Żona bankiera. Cristina Alger

Читать онлайн книгу.

Żona bankiera - Cristina  Alger


Скачать книгу
może. Jednak nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną. A także z panem.

      – Chodzi o kradzież poufnych informacji na szkodę obywateli Francji. A zatem kwestia dotyczy mnie jak najbardziej.

      – Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc. Już od wielu miesięcy nie rozmawiałam z Duncanem na tematy zawodowe.

      – Spotykała się pani z kimś w czasie pobytu w Paryżu?

      – Zjedliśmy kolację z dawnym znajomym mojego narzeczonego.

      – Z nikim więcej pani nie rozmawiała?

      – Nie.

      – Czy ktokolwiek zostawił dla pani coś w hotelu albo poprosił o zawiezienie czegoś panu Sanderowi?

      – Nie. Zaproponowałabym panu przeszukanie moich bagaży, ale zakładam, że już pan to zrobił.

      Fournier uśmiechnął się i zapisał coś w notesie.

      – Robiła pani w Paryżu jakieś zakupy?

      – Zrobiłam trochę zdjęć. I kupiłam dla mamy szalik Hermesa. – Marina zerknęła na zegar. – Niedługo będą wzywać pasażerów do mojego samolotu.

      – Wiem.

      Fournier nie odrywał wzroku od notesu. Marina obserwowała, jak coś pisze. Przypomniała sobie, że nie pokazał jej ani odznaki, ani legitymacji. Zaczęła się zastanawiać, kim on jest i dla kogo pracuje. „Duncan, w co ty się wpakowałeś”, pomyślała, nerwowo zmieniając pozycję na krześle.

      – W porządku, pani Tourneau. Dziękuję pani za współpracę. Mam jeszcze tylko jedno pytanie.

      – Słucham?

      – Czy pan Sander kiedykolwiek rozmawiał z panią na temat banku Swiss United?

      – Nie przypominam sobie.

      – Jest pani pewna, że obecnie nie prowadził żadnej ważnej sprawy?

      – To już drugie pytanie.

      Fournier znowu się uśmiechnął.

      – Jestem przekonana – odparła Marina. – Będę z panem szczera, Duncan miał problem z alkoholem. Ostatnio bardzo poważny problem. Miał już dłuższe zwolnienie lekarskie. Dlatego szczerze wątpię, żeby ostatnio w ogóle miał czas i był zdolny do pracy.

      Fournier pokiwał głową i wstał. Marina uczyniła to samo.

      – Dziękuję, że poświęciła mi pani czas – powiedział mężczyzna i wyciągnął do niej rękę.

      – Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Marina. – Mogę zabrać moją torbę?

      – Tak, oczywiście.

      Marina odebrała od niego torebkę i przewiesiła ją przez ramię. Nie mogła nie zauważyć, że zamek błyskawiczny jest zaciągnięty do samego końca. Tymczasem na taśmę prowadzącą do skanera kładła torebkę niedomkniętą. Bardzo dyskretnie rozpięła zamek i wsunęła rękę do środka. Przesunęła nią do wewnętrznej kieszonki, gdzie powinien znajdować się pendrive. Gdy go dotknęła, odetchnęła z ulgą.

      Grant nerwowo krążył po korytarzu.

      – Jesteś wreszcie – powiedział, kiedy Marina stanęła w progu. – Zaczynałem się martwić.

      – Bez powodu – Marina zmusiła się do uśmiechu. Jej serce biło jednak jak szalone. – Przepraszam, że się denerwowałeś z mojego powodu.

      – Na szczęście nic się nie stało. I na samolot też zdążymy.

      Gdy biegli w kierunku wyjścia, Marina chwyciła Granta za rękę.

      – Czego od ciebie chcieli? – zapytał.

      – Tak naprawdę to nie wiem. Chyba im się coś pomyliło.

      – Bardzo dziwne.

      – Tak, trochę.

      Okazało się, że do samolotu jeszcze nie wpuszczano. Przy wyjściu do rękawa nie było nawet jeszcze personelu linii lotniczej. Marina się rozejrzała. Przed telewizorem w rogu poczekalni zgromadził się tłum pasażerów. Marina ruszyła w tym kierunku. Grant szedł krok w krok za nią.

