Niszcz powiedziała. Piotr Rogoża
Читать онлайн книгу.mówiąc, dla nas to żadna różnica. Podejrzewam, że mogą być nie najlepiej kojarzeni z działań na innych rynkach, więc wolą zacząć od dobrego uczynku, zanim się ogłoszą.
– Pewnie tak – zgadzam się. – Na dzisiaj te posty potrzebne?
– Na jutro rano, odeślemy je razem z ostatecznym projektem banera. Ale super, gdyby dzisiaj można było coś już pokazać grafikom, bo jeśli klient zaakceptuje koncepty, od razu ruszymy z produkcją.
Siadam więc do pracy. Wytyczne są bardzo jasne, przekaz ma być prosty i jednoznaczny, tym razem żadnych błyskotliwych gier słownych, żadnego efekciarstwa. Szybko przygotowuję pierwszą wersję i zaczynam przeglądać newsy w sieci. Informacje o zaginionych Joli i Ewelinie pojawiają się już w ogólnopolskich mediach, ale nigdzie nie są numerem jeden. Nie nastąpił żaden przełom, nie wytypowano podejrzanych, najpewniej sprawy nie łączą się ze sobą.
Po jedenastej przychodzą Zuza z Cyprianem. Śmieją się głośno, słychać ich z daleka. Zuza ma na sobie prostą tunikę i legginsy, Cyprian spraną bluzę zespołu metalowego z szalenie skomplikowanym, krzakowatym logo; wyglądają jak postacie ze współczesnego retellingu Pięknej i Bestii.
– Siema – rzucają od wejścia. – Widziałeś te projekty, Piter?
– Oglądaliśmy już z Szymonem, dobra robota. Pierwszy chyba weźmiemy, co sądzicie?
– Mówiłam! – cieszy się Zuza.
– Tak myślałem. – Kiwa głową wyraźnie rozczarowany Cyprian.
– Zuza, w nagrodę zrobisz grafiki do postów na fejsa, co? Kojarzysz, będzie rozwinięcie tej kampanii, dziesięć prostych obrazków. Szymon przygotuje teksty, usiądźcie sobie potem w konferencyjnej czy gdzieś i pomyślcie, jak to sprawnie ograć.
– Luz. – Graficzka się uśmiecha. – Szymon, o której?
– Za godzinę? Mam to już właściwie gotowe, przejrzę tylko i poprawię.
– Szybki jesteś. – Puszcza oko. – Niech będzie za godzinę.
Bierze z biurka kubek i idzie do kuchni. Staram się nie przypatrywać, jak tunika opina się na małych zgrabnych pośladkach. Tylko prześlizguję się wzrokiem po szczupłych udach w zielonych legginsach.
Mam wrażenie, że czuję na sobie rozbawione spojrzenie Cypriana. Udaję, że bardzo pochłania mnie ekran laptopa. Ziewam. Kawa się skończyła, potrzebuję drugiej. Czekam, aż Zuza wróci, i dopiero wtedy wstaję.
W kuchni przy ekspresie spotykam Adama Sommera, szefa Królestwa.
– Cześć, Szymon. – Podaje mi rękę. Ma na sobie prostą sportową marynarkę, pachnie dobrymi perfumami. Zabiera filiżankę z espresso. – Widziałem projekt tego banera, fajne to będzie, bardzo fajne. Dobra robota.
– Dzięki!
Mija mnie, uśmiecha się i pokazuje uniesiony kciuk. Kiwam głową. Zastanawiam się, czy szybko przywyknę do tych pochwał.
Łatwo mnie podejść. Najprostsze socjotechniki wystarczyły, żebym usiadł do komputera zmotywowany, z zamiarem szybkiego doszlifowania na wysoki połysk tekstów do postów o oddawaniu krwi. Wystarczyło parę miłych, a do tego nader autentycznie brzmiących słów, bym poczuł się w obowiązku wzbić na copywriterskie wyżyny. Przecież nie chodzi o to, że chcę zrobić wrażenie na Zuzie; widziałem na Facebooku, że ma chłopaka.
