Szczyty Chciwości. Edyta Świętek

Читать онлайн книгу.

Szczyty Chciwości - Edyta Świętek


Скачать книгу
o Czarnobylu?

      Roman podniósł głowę znad papierów. Do gabinetu wpadł zaaferowany Janusz Tutka, bliski kolega, dzięki któremu Dereń kilka razy ratował skórę Trzeciakom.

      – Nie. Co z tym Czarnobylem i kto zacz?

      – Nie kto, tylko co. Czarnobyl na Ukrainie. Elektrownia jądrowa.

      – Aa… Coś tam mi się obiło o uszy, że jest taka.

      – Była – poprawił Janusz.

      – Jak to: była? Zamknęli ją? Będą jeszcze większe problemy z zasilaniem? Już i tak ciągle wyłączają mi prąd w mieszkaniu – stwierdził niezadowolony.

      – Gorzej, kolego. Coś tam pizdnęło cztery dni temu i reaktor atomowy wyleciał w powietrze.

      – Co ty mówisz?! – wykrzyknął Romek, a potem zaczął nerwowo rozważać związane z tym konsekwencje dla Polski. Te musiały być poważne, skoro temat poruszony został w siedzibie bezpieki, a nie w mediach. Przez cały dzień miał włączone radio i nie słyszał ani słowa o wybuchu. – Z jakimi problemami powinniśmy się liczyć? Wpłynie to jakoś na bezpieczeństwo energetyczne kraju?

      – Na dostawy prądu może wpłynąć w nieznacznym stopniu. Nie w tym rzecz. Pewnie nie wiesz, ale jestem z wykształcenia fizykiem jądrowym.

      – Co więc robisz w bezpiece?

      – To co ty. Pracuję. Wierchuszka potrzebuje fachowców w różnych branżach. Ktoś kiedyś uznał, że mogę być przydatny. Dobrze, mniejsza o to. Wezwał mnie dzisiaj Kozydra[11]. Oznajmił mi, że dostał telefonicznie cynk od jakiegoś ważniaka ze stolicy. Tamten mu powiedział, że doszło do wybuchu, lecz władza nie chce szerzyć paniki wśród obywateli. Podobno prezenter Wriemii[12] wspomniał coś krótko w przedwczorajszych wiadomościach wieczornych. Dopiero dzisiaj zamieszczono w „Prawdzie”[13] artykuł o sytuacji kryzysowej. Powołano komisję rządową, na czele której stanął Boris Szczerbina[14]. Ma wyjaśniać przyczyny katastrofy. Ponoć ewakuowano całą Prypeć. Sprawdziłem na mapie, chodzi o najbliższe elektrowni miasto. Czyli sprawa jest poważna. Towarzysz zza Bugu zalecił podjęcie pewnych środków ostrożności, gdyż skutki skażenia po takiej eksplozji mogą być niekorzystne dla ludzi. Stary wziął mnie więc na spytki, by się upewnić, czy faktycznie istnieje jakiekolwiek zagrożenie.

      – No i? – zapytał Dereń i dodał nieco lekceważącym tonem: – Może być coś gorszego dla Bydgoszczy od cholernego Zachemu, który ciągle nas czymś podtruwa? A to wypuszcza ścieki, a to jakieś fetory…

      – W tym przypadku zagrożenie jest katastrofalne – przerwał mu obcesowo kolega – i żadną miarą nie można go porównać z tym, co nam funduje lokalny przemysł. Potwierdziłem telefonicznie informację Kozydry w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej. Mam kolegów pracujących w Służbie Pomiarów Skażeń Promieniotwórczych. Kumpel, z którym gadałem, przyznał, że coś złego wydarzyło się na terenie ZSRR. Początkowo laboranci w ogóle nie wiedzieli, o co chodzi, bo Moskwa i Kijów nie udzielały absolutnie żadnych informacji. Ale wiadomo już, że dwa dni temu o siódmej rano stacja monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach zarejestrowała ponad pół miliona razy większą od normy aktywność izotopów promieniotwórczych w powietrzu! Pół miliona! To w CLOR-ze ustalili, że fala radioaktywności szybko przepływa ze wschodu na zachód. Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, co to znaczy?

      – Nie do końca – przyznał nieco wystraszony Dereń. Bawił się ołówkiem, przekładając go między palcami, zazwyczaj w ten sposób odreagowywał biurowy stres. – Co nam zagraża?

