Powiem ci coś. Piotr Adamczyk
Читать онлайн книгу.przepisy w PRL-u były takie, że na trzy osoby większy metraż nie przysługiwał. Wszędzie wisiały półki. Nawet w przedpokoju. Na jednej były kapelusze, na pozostałych książki. Kiedyś przyszedł ktoś ze spółdzielni mieszkaniowej, zobaczył je i powiedział, że jest taki przepis lokatorski, zgodnie z którym można się starać o dodatkowy pokój, jeśli ma się bibliotekę zawierającą trzy tysiące egzemplarzy. Ojciec zabrał się do liczenia. Wyszło dwa tysiące dziewięćset pięćdziesiąt. Złożył wniosek do spółdzielni, a ja dostałem od niego pieniądze i polecenie, by dokupić brakującą liczbę. W sumie się sfrajerował, bo potem nikt z administracji już nie policzył tych książek. Po roku otrzymaliśmy przydział na większe mieszkanie. Dobrze, że w tamtych czasach nie było e-booków.
Książka – porozumienie między rozdziałami.
Trzymając w ręku stłuczoną butelkę, Irlandczyk ruszył w kierunku brodacza. Ten podrzucił w dłoni nóż sprężynowy, złapał za ostrze i podniósł rękę, gotowy do rzutu.
Tymon jednym susem znalazł się między nimi. Dla barmana pracującego w tej części Dublina, gdzie przychodzą głównie robotnicy z doków portowych, takie bójki to nie pierwszyzna. Uniósł kij bejsbolowy i krzyknął ostrzegawczo:
– Dostanie w łeb ten, który natychmiast nie odrzuci broni!
Tamci się zawahali. Brodacz opuścił rękę. Zwolnił blokadę ostrza i powolnym ruchem dłoni wsunął je w rękojeść. Irlandczyk natychmiast wykorzystał okazję. Skoczył do ataku. Tymon nawet nie ruszył się z miejsca. Wykonał półobrót nadgarstkiem. Nie za mocny, nie za lekki, taki w sam raz, żeby lekko ogłuszyć. Widać było wprawę. Dwudziestosześciocalowy kij głucho uderzył w głowę napastnika. Ten się zachwiał, upuścił szkło i miękko klapnął na podłogę.
Za oknem słychać już było sygnał zbliżającego się radiowozu. Tymon przez chwilę się wahał. Nie chciał kłopotów.
– Jesteś z Polski? – zapytał brodacza.
– Tak. Z Sieradza.
– A ja z Łodzi.
Podali sobie ręce.
– Maks jestem – przedstawił się brodacz.
– Potem pogadamy – rzucił krótko Tymon. – Jest już policja. Stawaj za barem.
Sam nie wiedział, dlaczego chciał pomóc temu Polakowi. Ale nie było czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Brodacz jednym susem znalazł się za barem.
Radiowóz z napisem GARDA gwałtownie zahamował przed wejściem do pubu. Wyskoczyło dwóch funkcjonariuszy z pałkami teleskopowymi w dłoniach. Tymona od początku dziwiło, że tutejsza policja nosi tylko pałki i gaz pieprzowy. Nie to, co w Polsce, gdzie nawet straż miejska może nosić broń palną. Pamiętał swój pierwszy zatarg ze strażnikami w Łodzi. Fakt, trochę pyskował, bo był wstawiony z okazji urodzin, może i się szarpał, ale to nie powód, żeby prowadzić go pod lufą pistoletu.
Policjanci weszli do pubu. Jeden z nich podszedł do leżącego na podłodze.
– Kto to zrobił? – zapytał.
– Była bójka – wyjaśnił Tymon. – Dwóch lekko wciętych po prostu się pobiło.
– A gdzie ten, co wygrał?
– Uciekł.
Drugi funkcjonariusz podszedł do baru. Coś mu nie pasowało. Z uwagą przyglądał się Maksowi.
– Nalej mi małe piwo – powiedział w końcu. – Na dziś skończyłem już służbę.
Maks rozejrzał się dookoła, sięgnął po kufel, postawił przed policjantem. Potem przypomniał sobie o tekturowych podkładkach. Sięgnął po jedną i podłożył pod kufel.
