Wołanie grobu. Simon Beckett
Читать онлайн книгу.lat będzie się pan zastanawiał, gdzie się podziała pańska maleńka Alice.
Uśmiechnąłem się z uprzejmości.
– Czyli mamy jeszcze trochę czasu, zanim stanie się nastolatką.
– Proszę wykorzystać każdą chwilę. Mogę dać panu radę?
– Proszę bardzo.
Nie spodziewałem się takiej rozmowy.
– Niech pan nigdy nie przynosi roboty do domu. Mówię metaforycznie, rzecz jasna. Dystans jest bardzo istotny w naszej profesji, zwłaszcza jeśli mamy rodzinę. Inaczej się wypalimy. Bez względu na to, co pan widzi i jak bardzo wydaje się to fascynujące, proszę pamiętać, że to tylko praca. – Chwycił z powrotem kielnię i odwrócił się do szczątków. – A wie pan, rozmawiałem ostatnio z kimś, kto pana zna. Mówił, że początkowo kształcił się pan na lekarza.
– Rzeczywiście najpierw skończyłem medycynę, dopiero potem poszedłem na antropologię. Kto panu o tym powiedział?
Zmarszczył brwi.
– Przyznam, że nijak nie mogę sobie przypomnieć – odparł. – Pamięć nie ta co dawniej. To chyba było na jakiejś konferencji z medycyny sądowej. Rozmawialiśmy o młodym pokoleniu przejmującym stery w branży. Wtedy padło pańskie nazwisko.
Byłem zdziwiony, że Wainwright przyznał się, że słyszał o mnie. Poczułem się mile połechtany.
– Zmiana z medycyny na antropologię to spory skok – kontynuował, zeskrobując zawzięcie ziemię z łokcia ofiary. – Zgaduję, że kształcił się pan w Stanach? W Tennessee? W tym instytucie, gdzie specjalizują się w rozkładzie tkanek?
– W Antropologicznym Ośrodku Badawczym. Zgadza się, spędziłem tam rok.
Było to, zanim poznałem Karę, tuż po tym, gdy zmieniłem ścieżkę kariery, porzuciłem współpracę z żywymi ludźmi na rzecz martwych. Czekałem teraz na kąśliwą uwagę ze strony Wainwrighta, ale na próżno.
– To podobno bardzo dobra placówka – stwierdził – chociaż nie dla mnie. Muszę panu zdradzić, że nie jestem wielkim zwolennikiem Calliphoridae. Są obrzydliwe.
– Ja też nie – przyznałem – choć są pożyteczne.
Calliphoridae to łacińska nazwa plujkowatych, rodziny muchówek, dzięki którym można się wiele dowiedzieć o dekompozycji zwłok. Wainwright najwyraźniej uwielbiał łacińskie nazwy.
– Och, z pewnością. Choć nie w tym przypadku niestety. Zdecydowanie za zimno. – Wskazał kielnią zwłoki. – Co pan sądzi?
– Będę wiedział więcej po przewiezieniu do prosektorium.
– Oczywiście. Ale na pewno coś już panu świta.
Dostrzegłem lekki uśmiech pod maską. Nie zamierzałem się śpieszyć z wnioskami, bo zdawałem sobie sprawę, że wszystko może się zmienić po oczyszczeniu szczątków. Lecz wbrew moim oczekiwaniom Wainwright nie okazał się skończonym bucem. Byliśmy tylko we dwóch. Pamiętając jego nieprzychylne wypowiedzi o antropologach sądowych, postanowiłem udowodnić mu, że nie jest tutaj jedynym ekspertem.
Przysiadłem na piętach, próbując zebrać myśli.
Torf to wyjątkowa substancja, powstaje w wyniku rozkładu szczątków roślin i zwierząt. Jest nieprzyjaznym środowiskiem dla bakterii i insektów, które zazwyczaj zamieszkują ziemię pod naszymi stopami. Ubogi w tlen, o kwasowości zbliżonej do octu, świetnie konserwuje materię organiczną, zachowując ją jak okazy w słoju laboratoryjnym. W torfowiskach znajdowano całe kły mamucie, a ludzkie szczątki mogą w nich przetrwać setki lat w stanie prawie nienaruszonym. W latach pięćdziesiątych odkryto w duńskiej wiosce Tollund ciało mężczyzny zachowane tak doskonale, że z początku wzięto go za ofiarę niedawnego morderstwa. Miał sznur na szyi, więc prawdopodobnie rzeczywiście został zgładzony, ale ponad dwa tysiące lat wcześniej.