      – Istnieje prawdopodobieństwo występowania choroby popromiennej oraz nowotworów. Przede wszystkim narażona jest tarczyca, ponieważ to ona wchłania szkodliwy jod. Można jednak zmniejszyć ryzyko. Trzeba tylko natychmiast przyjąć odpowiednią dawkę jodku potasu i unikać przebywania na zewnątrz. Radioaktywna chmura może tutaj lada moment dotrzeć, o ile już nie przepływa nam nad głowami. Nie wiemy, co naprawdę dzieje się w Czarnobylu. Czy tamtejsze ekipy ratownicze próbują jakoś zapanować nad sytuacją? Powinieneś dyskretnie ostrzec swoich bliskich. Pamiętaj, że w tym przypadku konieczne jest zachowanie spokoju, by obywatele nie wpadli w panikę. Władza skupiona jest na organizowaniu obchodów pierwszomajowych, to jest priorytet. Daj więc swoim znać, by nie szli na pochód. I koniecznie przyjmijcie jodek.

      – A skąd ja go, kurwa, wezmę? – zdenerwował się Roman. Mocno naciśnięty ołówek trzasnął na pół. Mężczyzna syknął, gdy wbił sobie w kciuk sporą drzazgę. Przytknął dłoń do ust i próbował wyjąć odłamek zębami. Przeczucie podpowiadało mu, że powinien posłuchać życzliwych rad kolegi.

      – Zapytaj w aptece o płyn Lugola.

      Dereń wziął jedną z odłamanych części ołówka i zanotował na kartce nazwę, by w razie czego nie zapomnieć. Frapowało go jeszcze jedno.

      – A choroba popromienna? Ciężko się przez nią przechodzi?

      – Jeśli człowiek jest wystawiony na duże napromieniowanie, a tam pierdyknął cały reaktor, o ile nie coś więcej, to czeka go nieuchronna śmierć. Objawy nie należą do przyjemnych. Przy dawce czterech do ośmiu grejów dochodzi do objawów jelitowych, czyli występuje krwawa biegunka, obrzęki i temu podobne atrakcje. Tutaj ze śmiertelnością bywa jak w powiedzeniu: na dwoje babka wróżyła. Przy większym napromieniowaniu pojawiają się drgawki i utrata przytomności. To na początek. Generalnie organizm obumiera, niemalże gnijąc na twoich oczach.

      – Grozi nam aż tak duża dawka napromieniowania?

      – Trudno powiedzieć, co przyniesie chmura radioaktywna. Równie dobrze stężenie może być stosunkowo nieduże, ale i tak pociągnie za sobą zwiększoną zachorowalność na nowotwory złośliwe, przyspieszy procesy starzenia, skróci długość życia, u niektórych ludzi doprowadzi do bezpłodności czy wad wrodzonych w przypadku niemowląt.

      – Fatalnie – stwierdził Roman. Zaklął w duchu. Że też władza nie zapobiega ewentualnym skutkom! Przecież w takim przypadku trzeba dmuchać na zimne.

      – Fatalnie – przytaknął kolega. – Dobrze, pamiętaj: płyn Lugola w odpowiedniej dawce. – Zanotował mu niezbędną ilość. – I niech rodzina oraz przyjaciele unikają przebywania na zewnątrz w najbliższych kilku dniach. Promieniowanie jest szczególnie niebezpieczne dla dzieci. Aha! Jeszcze jedno: pod żadnym pozorem nie spożywajcie sałaty i świeżych warzyw. Nie ryzykowałbym też picia butelkowanego mleka. Lepiej kupić takie w proszku, ono jest pewne. Na razie, lecę dalej!

      Nawet nie zdążył zamknąć za sobą drzwi, gdy Roman zabrał notatkę, złapał z wieszaka wiatrówkę, a z biurka kluczyki do samochodu. Echo jego kroków odbijało się po korytarzu, gdy biegł w stronę wyjścia.

      Psiakrew! Jeszcze mi życie nie zbrzydło! – rozmyślał, jadąc do apteki.

      Od pani magister zażądał sporej ilości płynu. Nie chciała tyle sprzedać, próbowała odesłać go do lekarza po receptę, tłumaczyła, że trzeba wiedzieć, jak to należy dawkować. Zmiękła, gdy podetknął jej pod nos legitymację służbową.

      Po powrocie do samochodu natychmiast przyjął dawkę specyfiku. Dopiero wtedy na moment odetchnął z ulgą. Spojrzał na zegarek. Dochodziła piętnasta. Miał nadzieję, że zastanie Agatę z dzieciakami w domu. Jak na złość od kilku dni utrzymywała się piękna pogoda zachęcająca do przebywania na świeżym powietrzu. Słońce prażyło, wygrzewając spacerujących bydgoszczan.

      – Jakoś dziwnie świeci, tak ostro. Inaczej niż zwykle – mruknął sam do siebie.

      A może po prostu był przewrażliwiony? Drżącą dłonią przekręcił kluczyk w stacyjce i z piskiem opon ruszył w stronę


Скачать книгу