Morawiecki i jego tajemnice. Tomasz Piątek
Читать онлайн книгу.się w… kopanie grobu: „Daliśmy mu minimalną ochronę w momencie, w którym porwano go z ulicy i przeprowadzono mu seans strachu. Kazano mu nawet kopać swój grób. Odgrażano się, że młodszą siostrę mogą zgwałcić nieznani sprawcy. Przeprowadziliśmy wtedy akcję odwetową. Spaliliśmy […] domek letniskowy szefa wrocławskiej SB płk. Czesława Błażejewskiego, a równocześnie Kornel wysłał do niego list informujący, że jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo członków SW […]. Zrobiliśmy dla niego [Mateusza Morawieckiego – T.P.] wyjątek i został zaprzysiężony jako niepełnoletni. Mateusz pokazał znakomite zdolności organizacyjne, determinację i wyjątkową odwagę”.
W następnych latach narracja o spaleniu domku w odwecie za wywiezienie młodzieńca do lasu upowszechniła się do tego stopnia, że podejmowały ją również rzetelne media (np. portal Eastbook)177. Jednak moje źródła z wrocławskiego podziemia twierdzą zgodnie, że o wywiezieniu Mateusza Morawieckiego do lasu dowiedziały się dopiero z książki Igora Jankego. W rozmowie ze mną Władysław Frasyniuk ujmuje to tak:
– Legenda budowana Mateuszowi, że go gdzieś zabrali i przywiązali do drzewa? Mama dowiedziała się o tym z gazety, a my już w wolnej Polsce. Dorobiono mu to.
– Żadne z moich źródeł nie zna historii z porwaniem Morawieckiego i kopaniem grobu w lesie. To opowiada Mateusz Morawiecki. W tamtym czasie nikt o tym nie słyszał – mówi ze swej strony Katarzyna Kaczorowska, autorka znakomicie udokumentowanych książek o wrocławskim podziemiu 80 milionów i Archiwum Kajetana. Kaczorowska od lat rozmawia z byłymi członkami podziemia, w tym – z licznymi bojownikami Solidarności Walczącej.
Co do samego podpalenia domku esbeka przez Solidarność Walczącą, to nikt nie przypuszcza, aby sprawa była zmyślona. Informacja o tym wyczynie krążyła po Wrocławiu w latach 80. (aczkolwiek nie mówiono wtedy o domku, tylko o altance letniskowej). Razem z informacją, że działacze SW się pomylili i „podpalili nie tę altankę”. W ocenie moich rozmówców z wrocławskiego podziemia akcja terrorystyczno-altankowa stanowiła totalną kompromitację Solidarności Walczącej. Nie tylko ze względu na wymienioną pomyłkę. Przede wszystkim dlatego, że komunistyczna propaganda usiłowała przedstawiać podziemnych opozycjonistów jako radykałów, nieodpowiedzialnych ekstremistów, groteskowych szaleńców, którym marzą się wojna i terroryzm. Podpalenie altanki wyglądało jak wymarzony prezent dla propagandystów PRL-u.
Jednak dla młodszych pokoleń, które nie pamiętają komunizmu nawet z przedszkola, cała ta opowieść brzmi i wygląda inaczej. Atrakcyjnie, może nawet fascynująco. Po tym, jak Janke opublikował swoją książkę, legenda o wywiezieniu Mateusza Morawieckiego do lasu stała się częścią polskiej historii. W różnych wersjach, nieraz dodatkowo udramatyzowanych (opowiada się, jakoby esbecy przywiązali chłopca do drzewa). Częścią historii stała się również opowieść o odwecie, jaki zastosowali szlachetni, aczkolwiek nieporadni terroryści z Solidarności Walczącej. Opowieść ta stawia młodego Morawieckiego na szczególnym piedestale. Chłopiec bohater, chłopiec męczennik to postać, która działa na wyobraźnię, dlatego nieraz pojawia się w mitach i legendach patriotycznych. Polacy mają „małego powstańca”. We Francji jego odpowiednikiem był paryski ulicznik-rewolucjonista Gavroche. Wiele oddziałów wojskowych pielęgnuje wspominki o „dzieciach pułku”, czyli sierotach wojennych, którymi żołnierze się zaopiekowali wcielając je do swych szeregów. Najbardziej wzruszające są te wspomnienia, w których chłopiec żołnierz cierpi. Cierpienie chłopca nieraz się staje ziarnem jego przyszłej wielkości, ale woła też o odpowiednią pomstę…
Doświadczony PR-owiec Janke najwyraźniej wie, jak się tworzy mity. Zgodnie z legendą przedstawioną w jego książce, „Mateusz Syn Wodza” miał zostać jedynym małoletnim członkiem SW – jej „dzieckiem pułku” czy też „małym powstańcem” – nie tylko dlatego, że był synem wodza. Przede wszystkim dlatego, że był nieletnią ofiarą przemocy, którą terroryści spektakularnie pomścili. Nie bez drobnej pomyłki, ale dzięki niej można łatwiej uwierzyć w opowiedzianą nam historię męczeństwa i bohaterstwa. Ten szczegół czyni całą opowieść bardziej realistyczną (nic dziwnego, skoro wszystko wskazuje, że on akurat jest prawdziwy).
