Szczyty Chciwości. Edyta Świętek
Читать онлайн книгу.Teraz traktowała je oschle i bezosobowo, bo stanowiło tylko uciążliwość w postaci brzucha, puchnących nóg, zgagi oraz innych dolegliwości.
W tym samym czasie, gdy Braun-Wilimowski snuł marzenia o wyeliminowaniu uciążliwej połowicy z miejsca pracy i okopaniu się na ciepłej posadce u boku teścia, Tymoteusza Trzeciaka pochłaniały daleko ważniejsze problemy.
W ostatnim okresie w Zachemie doszło do poważnej awarii, na skutek której znacznie ucierpiało środowisko naturalne. Mieszkańcy Wyżyn i Kapuścisk narażeni zostali na wdychanie zanieczyszczeń w postaci kwasu siarkowego, chloru, fenolu oraz nitrobenzenu.
Czy Miedzyń był wystarczająco daleko od źródła skażenia?
Trzeciak drżał o zdrowie swoich krewnych. Frasowała go myśl, że podtruwaniu ulegają matka, Kazimierz, Agata i ich bliscy. Oczywiście obcy też mieli znaczenie, choć w mniejszym stopniu.
– Zachem jest jednocześnie naszym żywicielem i mordercą – mówił do córki, która zajrzała do niego w czasie pracy. – Nie powinno tak być, że ludzie są narażeni na działanie toksyn.
– No ale co my możemy? – Kobieta wzruszyła ramionami. – Przecież nie przesiedlisz całej dzielnicy. Nie zabierzesz też rodziny na Miedzyń, bo nie wytrzymalibyśmy w tej ciasnocie.
– A wiesz, że nawet o tym nie pomyślałem? Choć może babci dobrze by zrobiło, jakbym zabrał ją do nas. Gdyby odetchnęła świeższym powietrzem, to może lepiej by się poczuła? Agata wciąż narzeka na jej słabnącą kondycję. Twierdzi, że staruszka wymaga coraz lepszej opieki, gdyż dokucza jej skleroza. Kilka razy wyszła z domu i nie mogła trafić z powrotem.
– U nas miałaby jeszcze więcej problemu z trafieniem na miejsce. Skoro gubi się na Kapuściskach, to na Miedzyniu zupełnie by przepadła. Jasiek i Hanka nie mogą jej pilnować, bo muszą chodzić do szkoły. Ja pracuję. A mamusia cały wolny czas spędza u Kini – przypomniała mu słodkim, łagodnym głosem. – Przecież tatko nie może obarczać pani matki dodatkowymi powinnościami!
– Ach… Jak ty potrafisz o wszystkim myśleć. Tylko że Agata nie daje już rady. Trzeba jej jakoś pomóc. Wszak chodzi o moją mamę!
A ty oczywiście musisz każdą sprawę brać sobie na łeb! – urągała w duchu. Przezornie wolała zachować milczenie, choć zwykle bez pardonu wyrażała swoje opinie. Wiedziała jednak, że ojciec mógłby wpaść we wściekłość, gdyby rzuciła propozycję, aby opiekę nad fiksującą babką zostawił ciotce.
– Może cała rodzina powinna sfinansować zatrudnienie opiekunki? – zasugerowała. – Skoro Agaty na to nie stać, to mógłby pomóc wujek Kazimierz i ciotka Justyna. Żeby czasami nie było tak, że tatko poniesie pełne obciążenie, bo to byłoby niesprawiedliwe. Według mnie powinniście solidarnie podzielić się kosztami.
– Niezły pomysł – stwierdził Tymek, tarmosząc się za włosy. Tak zwykł robić w chwilach, gdy był czymś zaaferowany.
– Od tego mnie masz – przypomniała z ogromną satysfakcją.
– Dobrze, dobrze. Jeszcze dzisiaj pogadam z Kazikiem. Od Justyny nie ma co brać pieniędzy, dla niej to teściowa, a nie rodzona matka. Ona już i tak ma urwanie głowy z Heleną, która też ostatnio mocno podupadła na zdrowiu.
– Ach Justyna! – żachnęła się Mirella. Nie mogła sobie darować komentarza pod jej adresem. – Traktujesz ją jak świętą krowę. Mogłaby choć raz dać coś innym, a nie tylko wyciągać rękę po pomoc.
– Co ty wygadujesz? Jaką rękę? Jakie wyciąganie? Justyna nigdy o nic nie poprosiła. Jest honorowa. Dobrze, nie w tym rzecz. Wróćmy do zasadniczego tematu rozmowy. Zanieczyszczenia. Choć to nie do końca problem naszego wydziału, ta sprawa od lat leży mi na sercu. Zajmowaliśmy się nią wspólnie z Wieśkiem, zanim… Przed… No wiesz. Tylko że wtedy nic nie doszło do skutku. Po jego śmierci nie wróciłem do działania, a powinienem. To poważne zaniedbanie. Może gdybym wtedy otrzymał dotację ministerialną na ochronę środowiska, to dzisiaj Zachem nie byłby największym trucicielem w regionie? Plan jest taki: weźmiesz ten raport o skażeniach – podał córce plastikową teczkę pełną dokumentów – i w oparciu o analizy napiszesz na brudno zarys wniosku. Ważne jest poparcie postulatów konkretnymi liczbami. Jak już to zrobisz, przyniesiesz mi do zaopiniowania.
