Zbawiciel. Leszek Herman

Читать онлайн книгу.

Zbawiciel - Leszek Herman


Скачать книгу
– mruknął Piotr, wyciągając ostrożnie kartkę palcami.

      – Nic tam więcej niż na skanie nie ma.

      – Jak to w ogóle wyglądało? – Piotr podniósł kartkę pod światło. – Gdzie był ten ładunek? Pod sklepieniem?

      Mati pokręcił głową.

      – My siedzieliśmy z tyłu, więc jak rozległ się wystrzał, to od razu zadarłem głowę. To musiało być przymocowane do łańcucha żyrandola.

      – A ja myślałem, że może było umieszczone w samym sklepieniu.

      – Coś ty. Żyrandole, żeby zmienić żarówki, są opuszczane mechanicznie. Najczęściej taki automacik stoi na strychu i uruchamia się go pilotem. Lampa zjeżdża, samoczynnie odłącza się zasilanie i można wymieniać żarówki albo wyszorować żyrandol. Ten automat podnosi ciężar do pół tony.

      – Hmm. – Piotr włożył kartkę do woreczka. – A nie rozglądałeś się? Jak to był jakiś challenge, to jego autorzy mogli być gdzieś tam ukryci.

      – Gdyby to był challenge, już by to było w necie.

      – Początkowo myślałem, że to prowokacja związana z ekologią.

      – Wszyscy tak myśleli, z tego, co widziałem w mediach – potwierdził Mati.

      – Że to ktoś z tych ruchów miejskich, wiesz, Nowy Szczecin czy Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, ale oni by się do czegoś takiego raczej nie posunęli.

      – A może właśnie tak, ale zrobiła się z tego taka afera, że teraz siedzą cicho. – Mati pogłaskał się po brodzie. – Dlatego na YouTube nic nie trafiło.

      – Za to trafiły prywatne filmy, ze dwa. Ktoś z widowni nakręcił, tak jak ty. – Piotr spojrzał na kolegę. – Mogę w ogóle wykorzystać ten film, jakby co?

      – Jasne! – Mati się roześmiał. – Będę się chwalił, że to moje, jeśli pojawi się na waszym portalu.

      – No to super! – Piotr schował woreczek do kieszeni. – Dobra, przepraszam, ale muszę spadać. Mamy nową szefową, mówiłem ci. Zołza straszna.

      – Na sobotę jesteśmy umówieni, pamiętasz? Aktualne?

      – Jasne.

      Honda warknęła i zawróciła, zostawiając na szutrowej nawierzchni ślady opon.

      Igor patrzył przez dłuższą chwilę na nieznany numer, usiłując skojarzyć ciąg cyfr. Pewnie jakiś przedstawiciel handlowy. Od posadzek, izolacji albo czegoś tam.

      Przyszło mu na myśl, że równie dobrze mógł to być ktoś z urzędu, czasami dzwonili z komórek. Generalnie wolał nie oddzwaniać na niezapisane numery. W dziewięciu na dziesięć przypadków oznaczało to kłopoty.

      Zanim jednak zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej.

      „Dzień dobry. Daniel Ratajczak, menadżer projektu z Doclands Developer. Mam pana numer od pana Krzysztofa Zawiłły ze szczecińskiego ratusza. Proszę o telefon”.

      – O masz. – Igor mruknął pod nosem i dotknął ekranu komórki.

      Po trzecim sygnale odezwał się zaskakująco wysoki męski głos.

      – Dziękuję, że pan tak szybko oddzwania. Daniel Ratajczak, dzwonię w sprawie kontraktu na Lastadii w Szczecinie.

      – Łasztowni – poprawił odruchowo Igor.

      – Tak, właśnie. Niezależnie od kłopotów, które tam mamy, o których pan już zapewne słyszał, to niestety i tak musimy zrobić tę inwentaryzację i badania. Jeśli jest pan nadal zainteresowany, to chciałbym się z panem spotkać. Będę jutro w Szczecinie. Mam się zobaczyć z wykonawcą robót. Może być około dziesiątej? O dziewiątej mam spotkanie z tym wykonawcą, więc wie pan…

      Igor nie przerywał słowotoku faceta, grzebał jednocześnie w papierach na biurku, w których gdzieś zanotował sobie godzinę jutrzejszego spotkania z rzeczoznawcą do spraw sanepidu. W końcu wyrwana z notatnika kartka wpadła mu w ręce. Dwunasta. No to może się spotkać z tym gościem.