Co z pozostałymi informacjami, które Janke zawarł w swojej książce? Wrocławskie źródła oceniają ją jako skrajnie niewiarygodną.
– Książka Igora Jankego to współczesna wersja „Winnetou” – mówi Władysław Frasyniuk. Dodał, że publikacja Twierdzy została pośrednio sfinansowana przez… bank Mateusza Morawieckiego: – Bank Zachodni za to bulił. Uważam, że to biznes. Właściciele pewnie weryfikują wszystkie faktury, ale nigdy ich nie upublicznią. […] Morawiecki może się czuć bezkarny, bo ze strony banku nie wycieknie żadna informacja o tym, jak szły transfery. Bank dużo daje na różne patriotyczne przedsięwzięcia.
Potwierdzenie dla tych zarzutów można znaleźć w mediach. Bank Morawieckiego finansował jeśli nie książkę, to jej autora, a na pewno jego firmę.
W 2018 r. „Newsweek” opisywał tę zależność tak: „Janke jest autorem hagiograficznej książki «Twierdza» o działalności Morawieckich w latach 80. w Solidarności Walczącej. Juniorowi pomogła w budowaniu wizerunku niezłomnego wroga komuny. Janke pisze, że już jako 12-letni chłopak Morawiecki zaczął drukować bibułę […]. Opisuje też, jak młody Morawiecki został wywieziony do lasu przez esbeków, którzy kazali mu kopać grób. Wymierzyli w niego pistolet i grozili, że młodszą siostrę mogą zgwałcić nieznani sprawcy. Janke współpracował z Morawieckim, gdy ten był jeszcze prezesem BZ WBK. Kiedy został wspólnikiem Bridge’a [agencja PR, w której Janke był też wiceprezesem zarządu – red.], dochody firmy błyskawicznie wzrosły. Jej raport roczny za 2015 r. odnotowuje wzrost przychodów z 2,9 mln zł do 6 mln zł. Jak czytamy w sprawozdaniu, było to związane m.in. z przeprowadzeniem dużego projektu dla BZ WBK pod nazwą «Akademia Przedsiębiorcy»”178.
W tym samym 2018 r. „Gazeta Wyborcza” wykryła jeszcze inne związki finansowe między Jankem a Morawieckim. Cytuję: „«Twierdza. Solidarność Walcząca». To opowieść o radykalnej opozycji antykomunistycznej z lat 80. Jej liderem był Kornel Morawiecki, marszałek senior Sejmu i ojciec premiera. Pisząc «Twierdzę», Janke zaprzyjaźnił się z Morawieckimi oraz ich przyjaciółmi z dawnej konspiracji. Wśród nich był prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło i inne ważne postaci dzisiejszego życia publicznego. Po wydaniu «Twierdzy» w 2013 r. kierowany przez Mateusza Morawieckiego bank BZ WBK wspierał założoną przez Jankego platformę blogową Salon24 oraz Instytut Wolności, konserwatywny think tank, którego Janke jest prezesem. W styczniu 2018 r. Morawiecki wręczył węgierskie wydanie «Twierdzy» premierowi tego kraju Viktorowi Orbánowi. Salon24 odnotował to czołobitnym artykułem pt. «Pozytywna chemia między Orbánem a Morawieckim. Prezent dla premiera Węgier»”179.
Mechanizm zatem byłby prosty: Janke wychwala Morawieckiego, następnie Morawiecki opłaca przedsięwzięcia Jankego i promuje jego książkę.
Tak się składa, że Igor Janke oprócz Morawieckiego obsługiwał jeszcze jednego niezwykle interesującego klienta. Sięgnijmy jeszcze raz do „Newsweeka”. W 2015 r. Wojciech Cieśla i Michał Krzymowski opublikowali w tym tygodniku artykuł pt. Wojna chwilówkowa (w internecie dostępny pod tytułem: Czy ustawa antylichwiarska rozwiąże problem chwilówek?). Część tekstu poświęcona została znanej firmie pożyczkowej Vivus, jak również wspomnianej agencji PR o nazwie Bridge, której współwłaścicielem i wiceprezesem był Igor Janke.
Cytuję obszerne fragmenty: „Funkcję rzecznika prasowego Vivusa pełni Marek Bosak (do Vivusa przeszedł z agencji Bridge), brat Krzysztofa, znanego działacza Ruchu Narodowego […]. Vivus przyszedł do
177
F. Rudnik,
178
R. Grochal, W. Cieśla,
179
W. Czuchnowski, M. Kolińska-Dąbrowska,