Szczyty Chciwości. Edyta Świętek

Читать онлайн книгу.

Szczyty Chciwości - Edyta Świętek


Скачать книгу
dziecku. – Spuścił z tonu i zaczął łagodną perswazję. – Mira, przecież ja nie obiecywałem ci niczego.

      – A właśnie, że obiecałeś dać awans Alexowi. Ojciec nigdy nie dba o swoich bliskich. Obcy są ważniejsi!

      – Przestań! Obiecałem rozpatrzeć twoją propozycję. Długo nad tym dumałem i doszedłem do wniosku, że nie mogę awansować Olka. Koledzy od dawna zarzucają mi nepotyzm. Najpierw był Wiesiek, potem ty. Teraz przyszedł czas na zmianę. Postawiłem na kogoś, kto sobie poradzi.

      – A co będzie, jak wrócę do biura? Zdegradujesz Bartka? Chyba łatwiej byłoby Alexa zdegradować!

      Słysząc jej sugestię, mąż pokręcił z niedowierzaniem głową.

      – Niech ci to nie spędza snu z powiek – odparł enigmatycznie Tymek. – Ochłoń. Myśl teraz o urodzeniu dziecka. Wszystko w swoim czasie. A ty, młody człowieku – zerknął na zięcia – nie podejmuj pochopnej decyzji. Dostałeś podwyżkę, więc czego jeszcze chcesz? Lada moment zostaniesz ojcem! Bądź mężczyzną. Co ty jesteś: jakiś mięczak bez kręgosłupa? – Po tych słowach ponownie spojrzał na córkę. – Zacznij panować nad emocjami, bo jeśli Olek odejdzie, to nie dlatego, że nie został kierownikiem, tylko przez twój niewyparzony jęzor. Zachowujesz się, jakbyś pochodziła z rynsztoku! Uszy więdną, gdy ciebie słyszę.

      Dzwonek do drzwi oderwał Agatę od poprawiania sprawdzianów z gramatyki. Ponieważ Beata jeszcze nie wróciła z uczelni, a Piotrek poszedł z kolegami do kina, nie pozostawało jej nic innego, jak tylko wstać i otworzyć.

      – Może to Leoś wraca, córciu? – Usłyszała pełen nadziei głos matki. – Dokąd on poszedł? Nie ma go już tyle czasu…

      Od śmierci ojca minęło ładnych parę miesięcy, a Agata nie wiedziała, jak powinna odpowiadać na podobne pytania. Czasami mówiła prawdę. Przypominała mamie, że przecież latem były na pogrzebie. Zabierała ją na cmentarz, pokazywała grób. Zapalały znicze, odmawiały modlitwy, zostawiały plastikowe kwiatki, gdyż mróz zwarzyłby żywą wiązankę. Ale bywały dni, gdy Agata nie miała siły na nieustanne przypominanie o śmierci. Co więcej: niekiedy sama wolałaby o tym zapomnieć i wraz ze staruszką oczekiwać na powrót taty. Kłamała w takich chwilach, że wyjechał do sanatorium. Albo wyszedł do piekarni po bułki. Byle nie widzieć łez płynących pomarszczonymi policzkami i cierpienia w zaczerwienionych oczach.

      – Zaraz sprawdzę, mamo – odparła, wstając z krzesła.

      Ku swemu zaskoczeniu za drzwiami zobaczyła Romana. Od bardzo dawna nie rozmawiali ze sobą. Piotrek nie wymagał niańczenia – był pełnoletni, mógł o sobie decydować, i sam spotykał się z tatą. Czasami zdawał krótkie relacje ze wspólnie spędzonego czasu. Ot, parę zdań rzuconych mimochodem. Nie robił dłuższych wywodów, doskonale znał przyczynę, dla której mama znowu unika Derenia. Początkowo musiał być w tym mocno poplątany. Wszak z ekscytacją czekał na ich ślub. Potem ochłonął i kolejny raz zaakceptował sytuację. Był jak kameleon, który zawsze dostosowuje się do okoliczności.

      – Co ty tutaj robisz? – zapytała bez ogródek przybysza.

      – Wpadłem, by pogadać. Dawno cię nie widziałem – odparł. – Mogę wejść? – Ruchem głowy wskazał wnętrze mieszkania.

      – To nie jest dobry moment – oznajmiła kobieta. – Mama nie najlepiej się czuje.

      – No tak… – zająknął się. – Zależy mi na tym. Może w takim razie wyjdziesz ze mną któregoś dnia do kawiarni?

      – Nie mogę zostawiać jej samej. Od śmierci taty nie dochodzi do siebie.

      – Kurczę, no… A twoi bracia? Justyna? Naprawdę nie mógłby ktoś z nią chwilę posiedzieć? Godzinę – naciskał.

