Zbawiciel. Leszek Herman
Читать онлайн книгу.– Paulina wskazała brodą laptop naczelnej, na którego ekranie wciąż otwarty był jej nowy artykuł.
– Tyle że naszą intencją w tym momencie nie powinno być kierowanie uwagi czytelników na tę problematykę. Już i tak wywołuje ona ogromne kontrowersje.
– Na potrzeby budowy tego parkingu miasto planuje wycięcie dokładnie dwustu sześćdziesięciu siedmiu drzew. Dwustu sześćdziesięciu siedmiu! – powtórzyła Paulina z naciskiem. – To jest jeden z najważniejszych aspektów tej inwestycji. Nawet radni o tym rozmawiali.
– Ja tego nie kwestionuję, ale w swoim artykule powinna się pani skupić wyłącznie na wypunktowaniu aspektów dotyczących tej inwestycji, na powstających z tego powodu problemach komunikacyjnych, ale i w efekcie na poprawie warunków. Kwestie ekologii są nie na temat, zwłaszcza że pani dywaguje.
– Kto powiedział, że powinnam się skupić wyłącznie na problemach komunikacyjnych? I w jakiej niby kwestii ja dywaguję?!
– W kwestii możliwości realizacji tego parkingu bez wycinki. Z tego, co wiem, to są gotowe koncepcje, analizy, a pani ot tak sobie teoretyzuje…
– Projekt zakłada po prostu usunięcie wszystkich drzew i budowę miejsc postojowych. Natomiast wykonanie dokładnej inwentaryzacji dendrologicznej i naniesienie wszystkich drzew na podkład geodezyjny umożliwiłoby uratowanie znacznej ich części. Te drzewa można by było bez trudu wkomponować w parking. No ale miasto woli oszczędzić tych kilkadziesiąt tysięcy złotych i nie zlecać inwentaryzacji, prościej jest wyrżnąć pół lasu. Dzięki temu można oszczędzić wykonawcy dodatkowej roboty. No i nie trzeba wydawać pieniędzy na zabezpieczanie pni i wytyczanie miejsc postojowych pomiędzy drzewami.
– Czy pani jest urbanistą, przepraszam bardzo? – Przeworska spojrzała na Paulinę z nieukrywaną drwiną. – A może architektem krajobrazu? Nie? Dendrologiem może?
Paulina policzyła w myślach do dziesięciu.
– Przecież to oczywiste, że to nie moja wiedza – odpowiedziała Paulina spokojnie. – Konsultowałam te kwestie z architektem i projektantem zieleni. To nie są żadne bezpodstawne oskarżenia ani moje prywatne dywagacje.
– Nieważne – odpowiedziała naczelna ze zniecierpliwieniem. – Jesteśmy gazetą informacyjną, a nie jakimiś „Faktami i mitami”, nie mamy za wszelką cenę szukać sensacji. Wydaje mi się, że pani problem polega na tym, że uznała się pani za dziennikarkę śledczą i z każdej zwykłej sprawy usiłuje pani zrobić sensację. Jeśli chcemy napisać o korkach, a pani nagle pisze o wycinaniu drzew, to coś chyba jest nie halo, prawda?
Paulina słuchała tej przemowy z opuszczoną głową, bynajmniej nie z powodu skruchy, po prostu nie chciała, żeby naczelna zobaczyła błyski wściekłości w jej oczach. Podniosła wzrok.
– Co jest nie halo? – spytała, siląc się na spokój.
– Łączenie własnych poglądów z artykułem na temat zupełnie neutralnego problemu, jakim są korki na ulicach oczywiście.
– Według pani ważniejszym problemem w kontekście tej budowy jest to, że ktoś pół godziny dłużej będzie trzymał dupę w klimatyzowanym wnętrzu swojego SUV-a niż to, że miasto zamierza wyciąć trzysta starych drzew?!
Przez dłuższą chwilę mierzyły się wzrokiem. Przeworska westchnęła.
– Pani Paulino – powiedziała, pochylając się nad laptopem. – Proponuję skończyć tę rozmowę. Proszę zostawić w tekście informację o wycince drzew, ale w takiej formie, żeby czytelnicy mogli sami wyrobić sobie zdanie na ten temat, a te dywagacje urbanistyczne proszę usunąć. Kolejna sprawa, którą mam do pani, to tekst na następny tydzień. Chciałabym, żeby poszedł w czwartek, najpóźniej ósmego sierpnia.
