Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.na razie mamy klienta, który w oczach całego świata właśnie stał się wyjątkowo parszywą bestią – dodała. – I jak tak dalej pójdzie, nie tylko uchylą mu ten zasrany immunitet, ale od razu przywrócą karę śmierci i go powieszą.
Trudno było z tym polemizować. Kordian w milczeniu przyglądał się, jak smuga dymu papierosowego niknie gdzieś w powietrzu.
– Jedzie tutaj? – zapytał.
– Tak.
– Ile mamy czasu?
– Niewiele. Będzie za niecałą godzinę.
Oryński dokonał szybkich kalkulacji. Przerwa skończy się za niecałe pół godziny, a kolejne pół zabierze przesłuchanie świadka. Sebastian zjawi się akurat w porę, by wezwano go na mównicę.
– Może powinniśmy pozwolić mu się wypowiedzieć?
– Po co?
Kordian potarł tył głowy.
– Zna tych ludzi, pracował z nimi na co dzień i…
– Niedawno został wybrany, Zordon. Poza tym to nie jest tak, że oni codziennie rano zaczynają robotę od pogaduszek przy kawie. Jest piętnastu sędziów, ale składy orzekające są zazwyczaj złożone z trzech lub pięciu.
– Wiem.
Nie skomentowała tej deklaracji.
– Obecność Sendala tylko pogorszy sprawę, tym bardziej że nie brzmiał, jakby był do końca trzeźwy.
– Dziwisz się? Na jego miejscu też bym się zaprawił.
– Tak czy inaczej nie pomoże nam.
Oryński pokiwał głową w zamyśleniu.
– Więc co zrobimy? Zdążysz w nieco ponad pół godziny zamknąć sprawę?
– Nie – odparła cicho. – Nie ma szans.
– To co pozostaje? Zatrzymanie go siłą?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, co nieco go zdziwiło. Na dobrą sprawę Chyłka słynęła z zamiłowania do niekonwencjonalnych metod. Choć od pewnego czasu Kordian miał wrażenie, że jest to bardziej renoma, którą sama świadomie buduje, niż jej prawdziwe modus operandi.
– Chętnie postawiłabym cię tu na straży niczym Hajmdala przed wejściem do Asgardu – powiedziała. – Może nawet udałoby ci się zatrzymać Sendala.
– Ale?
– Ale jeśli przyfiluje cię jakikolwiek dziennikarz albo obywatelski reporter z komórką w ręku, nasz upadek będzie słychać aż na Kamczatce.
– Teraz go nie słychać?
Spojrzała na niego bykiem, co właściwie stanowiło najbardziej wymowną z możliwych odpowiedzi.
– Masz jakiś pomysł? – dodał.
– Tylko jeden. Potrzebujemy alternatywnego sprawcy.
– To znaczy?
– Muszę mieć kandydata na zabójcę. Muszę przekonać członków TK, że istnieje choćby liche prawdopodobieństwo, że to jednak nie Sendal zabił tego człowieka.
– W takim razie kto? Policja nie ma innych…
– Wiem, że nie ma, Zordon. Ale nie obchodzi mnie, co mają, a czego nie mają. Ja muszę opowiedzieć sędziom jakąś historię.
– To znaczy bajeczkę.
– Nie. To znaczy przekonujący, rozpalający wyobraźnię scenariusz na hipotetyczny blockbuster. Skoro już musimy się trzymać metafor.
– I jak planujesz to zrobić? To nie ława przysięgłych, którą możesz manipulować.
– Nie szkodzi – powiedziała, a potem głęboko się zaciągnęła. – Ważne, żeby siedmiu z nich choćby dopuściło możliwość, że to nie Sendal jest winny.
– W porządku… – mruknął. – Więc w jaki sposób zamierzasz to osiągnąć?
– Coś wymyślę.
Przez chwilę się nie odzywali.
– O ile ta gnida z prokuratury nie wymyśli czegoś pierwsza – dodała.
Wrócili na wielką salę rozpraw i zajęli miejsca po prawej stronie. Oryński spojrzał na godło wiszące tuż nad prezesem Garłochem. Być może w przypadku innej instytucji mógłby łudzić się, że pozostali sędziowie nie wystawią jednego ze swoich na pożarcie, ale ci ludzie wyjątkowo poważnie traktowali swoją rolę i konstytucyjne obowiązki. W tej chwili trudno było wciąż mieć nadzieję, że przeważy solidarność zawodowa. Nawet jeśli Joannie uda się stworzyć jakiś hipotetyczny alternatywny scenariusz, bez dowodów na jego poparcie stanie się on co najwyżej ciekawostką, nad którą w przyszłości należałoby się pochylić.
Przesłuchanie kolejnego świadka zakończyło się błyskawicznie. Chyłka zadała swoje pytanie, podziękowała i usiadła. Kordian obejrzał się nerwowo i z ulgą stwierdził, że Sendal jeszcze nie dotarł.
Wszystko poszło nie tak, ale prawdziwa tragedia miała dopiero się wydarzyć. Dzieliło ich od niej już niewiele czasu.
Oczami wyobraźni Oryński zobaczył rozchełstanego sędziego, który wpada na salę w pełnym pędzie, zionąc przy tym alkoholem. Bez krawata, w rozpiętej koszuli, z rozwianymi włosami i podkrążonymi oczami nie będzie robił zbyt dobrego wrażenia, a Kordian nie miał złudzeń, że może wyglądać inaczej.
Prokurator podniósł się, by złożyć kolejny wniosek. W świetle nowych faktów poprosił o ponowne wezwanie na mównicę Natalii Sendal. Prezes zastanawiał się przez moment, a potem wyraził zgodę. Żona Sebastiana zajęła miejsce ze spuszczoną głową, jakby stawała przed plutonem egzekucyjnym, a nie czternastoma jurystami.
– Pani Natalio – zaczął oskarżyciel. – Zdaję sobie sprawę, że to niezwykle trudna sytuacja.
Nie odezwała się.
– I że sprawy, o których mówimy, wiążą się z bolesnymi wspomnieniami… być może z traumą.
Spojrzał na nią wyczekująco, ale nie podjęła tematu. Była blada, toczyła zdezorientowanym wzrokiem po sędziach. Przesłuchujący mógł z nią zrobić, co mu się żywnie podobało.
I niechybnie zamierzał z tego skorzystać. Skrzyżował ręce za plecami, a potem popatrzył na Joannę. Posłał jej uśmiech.
– Mecenas Chyłka w pewnym sensie ma rację – odezwał się. – Większość spraw, które poruszyliśmy, nie rzutuje bezpośrednio na przedmiot obrad.
Joanna poruszyła się nerwowo. Taka deklaracja nie mogła zwiastować niczego dobrego.
– Wydaje mi się jednak, że mówienie o nich było kluczowe, byśmy mogli poznać prawdę.
Zawiesił głos, a potem czekał.
– Prawdę? – spytała Natalia.
Pokiwał głową z niemal teatralną wyrozumiałością.
– Owszem – powiedział cicho, a potem odchrząknął. – Mając na względzie to, czego się dowiedzieliśmy o przemocy, którą mąż wobec pani stosował, o znęcaniu się, o krzykach, kłótniach, groźbach… – Znów zawiesił głos.
Natalia spuściła wzrok. Wyglądała, jakby miała już dosyć. Jakby jeszcze jedno wspomnienie o którejkolwiek z tych spraw miało przepełnić czarę goryczy. Kiedy podniosła spojrzenie, Kordian zobaczył, że oczy ma szkliste. Głowa lekko się zakołysała, jakby Natalia próbowała powstrzymać łzy.
– Mając