestników postępowania, a kiedy nikt nie zaoponował, zarządził półgodzinną przerwę. Kordian odetchnął, choć na dobrą sprawę nie było ku temu powodu. Decyzja stanowiła jedynie odwleczenie nieuniknionego.
Wraz z Chyłką opuścili budynek i podeszli pod boczne, przeszklone wejście. Joanna wyciągnęła paczkę papierosów.
– Kompletne bagno – ocenił Oryński.
– Będzie gorzej.
– Co masz na myśli?
Wyjęła telefon z kieszeni.
– Kormak nic nie ma? – zapytał Kordian.
– To nie Kormak wysłał wiadomość, a Sendal.
– Co takiego?
– Siedzi w hotelu pod Warszawą, ogląda wszystko w telewizji. Napisał, że chce przyjechać.
Oryński potrzebował chwili, by ogarnąć implikacje tego, co mu powiedziała. Kiedy zapalała papierosa, wiedział już, że pojawienie się Sendala będzie dla nich większym ciosem niż jego nieobecność.
– Nie możesz mu na to pozwolić.
– Poważnie, Zordon? – bąknęła, wypuszczając dym. – A myślisz, że po co ta przerwa?
Stuknęła palcem w wyświetlacz, a potem przyłożyła telefon do ucha. Sebastian odebrał natychmiast, jakby czekał z komórką w dłoni. Kordian przysłuchiwał się, jak Joanna wspina się na wyżyny swoich umiejętności perswazyjnych, ale nie sądził, by na cokolwiek się to zdało.
– Mówię ci, Sendal – podkreśliła po raz kolejny. – Jeśli tu przyjedziesz, pożrą cię żywcem.
Przez chwilę słuchała w milczeniu, zaciskając mocno usta.
– Nie, do kurwy nędzy – syknęła. – Nic, co powiesz, nie sprawi, że… Halo?
Spojrzała na telefon, a potem przez chwilę wyglądała, jakby miała zamiar rzucić nim o przeszklone wejście do budynku. Popatrzyła na Kordiana w sposób, który sprawił, że nagle poczuł potrzebę, by cofnąć się o krok.
– Nie poszło po twojej myśli?
– Zamknij się, Zordon.
– Przyznał się czy co?
– Tak – odparła przez zęby.
– Co takiego? Do zabójstwa?
– Nie, do cholery… – burknęła, wyciągając kolejnego papierosa. – Powiedział, że świadkowie zeznali prawdę.
Kordian potrzebował chwili, by to przetrawić. Na dobrą sprawę w trakcie zeznań nie zastanawiał się nad tym, czy w słowach lekarza i sąsiadów tkwi ziarno prawdy. Gdyby jednak to zrobił, zapewne doszedłby do wniosku, że to wszystko jest grubymi nićmi szyte. Sebastian nie wyglądał na mężczyznę, który dopuszczałby się przemocy domowej.
Z drugiej strony oni nigdy nie sprawiali takiego wrażenia.
Potarł nerwowo czoło. Zastanowił się nad tą ostatnią myślą. Jeśli przyjąć takie założenie, Sendal właściwie pasował do profilu faceta, który mógłby pójść o kilka kroków za daleko podczas kłótni małżeńskiej. Po pierwsze dla