Upiory spacerują nad Wartą. Ryszard Ćwirlej
Читать онлайн книгу.jakości opon. I wyobraź sobie, że zużywają mniej materiałów, a poziom jakości wyrobów się nie obniżył. Czyli idziemy do przodu. To znaczy, że teraz w oponach samochodowych będzie mniej komponentów i dzięki temu będą lepsze. To przecież logiczne. Im coś mniej skomplikowane, tym lepsze, nie? Mniej jest tego, co mogłoby się ewentualnie zepsuć.
– Ciekawe, czy moje nowe opony są z Olsztyna. Muszę to sprawdzić – przestraszył się kapitan. Nowe auto było jego oczkiem w głowie, więc liczył na to, że pojeździ nim bezawaryjnie przynajmniej dziesięć lat. A tu nagle okazuje się, że wytwarzane teraz gumy mogą być nie w pełni wartościowym towarem. Już chciał się podnieść i pobiec na parking, żeby sprawdzić, który Stomil wyprodukował opony do jego samochodu, ale nie zdążył. Drzwi od pomieszczenia, w którym przeprowadzana była sekcja, otworzyły się. Czysty, pachnący mydłem i uśmiechnięty doktor Malinowski wyszedł na korytarz i zbliżył się do milicjantów.
– Idziemy do mnie, czy chcecie sobie popatrzeć na efekty mojej pracy?
– Daj spokój – obruszył się Brodziak. – Spadamy z tego cuchnącego kibla. Daj nam tylko zobaczyć głowę tej dziewczyny, bo resztę widzieliśmy już rano nad rzeką.
– To nie widzieliście głowy nad Wartą? – zdziwił się lekarz.
– Skąd! – odpowiedział Marcinkowski. – Głowę przywieziono do ciebie, gdy byliśmy na komendzie.
– No to wszystko rozumiem…
– Co rozumiesz? – zapytał porucznik.
– Rozumiem, że nie macie zielonego pojęcia, o co chodzi tak dokładnie… – Skinął głową i odsunął się nieco, by zrobić dla nich przejście w drzwiach.
Zwłoki leżały na wielkim stole. Malinowski podszedł i odsunął skraj ceratowego całunu. Tam, gdzie powinna znajdować się głowa, nadal niczego nie było. Nie wiadomo dlaczego obaj byli przekonani, że po sekcji wróci ona na swoje miejsce. Tymczasem ciało w dalszym ciągu było niekompletne.
– A gdzie ta głowa? – zapytał kapitan.
– Jej głowa? – Lekarz niewyraźnie się uśmiechnął. – Nie mam zielonego pojęcia. – Marcinkowski i Brodziak jak na komendę spojrzeli na niego zdziwieni. – Ta, którą przywieźli przed godziną, leży tam, na drugim stole – wyjaśnił.
– To czemu leży tam, a nie tu? Nie da się jej przyszyć, czy jak? – próbował zrozumieć Brodziak.
– Chcesz powiedzieć… – wycedził powoli Fred i urwał w pół zdania.
– Dokładnie to, co myślisz. Ta głowa nie pasuje do tego ciała.
– Kurwa mać – jęknął kapitan Marcinkowski. – Naprawdę mamy w Poznaniu pierdolonego łowcę głów!
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.