Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.pani nie grozi za ujawnienie prawdy – dodał. – Ani ze strony męża, ani ze strony prawa. Gwarantuję, że może się pani czuć bezpieczna. Jesteśmy tu także po to, by panią chronić.
Nie wytrzymała. W końcu pierwsze łzy popłynęły.
– Nie… – szepnęła.
Kilku sędziów nerwowo się rozejrzało. Inni poprawili togi. Pozostali trwali jakby w nabożnym oczekiwaniu.
– Czy mogę prosić o powtórzenie?
Skinęła głową.
– Mojego męża nie było wtedy w domu…
Chyłka zamknęła na moment oczy i skrzywiła się.
– Jest pani co do tego przekonana?
– Tak, bo… bo to był przeddzień gali wręczenia „Orłów”… Obawiałam się, że nie wróci w porę do Warszawy.
– Wie pani, gdzie był?
– Nie, nigdy mi nie powiedział…
– Dlaczego wcześniej twierdziła pani inaczej? Czy sędzia Sendal pani groził?
Kordian zdał sobie sprawę, że teraz nic już nie zatrzyma prokuratora. Wszystkie tamy puściły, rozpoczynała się powódź. Wezbrana fala oskarżeń, niedomówień i wątpliwości miała zalać wszystkich członków składu orzekającego i nie zostawić suchej nitki na ich dobrym zdaniu o koledze po fachu.
Sprawa była przegrana.
– Ja…
Chyłka poderwała się na równe nogi.
– Wysoki Trybunale Konstytucyjny – powiedziała dobitnie.
– Co robisz? – szepnął Kordian.
Zignorowała go. Wyprostowała się, uniosła lekko głowę i spojrzała na prezesa z góry.
– Obrona chciałaby zgłosić wniosek o uznanie żądania wnioskodawcy.
Na sali zapadła cisza.
– W świetle przedstawionych dowodów w imieniu mojego klienta pragnę podkreślić, że tylko pełne postępowanie przed sądem karnym może doprowadzić do wyjaśnienia sprawy. To, co obserwujemy tutaj w wykonaniu przedstawiciela Prokuratury Generalnej, urąga zasadom państwa prawa i pozbawia mojego klienta możliwości skutecznej obrony. To szereg pomówień, które…
– Pani mecenas – upomniał ją Garłoch. – To nie mowa końcowa.
– Przepraszam, Wysoki Trybunale. Chcę jedynie uzasadnić wniosek.
– Uzasadniła pani.
Joanna cicho odetchnęła. Kordian szybko rozważył, czy to dobry ruch, i ostatecznie uznał, że innego wyjścia nie mieli. Lepiej było doprowadzić do dobrowolnego zrzeczenia się immunitetu, niż pozwolić, by Sendal się tu pojawił.
– Problem polega na tym, pani mecenas, że zapomina pani o jednej, bardzo istotnej kwestii.
Przełknęła ślinę.
– Żaden sędzia nie może sam zrzec się immunitetu – dodał prezes. – Kontynuujmy zatem.
11
Prasowy, ul. Marszałkowska
Chyłka przez chwilę zawieszała wzrok na podobiźnie Tytusa. Cholerny szympans zdawał się szyderczo uśmiechać, podsumowując wszystko, co wydarzyło się tego dnia. A wydarzyło się sporo.
Joanna liczyła na to, że obejdzie niemożność zrzeczenia się immunitetu poprzez uznanie wniosku strony przeciwnej, srogo się jednak rozczarowała. Sędziowie naradzili się w tej kwestii, ale ostatecznie przedłożyli wykładnię celowościową nad literalne brzmienie przepisów i uznali, że w tej sytuacji złożenie wniosku jest niedopuszczalne.
Sendal pojawił się na sali rozpraw dwadzieścia minut później. Zrobił fatalne wrażenie. Bełkotał na mównicy, zapewniał, że kocha żonę i że żałuje wszystkiego, co zrobił. Miał na tyle rozumu, by nie wspominać o szczegółach.