Te same cechy, które czynią torf rajem dla antropologów, czynią go koszmarem dla lekarzy sądowych. Najczęściej bardzo trudno oszacować czas zgonu – czasem jest to prawie niemożliwe z braku naturalnych oznak rozkładu.
W tym przypadku nie spodziewałem się jednak większych problemów. Zwłoki były już odkopane w połowie. Ofiara leżała na boku, z podciągniętymi kolanami, w pozycji embrionalnej. Okrywający tułów cienki top, pod którym odznaczał się stanik, oraz krótką spódniczkę wykonano z syntetyku. Jedno i drugie miało dzisiejszy fason. I choć nie uważałem się za znawcę mody, pantofel na wysokim obcasie na odsłoniętej prawej stopie również wydawał się współczesnym modelem.
Całe ciało – włosy, skóra, ubranie – oblepiał lepki ciemny torf. Mimo to straszliwe obrażenia były aż nadto widoczne. Spod ubłoconego materiału sterczały połamane żebra, a skórę na ramionach i nogach dziurawiły pogruchotane kości. Czaszka pod mazistymi czarnymi kołtunami była strzaskana i zniekształcona, policzki i nos zmiażdżone.
– Niewiele mogę powiedzieć – stwierdziłem asekurancko. – Oprócz rzeczy oczywistej.
– Czyli?
Wzruszyłem ramionami.
– To kobieta. Chociaż istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że to osoba transpłciowa.
Wainwright prychnął.
– Boże, miej nas w opiece. Za moich czasów to byłoby niemożliwe. Kiedy wszystko tak się skomplikowało? Proszę mówić dalej.
Zaczynałem się rozgrzewać.
– Trudno określić, jak długo zwłoki tu leżą. Zdążyły się już trochę rozłożyć, ale to wynika chyba z tego, że zostały zakopane dość płytko.
Wskutek umieszczenia ciała tuż pod powierzchnią bakterie tlenowe mogły pożerać tkankę miękką nawet w torfie, choć oczywiście wolniej niż w innych warunkach.
Wainwright przytaknął skinieniem głowy.
– Czyli ramy czasowe pasowałyby do ofiar Monka? – spytał. – Niecałe dwa lata?
– Możliwe – przyznałem – ale na razie nie chciałbym spekulować.
– To jasne. A obrażenia?
– Za wcześnie, aby stwierdzić, czy zadano je przed śmiercią, czy potem, ale oczywiście kobieta została zmasakrowana. Prawdopodobnie za pomocą jakiegoś narzędzia. Trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł tak łamać kości gołymi rękami.
– Nawet Jerome Monk? – Wainwright uśmiechnął się pod maską w reakcji na moje skrępowanie. – No, David, wykrztuś to. Ona wygląda na jedną z jego ofiar.
– Będę wiedział więcej, gdy zwłoki zostaną oczyszczone i obejrzę szkielet.
– Jesteś bardzo ostrożny, podoba mi się to. Ale wiek jest właściwy, widać po ubraniu. Żadna kobieta starsza niż dwadzieścia jeden lat nie nosiłaby tak krótkiej spódniczki.
– Nie wydaje mi się…
Wainwright zarechotał basem.
– Wiem, wiem, to niepoprawne politycznie. Ale jeśli to nie przypadek wampa przebranego za niewiniątko, to mamy przed sobą nastoletnią dziewczynę lub młodą kobietę okrutnie skatowaną i zakopaną na terenie, na którym działał Jerome Monk. Wiesz, co mówią, skoro coś wygląda jak kaczka i chodzi jak kaczka…
Jego zachowanie było coraz bardziej irytujące, ale myślałem dokładnie to samo.
– Możliwe.
– Trafnie, trafnie. Sam bym tak uznał, a jednak… Pozostaje zatem pytanie, która to z nieszczęsnych oblubienic Monka. Jedna z bliźniaczek Bennett czy córka