Po krótkiej wymianie komentarzy Mirella opuściła gabinet ojca. Nie w smak jej było to zadanie. Nie lubiła sporządzania urzędowych pism. Przecież od takich bzdur byli podwładni. Byle sprzątaczka mogłaby coś sklecić – stwierdziła, szukając wzrokiem kozła ofiarnego. Jej spojrzenie spoczęło na mężu, który stał na korytarzu z Tyszkiewiczem. Oparty pośladkami o parapet dyskutował o jakichś bzdurach. W ogóle nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero gdy chrząknęła znacząco, wrócił na ziemię.
– Co tam, Mira? – zapytał.
– Uszanowanie, pani kierowniczko – rzucił Bartek, po czym pospiesznie odszedł. Być może uznał, że jest persona non grata, gdyż mina kobiety nie wróżyła niczego dobrego.
– Mam dla ciebie zlecenie od tatki. Właśnie cię szukałam – oświadczyła.
Założyła, że Aleksander nie skonsultuje tego z Tymoteuszem. Na każdym kroku usiłował pokazać, jaki jest samodzielny w działaniu. Zresztą wiedział, że teść za nim nie przepada i ma do niego odrobinę lekceważący stosunek. Gdyby nie interwencja Mirelli, to zapewne nie on, ale Tyszkiewicz zostałby jej zastępcą na czas urlopu macierzyńskiego. Kobieta zdążyła to wywalczyć u ojca zaledwie kilka dni temu, gdy tylko zauważyła, że Bartek powoli wchodzi w jej kompetencje. Z dwojga złego wolała, by jej posadę przejął ten cholerny nieudacznik i gamoń Alex. Po powrocie do biura bez trudu wypchnie go na poprzednio zajmowane stanowisko. Z Bartkiem mogłoby nie pójść tak łatwo.
Pobieżnie przekazała mężowi to, co jej zlecił ojciec. Potem pacnęła Olka teczką w brzuch.
– Przynieś mi przygotowany wniosek do akceptacji i podpisu – oświadczyła na odchodnym.
Nienawidził jej w takich chwilach.
Jeszcze odrobina cierpliwości, Braun. Daj sobie trochę czasu – pocieszał się w duchu, spoglądając za małżonką idącą niezgrabnie korytarzem. Ona stąd zniknie. Przestanie ci wydawać polecenia z miną udzielnej księżnej.
Niekiedy myślał, że cały jego wysiłek był guzik wart. Wziął ślub z jędzą, licząc na szybką karierę i dobrobyt. Na razie jednak tkwił w miejscu jak cholerny kołek. Jedyne, co zyskał, to przeprowadzkę ze starej rudery w Fordonie do pięknej willi na Miedzyniu. Cóż z tego, gdy nawet nie miał komu pochwalić się zdobytym w ten sposób statusem społecznym. Rodzice odwiedzali go bardzo rzadko, ponieważ źle się czuli w towarzystwie Mirelli i jej zmanierowanych bliskich. O kuzynostwie, ciotkach, wujkach i innych powinowatych mógł w ogóle zapomnieć. Żona aż nazbyt dosadnie dała mu po ślubie do zrozumienia, że nie ma zamiaru wchodzić w poufałość z gminem. Jeśli on znajduje przyjemność w przebywaniu pośród prostaków, to proszę bardzo: droga wolna. Ale jej niech w to nie angażuje!
Zrobię ten cholerny wniosek – pomyślał. Ale ni chuja nie dam jej do podpisu. Pójdę z tym prosto do starego. Niech on zaopiniuje i podpisze. Jeśli dobrze mi pójdzie, urosnę w jego oczach. Może w końcu doceni moje starania.
Stwierdził, że nawet jeśli teść będzie miał jakieś uwagi czy zastrzeżenia, to i tak powinien zauważyć jego wysiłki. Zresztą Tymoteusz lubi mieć nad wszystkim kontrolę, więc w tak ważnej kwestii nie należy zdawać się na Mirellę. Podpis dyrektora ma na pewno większą wartość niż podpis jakiegoś tam kierownika. Baby na dodatek! Cokolwiek roi się w głowie Mirelli, nie można zaprzeczyć, że światem rządzą mężczyźni, a panie tolerowane są w biurach i urzędach głównie z dwóch powodów: jako tańsza siła robocza oraz miły dodatek – o ile jest na czym zawiesić oko. To tak samo utrwalony zwyczaj, jak odwieczne prawo natury, które