14
Patrzę w przejęte oczy Janka Pietruszyńskiego i zachodzę w głowę, po jakie licho zgodziłem się z nim spotkać. Potrzebuję warsztatów z asertywności. Siedzimy u mnie w kuchni, dochodzi osiemnasta. Zapadł już zmrok.
– Piwa chcesz? – pytam.
– Autem jestem.
Kiwam głową. Wyjmuję sobie puszkę z lodówki.
– Może herbaty ci zrobić?
– A weź zrób.
Wstawiam wodę w elektrycznym czajniku, natychmiast żałując, że zaproponowałem. Mam nadzieję, że matoł przyszedł naprawdę na pięć minut, tak jak zapowiedział.
– To jeszcze raz, właściwie do czego jestem potrzebny?
Janek drapie się w głowę. Siedzi w za dużej ciemnozielonej bluzie z kapturem, gubi się w niej, wygląda jak groteskowa wariacja na temat dziecka w kapuście. Jak to się stało, że już trzeci raz wpuściłem go do mieszkania?
– Bo widzisz, tak naprawdę to widzieliśmy ich razem tylko ty i ja.
– Ewelinę z Marcinem. Z tym rudym.
– No.
– Tyle to zrozumiałem na czacie. Rozumiem też, że nie znałeś go wcześniej.
– No właśnie nie znałem. Tylko z opowieści Eweliny. Poprosiła, żebym im pomógł autem z przeprowadzką.
– Skąd on się w ogóle wziął?
– Z internetu. Z Sympatii. Tak mówiła.
Przygryzam wargę. A więc mieszkając u mnie, Ewelina szukała sobie faceta w sieci. Całowała mnie, gdy wychodziłem rano do pracy, i siadała przy komputerze. Wieczorem rozmawialiśmy o tym, jak minął nam dzień, a gdy wychodziła do łazienki, ukradkiem sprawdzała w telefonie, czy nie dostała nowych wiadomości. Nagle boli: to paznokcie wbijają się we wnętrza dłoni.
– Mniejsza z tym. No dobra, widzieliśmy ich razem. I co teraz?
– Napisała do mnie ta jej siostra, że szukaliście Marcina i nie mogliście znaleźć. No a ja przecież byłem u niego z rzeczami, nie? Zapisałem adres w telefonie. To na Żoliborzu, na Broniewskiego, w tych wysokich blokach.
Woda się gotuje. Zalewam herbatę.
– Słodzisz?
– Nie, dzięki.
Podaję mu kubek.
– Janek, to dobrze, że masz ten adres. Myślę, że całkiem niegłupio by było, gdybyś zgłosił się z nim na policję. Ewelina jest poszukiwana, pewnie dawno przetrzepali jej konto na fejsie i esemesy, myślę, że znają już też adres, ale kto wie, może informacja okaże się przydatna.
– Jakby znali, toby nie było wiadomo?
– Nie mam pojęcia, nie pracowałem w policji. Pewnie nie chcą sobie utrudniać roboty, wiesz przecież, jak to wygląda. W mediach jest zawsze więcej spekulacji niż potwierdzonych faktów.
– No tak.
Nie wydaje się przekonany.
– Co byś chciał z tym zrobić? Pojechać tam?
– No na przykład.
– Po co?
– Upewnić się, że tam jej nie ma.
– Gdyby była, to przecież odezwałaby się do kogoś. Kiedy ostatnio przyszła do pracy?
– No, od początku tygodnia już jej nie było. Ale ja nie sądziłem, że coś jest nie tak, dopóki mi nie pokazali, że w internecie o niej piszą, no a teraz jeszcze ta jej siostra.
– Stary, jak masz ochotę, to jedź na Broniewskiego, dzwoń, krzycz do okien. Rzeczywiście niewykluczone, że wciąż nie wyszli po prostu z łóżka i ze zdziwieniem zauważą, że to już cztery dni minęły.
– Śmiejesz się – mówi niepewnie.
– Nie śmieję. Dla mnie to oczywiste, że ona albo nie chce się z nikim kontaktować, bo coś jej nagle odbiło, uwierz, nie zdziwiłbym się wcale, no, albo się kontaktować nie może. Bo coś