Piotr starannie wyczyścił zdjęcie z dziwaczną grafiką, wyostrzył krawędzie wszystkich symboli, z każdej strony odciął niepotrzebne fragmenty fotografii, pozostawiając jedynie same znaki, i przyjrzał się krytycznie swojemu dziełu. Pomyślał, że teraz wreszcie można spróbować poszukać czegoś w necie. Zaczął od zwyczajnej wyszukiwarki obrazów Google. W efekcie po chwili na ekranie otworzyła się kolekcja obrazków z rozmaitymi znakami, od hieroglifów z jakichś stron archeologicznych począwszy, na schematach elektrycznych kończąc. Nic w zasadzie nie odpowiadało dokładnie znakom z grafiki, choć kilka obrazków nawet je przypominało. Na szóstej stronie zaczęły już pojawiać się rzeczy coraz mniej związane z motywem ze zdjęcia, połączone jedynie luźno czarno-białą kolorystyką lub prostym zestawieniem linii.
Piotr ściągnął zdjęcie na pulpit i uruchomił wyszukiwarkę Bing. Rzekomo Microsoft wyszukiwał bardziej użyteczne informacje, opierając się na naturalnych i prostych analogiach. Miał także przyjaźniejszy mechanizm oglądania wyników, nie trzeba było otwierać kolejnych stron, a wyszukane zdjęcia pojawiały się w jednym ciągu, jak na Instagramie. Po chwili na ekranie ukazał się ciąg ilustracji.
Piotr przewijał powoli ekran, patrząc na pojawiające się coraz to nowe grafiki i symbole. Zatrzymał się na moment na ciągu esów-floresów, które okazały się jakimś masońskim szyfrem templariuszy. Otworzył jeden z linków, a na boku przywołał kod, który dostał od Matiego.
Zmodyfikowany szyfr masoński, którym posługiwał się Wolnomularski Zakon Rycerski, jak natychmiast doczytał w Wikipedii, różnił się od tradycyjnego tym, że litery szyfru wpisywane były nie w kratownicę, ale w krzyż maltański. Piotr przez chwilę kontemplował znaki ze swojego szyfru, ale nawet w dużym uproszczeniu nie miały one zbyt wiele wspólnego z tym, co widział na ekranie.
Zniechęcony zamknął wyszukiwarkę i wpatrywał się w dwa rzędy tajemniczych kresek, usiłując znaleźć w nich jakąś regularność lub zasadę. Może to ciąg arytmetyczny, czy geometryczny albo coś w tym stylu? Dumanie nad szyfrem tak go pochłonęło, że nawet nie zauważył, jak do swojego biurka wróciła Paulina. Dopiero głośny trzask jej klawiatury wyrwał go z transu. Jeden rzut oka na jej minę wystarczył, żeby stwierdzić, że rozmowa na temat masońskiej grafiki nie wchodzi aktualnie w rachubę.
– Co się stało? Co powiedziała? – spytał z niepokojem, wpatrując się w najwyraźniej wściekłą Paulinę.
– Że jestem idiotką i tylko przez przypadek udaje mi się czasem napisać coś z sensem.
Piotr otworzył szeroko oczy.
– Żartujesz?
Paulina wychyliła się zza swojego monitora i spojrzała na kolegę z irytacją. Chciała coś powiedzieć, ale jego potargane ciemne włosy, broda i wielkie, wpatrujące się w nią teraz ze strachem brązowe oczy jak zwykle ją rozśmieszyły.
Schowała twarz w dłoniach i zaczęła chichotać.
Piotr pochylił się nad biurkiem, spoglądając w popłochu w kierunku aneksu naczelnej.
– Boże! Paulina, czy ci odbiło?
Paulina przestała się śmiać, podniosła głowę i przetarła oczy.
– To chyba reakcja nerwowa. Zaczynam się domyślać, w jaki sposób funkcjonuje się w korporacjach. Bez impry na prochach w weekend nie da rady.
W kilku zdaniach streściła mu przebieg rozmowy z Przeworską.
– W dodatku ma taki debilny zwyczaj mówienia, że coś jest nie halo. Wie pani, jak coś tam i coś tam, to to jest trochę nie halo, prawda? – przedrzeźniła naczelną, wykrzywiając się do Piotra, który parsknął śmiechem, ale zaraz spojrzał nerwowo na swój laptop.
– Ze mną jeszcze nie rozmawiała. Może w ogóle nie będzie? W końcu jestem tu tylko na śmieciówce.
– Twoje tłumaczenia tych reklamiarskich tekstów technicznych są bardzo dobre. – Paulina uśmiechnęła się do kolegi. – Nie wiem, do czego mogłaby się przyczepić. Aha, wiesz, co jeszcze jej się nie podobało? Mój aktualny tekst