Powiem ci coś. Piotr Adamczyk

Читать онлайн книгу.

Powiem ci coś - Piotr Adamczyk


Скачать книгу
raz w miesiącu, jesienią nawet częściej. Mieszkańcy tak się już przyzwyczaili, że tylko najbardziej ciekawscy wychylali się potem przez okna. W końcu administracja przysłała ekipę, która wymontowała wszystkie klamki.

      – Przerażające.

      – Ale jak ktoś jest zdeterminowany, to i brak klamki go nie powstrzyma – mówi Tulinka.

      – To znaczy? Wybijają okna?

      – Różnie. Do sąsiadki kiedyś zadzwoniła dziewczyna, mówiąc, że studiuje ze mną i chce zostawić podręcznik, który pożyczyła tydzień temu. Sąsiadka otworzyła drzwi, a tamta wbiegła, okno było uchylone, bo to lato, hyc i już jej nie ma.

      Patrzę na okno. Łatwo wyskoczyć. Dwuskrzydłowe drzwi balkonowe sięgają od podłogi niemal do sufitu, przy czym z powodu oszczędności zamiast balkonu jest tylko ażurowa balustrada z kilkoma metalowymi prętami sięgającymi nieco powyżej pasa.

      – Kurczę – usiłuję sobie przypomnieć – takie okna mają jakąś specjalną nazwę…

      – Portfenetr albo porte-fênetre – podpowiada Tulinka. – Od 2002 roku są dozwolone tylko w budynkach do dwudziestu pięciu metrów.

      – A ten ile ma?

      – Ponad trzydzieści.

      – To twoje okno jest nielegalne.

      Myślę o tej dziewczynie, która przyszła wtedy do sąsiadki.

      – Niewiarygodne. Jak można tak wejść do cudzego mieszkania i skoczyć mu przez okno? – pytam Tulinkę.

      – Ludzie w ogóle nie mają empatii, proszę pana, zwłaszcza samobójcy. Sąsiadka przez miesiąc chodziła na lekach uspokajających. Nikogo już nie wpuszcza. A jak ktoś dzwoni dwa razy, to w ogóle drzwi nie otwiera.

      – Dlaczego?

      – Bo samobójcy, zwłaszcza ci z miłości, są niecierpliwi jak listonosze i dzwonią przynajmniej dwa razy.

      Miłość to błogi stan nieważkości, dopóki cię nie dosięgnie grawitacja.

00.11Sekretne przymierze

      Tymon z przerażeniem wpatrywał się w dwóch mężczyzn leżących na podłodze. Martwi czy może tylko nieprzytomni? Pochylił się nad Maksem. Dłonią dotknął tętnic szyjnych. Wyczuł regularny rytm. W porządku. Podszedł do Irlandczyka. Dostrzegł sączącą się krew. Widocznie padając, rozbił sobie nos, ale poza tym głowa wyglądała na nienaruszoną. Cała siła ciosu poszła w jego szerokie bary, mógł mieć pęknięte kości, ale wciąż żył.

      Strach pomyśleć, co by było, gdyby stołkiem trafił tego Irlandczyka nie w bary, lecz głowę. Tymon odetchnął z ulgą. Niewiele brakowało, a zostałbym mordercą – przebiegło mu przez myśl. Przeszedł go dreszcz.

      Maks jęknął i usiłował wstać z podłogi. Tymon pomógł mu usiąść na krześle. Spojrzeli na Irlandczyka.

      – Musimy go stąd zabrać – zdecydowali zgodnie.

      Furgonetka stała na tyłach kamienicy. Gdy Maks doszedł do siebie, wzięli nieprzytomnego pod pachy, powlekli najpierw przez zaplecze, potem przez ciemne podwórze.

      Przez kilka minut kluczyli pustymi ulicami Dublina. W końcu Tymon zatrzymał wóz pod budynkiem z napisem National Hospital. Wytaszczyli Irlandczyka i wciąż nieprzytomnego posadzili na pobliskiej ławce. Odjeżdżali, gdy osunął się bezwolnie. Z daleka sprawiał wrażenie śpiącego.

      Mężczyźni wrócili do pubu, żeby usunąć ślady bójki. Dopiero teraz zauważyli but Irlandczyka. Widocznie mu się zsunął, gdy go wlekli. Tymon zaklął.

      – Zajmę się tym – zaproponował Maks. – Zabiorę ze sobą i wyrzucę po drodze.

