Na szczycie. K.N. Haner

Читать онлайн книгу.

Na szczycie - K.N. Haner


Скачать книгу
na drogie ubrania. Gdy sobie kupiłam coś ładnego, bo po prostu czegoś potrzebowałam, zawsze miałam wyrzuty sumienia, że te pieniądze powinnam przeznaczyć na coś innego albo wysłać matce. Wiele razy zwracałam ubrania do sklepów, bo czułam się winna, gdy matka dzwoniła i prosiła o pomoc. Powiesiłam swoje dwie sukienki do szafy, ustawiłam kilka par butów, bieliznę wrzuciłam do szuflady, koszulki poukładałam obok dżinsów. Zajęło to nieco więcej miejsca, niż myślałam, ale w porównaniu do strony Seda moja część i tak świeci pustkami. No cóż…

      Usłyszałam dźwięk mojej komórki. Zanim zlokalizowałam, że dzwoni z sypialni, ktoś zdążył się rozłączyć. To moja matka. O rany! Dzwoniła z piętnaście razy dziś, wczoraj przez cały dzień…

      – Mamo, stało się coś? – oddzwoniłam szybko. Ostatnim razem, gdy tak do mnie wydzwaniała, wylądowała w szpitalu, bo potrącił ją jakiś rowerzysta.

      – Cześć, córciu! – odebrała wesołym głosem.

      – Wszystko w porządku? – zapytałam, marszcząc brwi.

      – No, chyba w jak najlepszym. Właśnie widzę artykuł w gazecie o tobie i tym menadżerze. Powiedz, że to prawda? – aż pisnęła podekscytowana. A więc o to chodzi. Kompletnie zapomniałam, że moja matka to największa materialistka na świecie.

      – Tak, mamo, spotykamy się – odpowiedziałam, wywracając oczami, bo wiem, co ma na myśli. Eh…

      – To cudownie! Jest bogaty?

      – Obrzydliwie bogaty. Właśnie leżę na łóżku w jego wielkiej sypialni, a z okien widać ocean i basen… – zawarczałam w złości, bo chodzi jej tylko o pieniądze.

      – Pamiętaj, żeby wynegocjować jak najlepsze warunki intercyzy, kochanie.

      Kochanie? Aż zrobiło mi się niedobrze, jak to powiedziała.

      – Mamo…

      – Więc teraz, jak już się tak ustawiłaś, możesz chyba pomóc matce, co? Potrzebuję kilku tysięcy na otwarcie nowego biznesu. Pomożesz mi, prawda?

      Zniechęcona zasłoniłam oczy dłonią i westchnęłam głośno:

      – Mamo, ja nie mam pieniędzy.

      – Twój narzeczony je ma, chyba to dla niego nie problem dać teściowej trochę gotówki? – zachichotała, a mnie zemdliło.

      – To nie moje pieniądze i nie jesteś jego teściową.

      – Ale będę! Tutaj piszą, że już całkiem niedługo. Zaprosisz mnie na ślub, prawda?!

      Mój Boże, niech spłonę. Ta kobieta mnie wykończy.

      – Ile ci potrzeba? – zmieniłam temat, bo nie miałam ochoty jej zapraszać. Choć pewnie i tak to zrobię.

      – Jakieś pięć tysięcy…

      – Na co ci pięć tysięcy? – pisnęłam. Już zapomniała, że kilka dni temu chciała ode mnie dwa tysiące, bo podobno jest chora?

      – Chcę otworzyć sklep, poznałam faceta który ma lokal, ale potrzebuje, by ktoś był jego wspólnikiem.

      – Co to za facet? – skrzywiłam się.

      – A, taki jeden, stary znajomy. Ma mercedesa i zabrał mnie na kolację.

      Czy ja rozmawiam z matką, czy z nastolatką? Jezu!

      – I chcesz zainwestować w jego sklep, prawie go nie znając?

      – A ty wyjdziesz za faceta, w ogóle go nie znając…

      No fakt. Tu ma rację.