– Przestań tak macać to szkło, tylko nalej w końcu – fuknął policjant.
Po raz trzeci Maks złapał za kufel i postawił go pod nalewakiem. Potem złapał za uchwyt i przekręcił w lewo. Nic. Przekręcił w prawo. Nadal nic. Rękawem otarł pot z czoła.
– Barman, który nawet piwa nie potrafi nalać? – zapytał podejrzliwie funkcjonariusz. – Coś ty za jeden?
Mężczyźni przy stolikach zamarli w milczeniu. Bo w pubie można we wszystko uwierzyć, z wyjątkiem barmana, który nie potrafi nalać piwa.
Gdy w niedzielne popołudnie wchodzę na Facebooka, mam wrażenie, że na całym świecie nic nie budzi takiej grozy jak poniedziałek.
Jeśli przestawiasz meble w pokoju, to pamiętaj, że fotele bujane powinny stać przy zmyślonym stole.
Wszystko miało być gotowe na przyjęcie panny Tulickiej. Ale! Życie to jednak jest poezja. Gdy okazało się, że nawaliła spłuczka i na Facebooku zacząłem szukać wśród znajomych pomocy, znalazłem ośmiu poetów, pięciu literatów, trzech filozofów, lecz ani jednego hydraulika.
Ojciec Marysi Jezus był hydraulikiem. Już podczas drugiej wizyty w jej domu przeprowadziłem z nim męską rozmowę. A raczej – to on przeprowadził ją ze mną. Cały majątek należy do niego, więc niech na nic nie liczę. Jak zrobię dziewczynie krzywdę, to naśle na mnie bandziorów. Jak, nie daj Boże, dojdzie co do czego i będzie chciała wziąć ślub, a ja nie będę chciał, to naśle na mnie bandziorów. Jak będzie chciała zamiast ślubu alimenty, to mam regularnie płacić, bo jak nie, to naśle na mnie bandziorów. Tak czy owak, od początku wyglądało na to, że w każdej sytuacji naśle na mnie bandziorów.
Znalazłem hydraulika. Przyjeżdża, rozkręca spłuczkę, wyciąga trzy części, wkłada z powrotem, odjeżdża. Mija godzina, spłuczka znów przelewa. Dzwonię. Przyjeżdża, wyciąga trzy części, wkłada z powrotem, odjeżdża. Na drugi dzień to samo. Rezygnuję z hydraulika, dzwonię do autoryzowanego serwisu. Przyjeżdża serwisant. Logo firmy na samochodzie, logo na koszuli i na czapeczce. Na walizeczce też. Pełen profesjonalizm. Robi dokładnie to samo, co poprzednik. Mówię mu to. A on tłumaczy:
– Wie pan, tam jest taki popychacz, który trzeba dobrze włożyć. Wyobraź pan sobie, że wkłada pan codziennie takie same majtki i takie same spodnie. I wszystko leży jak należy. Aż przychodzi taki poranek, że wkłada pan wszystko jak zazwyczaj, a w majtkach nic się nie układa i kutas przez cały dzień wychodzi. I widzi pan, ze spłuczką jest dokładnie tak jak z kutasem.
Aha. Nie ma to jak przejrzysta komunikacja z klientem. Nadal nie wiem, dlaczego przestało cieknąć.
Tymczasem znów w warzywniaku. Nad pomidorami włączone radio informuje o jakiejś decyzji prezydenta Donalda Trumpa.
– I co pani powie na to, co się dzieje w Ameryce?
– To jakieś niepoważne. Widziała pani jego żonę? Jakaś studentka…
– Nie, ona ma czterdzieści sześć lat.
– Niemożliwe.
– Mówię pani, syn sprawdzał. Ona tylko tak młodo wygląda.
– Co za niegodziwość z jej strony.
Nierozwiązywalny konflikt między kobietą a mężczyzną polega na tym, że kobieta chciałaby znaleźć mężczyznę, przy którym mogłaby się spokojnie zestarzeć, natomiast mężczyzna szuka kobiety, przy której mógłby się gwałtownie odmłodzić.
Stare, młode. Jak w koncepcji yin i yang z filozofii chińskiej, opisującej dwie pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły obecne w całym wszechświecie.
Wszędzie