      – Oczywiście – powiedział, przesuwając papiery. – O dziesiątej może być. Gdzie pan proponuje?

      – Zatrzymam się w Radisson Blu przy placu Rodła. Z wykonawcą jestem umówiony w restauracji na dole. Wie pan, gdzie to jest?

      – Oczywiście – potwierdził Igor, zastanawiając się jednocześnie, gdzie on tam, do diabła, zaparkuje. Na szczęście tuż obok był parking galerii Galaxy. Tajemnicą poliszynela było, że wszyscy załatwiający sprawy w promieniu kilometra tam właśnie zostawiali samochody.

      – Super. To do zobaczenia.

      Igor odłożył telefon na stół i spojrzał w kalendarz.

      Robota szykowała się dokładnie na czas jego nieobecności w Szczecinie.

      Wszystko zawsze musi być pod górę.

      Piotr wpadł do głównej sali redakcji i udając, że wraca z kuchni, wślizgnął się na swoje miejsce i schował za monitorem. Spojrzał w kierunku aneksu naczelnej i zamknął swój artykuł sponsorowany, który cały czas tutaj na niego czekał. Od wczoraj był już skończony. O dziwo, Przeworska nie miała żadnych specjalnych uwag, poza jedną, żeby mocniej wypunktował nazwę firmy, której produkt sponsorowali.

      Dyskretnie wyciągnął przezroczystą ofertówkę i przesypał do niej garść płatków, które dostał od Matiego. Położył ją na biurku i sięgnął po swój laptop.

      Cały poniedziałkowy wieczór spędził na grzebaniu w necie i szukaniu jakiegoś sposobu złamania szyfru z tajemniczej karteczki z katedry. Oczywiście cały czas miał z tyłu głowy podejrzenie, że to kompletna bzdura i że dał się właśnie wpuścić w maliny. Jacyś dowcipnisie wrzucili do worka przypadkowo pocięty papier, a on doszukuje się w tym Bóg wie jakiego znaczenia.

      Ale jednak kartek w samym tylko woreczku, który przyniósł Mati, było pięć. I na wszystkich był dokładnie taki sam wzorek. Już nawet przeszło mu przez myśl, że to może być jakiś własnoręcznie zrobiony papier pakowy z powtarzającym się motywem, który został pocięty na kawałki, ale wtedy te znaki nie wszędzie przecież ułożyłyby się tak równo. Gdzieś wypadłyby odcięte fragmenty. Tymczasem tutaj miał pięć kawałków i na każdym z nich był na środku dokładnie ten sam motyw.

      Spojrzał na ofertówkę.

      Wewnątrz było mnóstwo różnej wielkości kolorowych płatków. Może to była jakaś podpowiedź? Nawet zakładając, że ci żartownisie chcieli urządzić po prostu mały prześmiewczy happening w nawiązaniu do głośnych już słów pewnego arcybiskupa, który ochronę praw zwierząt i starania o ochronę środowiska naturalnego nazwał niebezpiecznym ekologizmem, przypominając, że to człowiek jest koroną stworzenia i ma czynić sobie ziemię poddaną, to chyba musieli mieć coś na myśli, wpychając do worka te dziwne znaki i płatki kwiatów.

      Co znaczą płatki kwiatów? Symbolicznie?

      Piotr wpisał hasło w wyszukiwarkę i po chwili patrzył na ciągnący się bez końca spis różnych stron, najczęściej z jakimiś horoskopami, przepowiedniami czy wróżbami weselnymi.

      Otworzył jedną ze stron, która budziła największe nadzieje na merytoryczną zawartość.

      Kwiaty w dziejach ludzkości i przez różne religie postrzegane były jako jeden z najpiękniejszych darów dla ludzi od bogów. Na przykład lilie w średniowiecznej Europie stały się heraldycznym symbolem majestatu, trafiły do herbów królów i wielkich rodów magnackich. W starożytnej Grecji wierzono natomiast, że lilie są kroplami mleka z piersi Hery, żony Zeusa.

      Gladiolusy, czyli w miarę pospolite obecnie mieczyki,


Скачать книгу