Niszcz powiedziała. Piotr Rogoża

Читать онлайн книгу.

Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża


Скачать книгу
na profil Jana Pietruszyńskiego, sympatycznego idioty, który pomagał Ewelinie przy wyprowadzce. Janek, tak miał na imię. Widocznie Ewelina nie wymieniała go nigdy z nazwiska, bo raczej bym zapamiętał.

      – To on…?

      – Nie on, ale pomagał im wtedy, razem wynosili jej rzeczy. Przyszedł też do mnie miesiąc wcześniej, gdy Ewelina zrobiła imprezę dla znajomych z pracy. Wydawał się całkiem w porządku. Musi znać się z rudym.

      – O widzisz… – Gośka ożywia się. – Jan Pietruszyński. Super, odezwę się do niego.

      – Odezwij się. Może coś będzie wiedział.

      – Rany, Szymek, dziękuję ci bardzo. Nawet nie wiesz, jak…

      – Spokojnie. Cieszę się, jeśli mogłem pomóc.

      – A co w ogóle u ciebie?

      – W porządku, dzięki. Zacząłem nową pracę, nie jest źle.

      – Super! Wiesz, w ogóle to ja ci bardzo dziękuję, że po tym wszystkim chcesz jeszcze rozmawiać z kimś, kto się Kuliczka nazywa…

      – Daj spokój, Gośka. Trzymam kciuki, żeby się wszystko z tą twoją rodzoną szybko wyjaśniło.

      – Dzięki, dzięki wielkie. Będę lecieć, ogarnę tego Pietruszyńskiego.

      – Leć. Trzymaj się mocno, młoda.

      Gośka się rozłącza. Skype prosi, żebym ocenił jakość połączenia. Wybieram „bardzo dobra”, nie będę żałował.

      Idę do kuchni, otwieram butelkę wody. Piję kilka dużych łyków. Nagle dopada mnie zwątpienie, czy Ewelina rzeczywiście zamieszkała właśnie z rudym, czy to z nim mnie zdradzała. Nie mam przecież żadnych dowodów, nawet poszlak, tylko przypuszczenia. Instynkt. Rudy by się już odezwał, szukałby kontaktu z jej rodziną. Może to jednak tylko kolejny znajomy?

      Swoją drogą, jak łatwo jej przyszło znalezienie tabuna nowych znajomych, wystarczyło kilka tygodni w mieście, żebym zaczął gubić się w imionach. Ludzie lgnęli do niej jak ćmy do ognia. Nie próbowałem tego w żaden sposób kontrolować, wychodziłem z założenia, że im szybciej poczuje się w Warszawie swobodnie, tym lepiej. Nie chciałem, żeby zamykała się w mieszkaniu, skazana wyłącznie na moje towarzystwo. Kiwam głową. Wiarygodność mojego instynktu jest żadna.

      Odstawiam wodę. Zmywam naczynia, których trochę zebrało się już w zlewie, staram się nie myśleć o niczym. Bezskutecznie. A jeśli rudy milczy, bo ma coś wspólnego ze zniknięciem Eweliny? Ledwie się wprowadziła, zaczęła kręcić z kimś innym, dowiedział się i w szale chwycił za pierwsze, co miał pod ręką, a teraz sam ukrywa się gdzieś na drugim krańcu Europy?

      Odkładam gąbkę. Chlapię się po twarzy zimną wodą. Otrzeźwiej, człowieku, to już naprawdę nie twoja sprawa.

      Wycieram ręce i wracam do pokoju. Siadam przed komputerem. Na Facebooku czeka wiadomość; otwieram.

      Pisze do mnie nie kto inny jak Jan Pietruszyński.

      Cześć Szymon jesteś?

      Mam ochotę go zignorować, ale i tak widzi już, że przeczytałem.

      jesteś??? – ponagla mnie.

      Jestem.

      Napisała do mnie Gosia, siostra Eweliny. Słuchaj, masz chwilę?

      Nie mam, nie mam ani sekundy. Sam pomogłeś tej kobiecie zniknąć z mojego życia, człowieku. Palce aż świerzbią. Ale przecież jestem dobrym chłopakiem.

      No, mam. Co jest?

      Wyskakuje powiadomienie, że Janek zaprosił mnie do znajomych. W okienku czata animowany wielokropek zapowiada kolejną wiadomość. Matołek coś tam pisze, wpatruję się w ten wielokropek i jestem pewien, że za sekundę wykiełkuje z niego nowy wątek historii, której nie mam ani trochę ochoty rozwijać.