      – Cóż jeszcze możesz mi mieć do powiedzenia? Piotrek jest dorosły, więc sprawy z nim związane możecie uzgadniać we dwóch. Jeśli chcesz go do czegoś przekonać, a on odmawia, to wiedz, że ja nie wywrę presji na młodego – zaakcentowała końcówkę wypowiedzi.

      – Nie chodzi o Piotrka, lecz o nas – postanowił szczerze przedstawić powód swej wizyty.

      – Nas już dawno nie ma. I nigdy więcej nie będzie. Nie kocham cię. Cała miłość wyparowała, gdy uświadomiłam sobie, czym naprawdę zajmujesz się w pracy.

      – Ja nie mogę! Ty znowu wracasz do tamtego? – zdenerwował się mężczyzna.

      – Tak. Nie mogłabym spojrzeć znajomym w oczy, gdyby nadal nas łączyło cokolwiek poza błędem popełnionym w młodości.

      – Okej. – Zwiesił ramiona. Wyglądał w tej chwili żałośnie, niepodobnie do samego siebie. Jak człowiek odarty ze złudzeń, który właśnie utracił ostatni promyk nadziei. Rzucił krótkie „cześć” na odchodnym.

      Agata zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Musiała postępować konsekwentnie. Nie pozostało jej już nic innego. Powoli wróciła do pokoju. Matka oglądała program telewizyjny. Na jej widok odwróciła twarz od ekranu.

      – Kto to był? – zapytała z błyskiem w oczach.

      Czy można kochać jedną kobietę przez całe życie? – zachodził w głowę Tymoteusz, obserwując spod lekko zmrużonych powiek młodszego brata.

      Był późny sobotni wieczór. Dorosła część rodziny spędzała czas w Savoyu. Przyszły nawet dwie ciężarne młode mężatki, choć zarówno Mira, jak i Manuela miały w najbliższych kilku dniach wyznaczone terminy porodu. Zakładały się nawet o to, która pójdzie na pierwszy ogień. Opieki nad Juliuszkiem podjęła się w tym czasie Hania, Jasiek obiecał jej swą pomoc. Nastolatków i tak nikt nie wpuściłby na zabawę zarezerwowaną dla osób pełnoletnich – gwoździem programu miał być striptiz. W lokalu zabrakło również Franciszki, ze staruszką została w mieszkaniu wynajęta przez Tymka siostra PCK. Przybyła natomiast Justyna – oczywiście sama, lecz to i tak był fenomen, gdyż nigdy wcześniej nie brała udziału w podobnych imprezach. Przycupnęła obok Manueli, Alberta i jego rodziców. Choć wcześniej nie znała Walerii i Tadeusza Ślusarków, szybko znalazła z nimi wspólny język.

      Niemalże całą rodzinę przyciągnęła do Savoya znacząca okazja. Tego wieczoru Ewa i Kazimierz postanowili uczcić dwudziestą piątą rocznicę ślubu. Siedzieli więc całą gromadą przy kilku zestawionych razem stolikach. Zabawa już trwała w najlepsze, choć do zapowiadanego clou wieczoru zostało jeszcze trochę czasu. Akurat odpoczywali po kilku tańcach, gdy wodzirej ogłosił krótką przerwę, po której miała nastąpić dodatkowa atrakcja.

      – Dokąd idziesz, moja droga? – zapytał Kazik, gdy Ewa poderwała się z krzesła.

      – Muszę przypudrować nosek. Skoczę też na moment na zaplecze, by zamienić słówko z koleżanką. Zaraz wrócę – dodała uspokajająco i musnęła go dłonią w policzek.

      Czasami występowała również w tym lokalu. Ostatnio rzadziej śpiewała na dancingach. Stroiła sobie gorzkie żarty, że jest już zbyt leciwa na zabawianie gości piosenkami w stylu retro, choć wykonywane przez nią szlagiery zazwyczaj były znacznie od niej starsze. Wciąż jednak podśpiewywała ulubione utwory przy domowych obowiązkach, zwłaszcza gdy poprosił ją o to małżonek. Jakże on lubił, gdy naśladowała Hankę Ordonównę! Miała podobny tembr głosu, potrafiła nawet wiernie odtworzyć jej intonację i gesty.

      – Chluśniem, bo uśniem! – Tymoteusz uznał, że czas na wzniesienie kolejnego toastu. Kiwnął na kelnera, by ten przyniósł nową butelkę żytniej. – A gdzie przepadła twoja pani? – wyraził zniecierpliwienie, gdy nieobecność szwagierki znacznie się przedłużyła.

      – Zaraz


Скачать книгу