      – Nie wiem, czy uda mi się ci pomóc, nie chcę prosić Sedricka o pieniądze…

      – Jesteś jego narzeczoną…

      Tak? Jestem?

      – Postaram się i dam ci znać, dobrze?

      – Jasne. Czekam na telefon, kochanie.

      – Pa, mamo.

      – Kocham cię, córeczko.

      Aż mnie zamurowało. Chyba nigdy… Nie! Nigdy mi tego nie powiedziała. Moim sercem targnął niepohamowany szloch. Rozłączyłam się, nie mogąc uwierzyć, że to powiedziała. Czekałam na to dwadzieścia jeden lat. Czy ja mogę prosić Sedrica o takie pieniądze? Może wezmę zaliczkę z mojego wynagrodzenia za trasę? Cholera, sama nie wiem, co zrobić? Przycisnęłam telefon do piersi, napawając się chwilą, w której w końcu usłyszałam, że moja mama mnie kocha. Nie jestem dla niej najgorsza, nie jestem ciężarem. Kocha mnie.

      – Śpisz? – zapytał szeptem Sed, patrząc, jak leżę na łóżku. Podniosłam głowę i ze szczęścia nie mogąc pohamować uśmiechu, odpowiedziałam:

      – Nie. Dzwoniła moja mama.

      – I z tego się tak cieszysz? – zdziwił się moją reakcją.

      – Mam do ciebie prośbę – zmieniłam temat.

      – Co tylko chcesz.

      – Czy mogłabym jednak dostać tę zaliczkę z mojego wynagrodzenia?

      – Zaliczkę? – zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę.

      – No mówiłeś, że…

      – Reb, nie musisz brać żadnej zaliczki, ile ci potrzeba? – Pokręcił głową i wyjął portfel.

      – Pięć tysięcy – spojrzałam niepewnie. Zastygł na chwilę i schował portfel.

      – Nie mam tyle gotówki przy sobie. Masz tu dwa tysiące, zaraz przyniosę ci resztę. – Wcisnął mi w dłoń plik banknotów i wyszedł z sypialni. Poszło łatwiej, niż się spodziewałam, nawet nie zapytał, na co potrzebuję. Wrócił po chwili i przyniósł jeszcze trzy tysiące w kopercie.

      – Dziękuję – spojrzałam niepewnie, nie czując się najlepiej z tym, że biorę od niego pieniądze.

      – Nie ma za co. Co masz zamiar za to kupić?

      Podeszłam i pocałowałam go w podzięce w policzek. Uśmiechnął się.

      – Muszę mówić? – skrzywiłam się, bo pewnie by się wkurzył, gdyby znał prawdę.

      – Nie, ale chciałbym wiedzieć, na co potrzeba ci pięć tysięcy… Chyba nie masz jakiś problemów, co? – spojrzał na mnie podejrzliwie.

      – Nie. Nie mam długów u podejrzanych ludzi, jeśli o to pytasz – obróciłam wszystko w żart.

      – To dobrze, ale w razie czego powiedziałabyś mi, prawda?

      Nie.

      – Oczywiście, że tak – skłamałam. Pocałował mnie w czoło.

      – Co zakładasz na dzisiejszy wieczór? – zapytał, wchodząc do garderoby. Weszłam za nim, prawie na niego wpadając, bo zatrzymał się w pół kroku. Wyminęłam go i zobaczyłam, że patrzy zaskoczony na moją część garderoby.

      – Nie ma tego za wiele, co? – Zmarszczyłam nos, widząc jego minę.

      – No… – aż zaniemówił.

      – Mówiłam, że nie lubię zakupów.

      – Okej, rozumiem – jakby odetchnął. Wszedł dalej i wybrał jeden ze swoich garniturów.

      – Ty to zakładasz? – zdziwiłam się.

      – Tak, „Sunset Boulvard” to specyficzne miejsce. Nawet mnie nie wpuszczą tam w podartych dżinsach i koszulce…

      O cholera! A ja co założę?

      – Mogę tam iść w tym? – Zdjęłam z wieszaka sukienkę,


Скачать книгу