Szczyty Chciwości. Edyta Świętek

Читать онлайн книгу.

Szczyty Chciwości - Edyta Świętek


Скачать книгу
powinnaś się już forsować. Zasługujesz na odrobinę odpoczynku.

      – Cóż za wyrozumiałość! – prychnęła.

      Tego dnia humor jej nie dopisywał, gdyż cierpiała z powodu skurczów łydek. Miała też nieprzyjemną zgagę, której nie były w stanie zniwelować nawet herbatniki w polewie czekoladowej. Na domiar złego od dłuższego czasu obrzydliwie przetłuszczały jej się włosy, swędziała ją skóra i choć Mirella codziennie brała kąpiel oraz myła głowę, odnosiła wrażenie, jakby była odrażającą brudaską. Właściwie te koszmarne kudły i ogólny nieestetyczny wygląd skutecznie ją zniechęciły do wychodzenia z domu.

      Może jak urodzę, wszystko wróci do normy? – westchnęła po wyjściu męża. I choć Aleksander robił jej o to awantury, wyjęła z paczki papierosa i wypaliła go, wydmuchując dym przez uchylony lufcik.

      W tym samym czasie podekscytowany mężczyzna przemierzał ulice Bydgoszczy, zmierzając w stronę Zachemu. Świat pod niezbyt grubą pierzynką śniegu wyglądał pięknie jak nigdy dotąd.

      – Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie! – mamrotał uszczęśliwiony. – Miejsce baby jest w domu. Może teraz ta cholera zasmakuje w lenistwie? Może w końcu uzna, że kariera nie jest jej do niczego potrzebna? A nuż poczuje w końcu instynkt macierzyński?

      Miał ją z głowy przynajmniej na pół roku. Już sobie zaplanował, że urobi teściów, by próbowali przekonać córkę, aby wzięła urlop wychowawczy. A w ogóle dołoży starań, aby tak szybko, jak tylko to będzie możliwe, spłodzić drugie maleństwo. Przecież wiadomo, że dwójkę łatwiej jest wychowywać.

      Gdyby Mira znowu zaszła w ciążę, to jej krótkotrwały powrót do biura nie miałby sensu. A ja w tym czasie tak bym się okopał na kierowniczym stanowisku, że żadna siła nie zdołałaby mnie z niego ruszyć.

      – Dzisiaj dostanę awans! Jestem pewny, że to już dzisiaj.

      Podekscytowany, zaczął nucić pod nosem Radość o poranku. Ta piosenka, mimo idiotycznej w jego odczuciu wstawki o zamążpójściu, idealnie oddawała nastrój tego dnia. Wył na całe gardło, jadąc małym fiatem należącym do małżonki.

      Tymoteusz Trzeciak zwołał zebranie wydziałowe na godzinę jedenastą. Chwilę się spóźnił. Kiedy wkroczył energicznie do pokoju konferencyjnego, wszyscy zajmowali już swoje miejsca. Za dyrektorem przytruchtała Lodzia, podstarzała podfruwajka o ptasim móżdżku piastująca stanowisko sekretarki. Niosła pod pachą cienką plastikową teczkę na dokumenty. Prócz niej miała jeszcze zeszyt protokołów, w którym skrzętnie odnotowywała sprawy omawiane na tego rodzaju spotkaniach.

      Szef zasiadł u szczytu stołu, oparł dłonie o blat nakryty grubym, zielonym suknem, którego Mirella bardzo nie lubiła. Twierdziła, że zalegają w nim pokłady kurzu i zapewne niewidzialne gołym okiem insekty.

      Dziesięć osób w napięciu oczekiwało na wystąpienie Trzeciaka. Prócz Aleksandra nikt nie wiedział, czemu zwołano ich w trybie pilnym. Nim przyszedł Tymoteusz, snuto różne domysły na ten temat, lecz nie pokrywały się one z prawdą. Jeden Braun-Wilimowski nie zabierał głosu. Dokładał starań, by zachować iście pokerową twarz i niczym się nie zdradzić. O tak ważnej materii jak jego awans ludzie winni usłyszeć od przełożonego.

      Ku rozczarowaniu Olka zebranie dotyczyło cholernych zanieczyszczeń wypuszczanych przez Zachem oraz kilku mniej ważnych kwestii bieżących. Leokadia na gorąco notowała wnioski. Aleksander siedział coraz bardziej znudzony i rozczarowany. Wszak to miał być dzień jego triumfu! Zaledwie wczoraj słyszał od Mirelli zapewnienia, że rozmawiała z ojcem na temat jego tymczasowego awansu na jej stanowisko.