Nadal utrzymywał, że nie było go w Krakowie, kiedy nad Wisłą zginął Marcin Frankiewicz. Twierdził, że był w Warszawie, ale odmówił odpowiedzi na jakiekolwiek pytania o szczegóły.
Chyłka miała wrażenie, że pogrąża się coraz bardziej za każdym razem, kiedy otwiera usta. Był pod ostrzałem, a największy problem polegał na tym, że sam trzymał broń.
Kiedy rozprawa dobiegła końca, werdykt mógł być tylko jeden. Trybunał Konstytucyjny jednomyślnie opowiedział się za uchyleniem immunitetu. Joanna czym prędzej opuściła budynek, nie mając zamiaru patrzeć na pełen satysfakcji wyraz twarzy prokuratora.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że jej przeciwnik pozostawał zupełnie anonimowy. Pojawił się znikąd, dokopał jej na sali sądowej i miała nigdy więcej go nie spotkać. Był tu, by załatwić sprawę – i zrobił to, specjalnie się przy tym nie przemęczając.
Teraz wszystko przechodziło w ręce Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Chyłka przypuszczała, że będą się starali doprowadzić do tymczasowego aresztowania, argumentując, że Sendal może mataczyć. Joanna nie miała jednak zamiaru pozwolić na zamknięcie jej klienta. Kluczowe było, by odpowiadał z wolnej stopy. Jeśli w ogóle mógł odbudować swoją pozycję w oczach opinii publicznej, to konieczne było, by pozostał na wolności.
Oderwała wzrok od roześmianego szympansa i spojrzała na Sendala. Wraz z Oryńskim sączyli kawę, ona zrezygnowała z picia czegokolwiek, obawiając się, że tym razem zamówienie mogłoby być tylko jedno.
Nad niewielkim stolikiem przy ścianie zdawały się unosić ciemne chmury. Żadne z zebranych nie odzywało się od dobrych kilku minut. W końcu Joanna nabrała tchu.
– Zabiłeś go? – zapytała.
Sebastian powoli podniósł wzrok.
– Nie.
– To ciekawe. Bo wygląda mi na to, że…
– Przysięgam ci, Chyłka. Nigdy nie spotkałem tego człowieka i nie było mnie wtedy w Krakowie.
– Natalia też przysięgała – syknęła. – Dopóki nie okazało się, że okładałeś ją i groziłeś jej śmiercią.
Miała ochotę powiedzieć więcej, obrzucić go kilkoma inwektywami i wyjść z Prasowego, zostawiając za sobą całą tę sprawę. Ostatecznie jednak udało jej się powściągnąć.
Na tym etapie mogła jeszcze odpuścić. Pełnomocnictwo do reprezentowania Sendala przed TK nie rozciągało się na stosunek obrończy w sądach powszechnych. Formalnie nie była jeszcze jego adwokatem, wystarczyło wstać od stolika i wyjść na Marszałkowską.
Doskonale jednak wiedziała, że tego nie zrobi.
Nie chodziło o sympatię do dawnego znajomego, może nawet nie była to kwestia ambicji, bo nie miała żadnych zatargów z krakowską prokuraturą. Wszystko sprowadzało się do ciekawości. Przemożnej, zawodowej, adwokackiej ciekawości.
Chyłka nie miała zamiaru zostawić ot tak sprawy, która potem przez lata nie dawałaby jej spokoju. Chciała być w środku wydarzeń, w oku cyklonu, spokojnie obserwując to, co dzieje się wokół.
A przynajmniej właśnie to powtarzała sobie przez chwilę w głowie. Potem w końcu przyznała przed sobą, że rzuca się w ten wir głównie po to, by dać się pochłonąć pracy. By nie myśleć o alkoholu. By nie mieć czasu ani sposobności do nawalenia się w sztok. Choć na dobrą sprawę jedno i drugie zawsze by się znalazło, gdyby się postarała.
Конец ознакомительного