      13

      Śpię źle. W nocy budzę się kilka razy, w efekcie poranek przychodzi zbyt wcześnie, zastaje mnie zmęczonego i rozdrażnionego. Muszę zagadać do Wiki, ona zawsze ma tabletki na sen, porządne, z benzodiazepiną, jedyne, którym można wierzyć. Wika twierdzi, że bez nich nie byłaby w stanie zmrużyć oka.

      W Regnum Lucidum melduję się po dziewiątej. Grafików jeszcze nie ma, Piotr siedzi w pokoju sam. Witamy się, włączam komputer, idę do kuchni po kawę.

      – Chodź, zobacz – mówi, gdy rozsiadam się za biurkiem. – Mamy już pierwsze projekty.

      Podchodzę zaciekawiony. Na ekranie laptopa wyświetla się baner z mapą Warszawy naniesioną na schematycznie narysowane ludzkie serce. Tło jest czarne, linie jasne, jak rysunek kredą na tablicy. Kluczowe punkty na mapie miasta zaznaczone są czerwonymi kropkami, również hasło NIECH ARTERIAMI POPŁYNIE KREW jarzy się czerwienią.

      – Zrealizujemy to w tej formie?

      – No tak, Anna nie wspominała? Klient ponoć zgodził się od razu, bez żadnych zastrzeżeń.

      – No proszę.

      – Są jeszcze dwie wersje.

      W drugiej wersji serce wygląda bardziej realistycznie. Siatka ulic Warszawy mocniej się od niego odcina, wszystko utrzymane jest w odcieniach czerwieni i bordo, tylko hasło świeci na biało. Trzecia wersja to już czysto komiksowa kreska, pozorny chaos w kompozycji, pstrokate kolory.

      – Moim zdaniem pierwsza najlepsza – zastanawia się Piotr. – Kupuje mnie ten minimalizm.

      – Mnie też najbardziej się podoba, tak to sobie mniej więcej wyobrażałem – przyznaję. – Kto to rysował?

      – Dwa pierwsze Zuza, trzeci to robota Cypriana. Też fajnie zrobił, ale moim zdaniem za mocno się zasugerował briefem od klienta. On tak ma, że gdy tylko padnie magiczne hasło „popkultura”, to najchętniej od razu by narysował album o Spider-Manie. Pierwszy projekt Zuzy najbardzej wprost nawiązuje do estetyki plakatu, tak jak to opisałeś.

      – Zbriefowaliście ich na moje zadanie testowe? – dziwię się.

      Piotr z uśmiechem kiwa głową.

      – Dokładnie tak. Uznaliśmy z Anną, że nie ma sensu tracić czasu. Przygotowałeś to na tip-top, gotowy brief roboczy.

      Mimo wszystko jestem zaskoczony. Ale nawet nie staram się ukrywać zadowolenia.

      – A powiedz mi – zastanawiam się. – Podczas tej rekrutacji wielu kandydatów braliście jeszcze pod uwagę? Ktoś jeszcze oprócz mnie dostał to zadanie do zrobienia?

      – Nie. Uznaliśmy, że wyślemy zadanie innym tylko wtedy, jeśli ty zrezygnujesz. Anna miała na oku kilka profili na LinkedIn i jakąś dziewczynę z polecenia, ale jak znalazła ciebie, postanowiła, że będzie walczyć do upadłego.

      Kręcę głową.

      – Słodzisz mi do tej kawy.

      – Jeśli zobaczymy, że ci za bardzo ego tyje, weźmiemy cię w obroty, nic się nie martw.

      – Trzymam za słowo. – Wracam do swojego biurka. – Masz już dzisiaj coś dla mnie?

      – No, coś już niestety będzie. Nic spektakularnego, Anna dogadała wczoraj z klientem detale drugiej części kampanii, już na Facebooku. To właściwie nie powinno być zadanie dla ciebie, potraktuj je jako rozgrzewkę. Będziemy potrzebowali treści postów, które dokładnie wyjaśnią ludziom, o co chodzi, gdzie tę krew mogą oddawać i tak dalej. Prześlę ci zaraz mejla.

      Po chwili dostaję wiadomość. Otwieram załącznik, wordowski plik z ramowym planem kampanii. Przeglądam na szybko –


Скачать книгу