      – Na ostatek została nam jeszcze jedna sprawa. Otóż jak państwo wiecie, Mirella Wilimowska-Braun jest aktualnie na etapie powiększania rodziny. Ponieważ podjęła decyzję o tymczasowym wycofaniu się z życia zawodowego, mamy właśnie wakat na stołku kierownika działu. Oczywiście w takiej sytuacji konieczne jest szybkie powołanie zastępcy czy może raczej stałego następcy.

      Urwał. Sięgnął po teczkę, którą przyniosła Leokadia.

      Stałego następcy! – Aleksander odetchnął z ulgą i wyprostował ramiona. Powiódł triumfalnym spojrzeniem po współpracownikach, którzy z napięciem wlepiali oczy w przełożonego. Na szczęście nie spoglądali w jego stronę, gdyż w tej chwili trudno było mu zapanować nad mimiką. Jego twarz wprost promieniała szczęściem i blaskiem chwały.

      Trzeciak ułożył teczkę przed sobą. Jeszcze jej nie otwierał, choć z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął już długopis marki Zenith. Zapalił kolejnego papierosa, mimo że w stojącej przed nim popielniczce znajdowało się sporo niedopałków, a powietrze było wręcz gęste i siwe od dymu.

      – Szanowni państwo. Długo rozmyślałem nad wskazaniem nowego kierownika. Uważnie obserwowałem dokonania kilku osób. Po dogłębnej analizie podjąłem decyzję, by postawić na człowieka, do którego mam pełne zaufanie. Wierzę, że jest to trafny wybór i przyjmiecie mój werdykt ze zrozumieniem.

      Braun-Wilimowski napiął plecy niczym strunę. Sekundy dzieliły go od gratulacji oraz zawistnych spojrzeń ze strony współpracowników. Wstrzymał oddech, oczekując na upragnione słowa teścia.

      To jest mój dzień! Nareszcie. Niech no już stary da mi ten papier!

      – Na kierownika działu mianuję towarzysza Bartłomieja Tyszkiewicza – dokończył szef. – Gratuluję, panie kolego. Oto aneks do dotychczasowej umowy. – Przesunął wyjęte z teczki dokumenty w stronę pęczniejącego z dumy mężczyzny.

      Aleksander z sykiem wypuścił powietrze z płuc. Momentalnie poszarzał na twarzy, skulił się i lekko przygarbił. Zwiesił głowę, by nikt nie widział wyrazu rozczarowania. By zająć czymś drżące ze zdenerwowania ręce, sięgnął po papierosy.

      Jak to możliwe? Jak to, kurwa, możliwe? Dlaczego Bartek? Jakim cudem?

      Po chwili zamieszania wywołanego podpisywaniem papierów oraz gratulacjami ze strony podwładnych Tymek skinął na zięcia.

      – Olek, zajrzyj do mnie gdzieś tak za pół godziny – rzucił, a potem wyszedł z pokoju konferencyjnego. Za nim pobiegła Lodzia, drobiąc małymi kroczkami, gdyż tego dnia włożyła wyjątkowo wąską spódniczkę.

      – Jasne – burknął mężczyzna, rozluźniając krawat, który nagle zaczął go uwierać w grdykę.

      On też wstał i skierował kroki ku drzwiom. Najpierw jednak należało spełnić niemiłą powinność.

      – Gratulacje, stary – wymamrotał i uścisnął krótko dłoń nowego kierownika.

      Ten poklepał go protekcjonalnie po ramieniu.

      – Dziękuję.

      Braun-Wilimowski błyskawicznie wyszedł na korytarz, lecz nie odszedł. Musiał ochłonąć, ponieważ niespodziewany obrót sytuacji przyprawił go niemalże o palpitację serca. Stanął więc w pobliżu i oparł plecy o ścianę. Słyszał odgłosy dobiegające z sali konferencyjnej.

      – Widzieliście reakcję zięciulka? – zagadnął bardzo niedyskretnie jeden z mężczyzn.

      – Jasne! Przez pół zebrania siedział nadęty niczym paw. Taki blask od niego bił, że aż oczy bolały.

      – No… Gamoń pewnie myślał, że dostanie posadkę po żonce.

      – Na szczęście dyrektor zdążył się wyznać na tym mydłku. To byłoby grube nieporozumienie, gdyby go awansował!

      – Ano! Już wystarczy tego nepotyzmu. Nawet Trzeciak musi sobie zdawać sprawę, że krewni na kierowniczych stanowiskach to nic dobrego. Wiesiek się nie sprawdził, bo ponoć robił jakieś machloje. Z córką też kłopot, bo nie zna się na niczym, a najwięcej ma do gadania. Strach mnie ogarnął, że teraz przyjdzie czas na rządy Alexa – rzucił ktoś, akcentując z przekąsem


Скачать книгу