      – Dzięki.

      – To ja ci dziękuję. W ciągu jednego wieczoru trzy razy uratowałeś mi skórę. Jestem twoim trzykrotnym dłużnikiem.

      Tymon rozejrzał się po pomieszczeniu i ponownie zaklął.

      – Co jest? – zaniepokoił się Maks.

      – Zapomniałem o monitoringu. – Tymon wskazał na kamery wiszące pod sufitem. – Ta cała awantura się przecież nagrała.

      – Nie możesz podmienić taśm?

      – Jakich taśm? – żachnął się Tymon. – Starych filmów się naoglądałeś. Teraz to wszystko jest cyfrowe. Właściciel ma nagrania na twardym dysku swojego komputera. Gdy je przejrzy, to od razu wywali mnie z roboty.

      Podszedł do baru, wyjął dwie kryształowe szklanki i butelkę whisky.

      – Najdroższa, jaką tu mam, trzydziestoletnia – powiedział. – Chrzanić to wszystko. Czas wracać do Łodzi.

      Nalał do szklanek. Potem drugi raz, trzeci. Kiedy w butelce było widać już dno, Maks nieoczekiwanie powiedział:

      – Zawrzyjmy sekretne przymierze. Chcesz być bogaty?

      A potem zaczął opowiadać. Nie wyglądał na pijanego, język tylko lekko mu się plątał, a gadał jakby od rzeczy. Jednak im dłużej mówił, tym coraz bardziej Tymon mu wierzył i otwierał usta ze zdumienia.

97.44

      Plaut, pisarz rzymski, jest autorem wyrażenia nomen est omen, w skrócie nomen omen, co znaczy mniej więcej to, że imię lub nazwa jest spełniającą się wróżbą. Tak mi się to przypomniało, gdy rozmawiałem z Tulinką, wioząc jej rzeczy do Łodzi.

      – Wiesz, kiedyś mieszkałam we Wrocławiu na ulicy Dobrej, chociaż wolałabym na Złej, jak w domu, przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać. No i na tej Dobrej dwa razy pobili mojego chłopaka, raz włamali nam się też do samochodu i raz do mieszkania.

      – To jeszcze nic. Ja na studiach wynajmowałem mieszkanie w starej kamienicy. Na piątym piętrze bez windy, toaleta była wspólna dla trzech mieszkań, w piecu paliło się węglem przynoszonym z piwnicy, a ulica paradoksalnie nazywała się Wygodna.

      – A we Wrocławiu mieszkałam też na Osiedlu Kosmonautów. I sąsiad zza ściany raz tak się nawalił, że wyszedł na balkon i wyskoczył z dziewiątego piętra. A ulica nosiła nazwę Lotników.

97.45

      Fakt, pan Bóg stworzył wspaniałe niebo i piękną Ziemię. Jednak dla człowieka warunki do życia na Ziemi nie są sprzyjające, jak do tej pory nikt nie przeżył.

      Zainspirowany opowiedzianą przez Tulinkę historią o samobójcach przygotowuję w redakcji pierwszą mowę pogrzebową dla Funeral TV. Mowa taka musi być podniosła i dostojna, z drugiej strony jednak kojąca. Zaczynam od słów świętego Antoniego z Padwy: „Nic pewniejszego od śmierci. Nic bardziej niepewnego od jej godziny”.

97.46

      Poranek. Cudzoziemka w domu:

      – Łazienka wolna? Wzięłaś już prysznic? – pytam.

      – Nie, wolałam wziąć wannę.

      Dobrze jest z kimś mieszkać. Nawet przez ścianę. Wieczorem słyszę, jak Tulinka znów bierze prysznic i idzie do swojego pokoju. Od wewnątrz przekręca klucz. Zamek jest stary, zapadka zaskakuje głośno, obwieszczając nieufność dziewczyny.

97.47

      Po babci zostało kilka pojemniczków ze słynną wodą z Lourdes. Bardzo popularna uzdrawiająca woda zamknięta w plastikowych figurkach o kształcie Matki Boskiej. Aby się do niej dostać, trzeba odkręcić głowę, bo jakoś nikomu nie przeszkadza pomysł, że głowa Matki Boskiej jest zakrętką. Babcia miała opór przed tym i nie odkręciła figurek, a przecież woda nie mogła uzdrowić, gdy była zamknięta w butelkach. Inni takiego oporu nie mają, rocznie sprzedaje się kilka cystern


Скачать книгу