      – Co się dzieje? – wyszeptała. – Nie podoba mi się to wszystko.

      – Terroryści zaatakowali na Stade de France – powiedziała jakaś kobieta. – Mówi się o zamachowcach samobójcach. W czasie meczu piłkarskiego. Na stadionie był prezydent Hollande.

      – O, mój Boże – jęknęła Marina. – Są ofiary?

      – Jeszcze nie wiadomo. – Kobieta ruchem głowy wskazała na telewizor. – Trwa transmisja na żywo.

      – To by wyjaśniało środki bezpieczeństwa na lotnisku – powiedział Grant.

      Objął Marinę ramieniem i mocno ją przytulił.

      Marina pokiwała głową. Nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa i nie odrywała wzroku od ekranu telewizora. Był zbyt mały i zbyt oddalony od niej, żeby mogła dostrzec coś istotnego poza unoszącym się dymem, który zdawał się płynąć we wszystkich kierunkach.

      – W jakim my świecie żyjemy… – powiedział cicho Grant i pokręcił głową.

      – W strasznym – powiedziała Marina i oparła głowę o jego ramię.

      Po prawej stronie dostrzegła grupę żołnierzy w mundurach polowych, pilnowali przejścia do samolotu. Chociaż znała już przyczynę ich obecności, nie była w stanie odsunąć od siebie myśli, że jej niespodziewane przesłuchanie nie miało nic wspólnego z atakiem terrorystycznym. Antoine Fournier, kimkolwiek był, czekał na lotnisku właśnie na nią. Podejrzewał, słusznie lub niesłusznie, że wywozi z jego kraju bardzo cenne informacje. Albo nie przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić pendrive’a, albo sprawdził go, tyle że nie był w stanie dotrzeć do informacji ukrytych w jego pamięci. Marina podejrzewała raczej to drugie. Gdyby Fournier znalazł informacje, z pewnością wciąż przebywałaby w małym pokoiku i siedziałaby na niewygodnym metalowym krześle. Być może policjanci założyliby jej kajdanki na ręce i kazali skontaktować się z adwokatem. Sama myśl o tym sprawiła, że Marina zadrżała ze strachu. Grant wyczuł to i mocniej objął ją ramieniem. Pocałował ją w czoło.

      – Jestem tutaj – wyszeptał. – Jestem przy tobie.

      – Wiem – odpowiedziała mu Marina. – I czuję się z tobą bezpieczna.

      Kłamała, oczywiście. Grant nie był w stanie jej teraz ochronić. Być może nikt nie miał takiej mocy. Jeżeli tak szybko dotarł do niej Antoine Fournier, z pewnością wkrótce na jej trop wpadną także inni ludzie. I z pewnością będą z nią postępować znacznie bardziej zdecydowanie niż Fournier.

      ANNABEL – 17.11.2015

      Siedem dni po katastrofie w domu Klausera w Cologny odprawiona została msza pogrzebowa za duszę Matthew Wernera. Annabel nie uczestniczyła w przygotowaniach; wszelką logistyką zajął się Julian. Jonas Klauser zaprosił wszystkich pracowników banku i ich najważniejszych klientów. Elsa Klauser zamówiła kwiaty, przygotowała program i catering na przyjęcie dla gości. Nad ranem tego dnia znów padał śnieg i cała posiadłość Klausera była pokryta białym puchem. Później niebo było szare i czyste, jednak wieczorem spodziewano się kolejnej burzy śnieżnej. Nad odległymi górami gromadziły się już ciemne chmury. Annabel wpatrywała się w nie, kiedy ojciec Moreau, ksiądz, którego poznała zaledwie dzień wcześniej, wygłaszał mowę pogrzebową. Mówił dużo o Bogu i bardzo mało o jej mężu. Annabel szybko przestała go słuchać. Cała sytuacja wydawała się jej nierealna, miała wrażenie, że nie uczestniczy w prawdziwym


Скачать книгу