Zbawiciel. Leszek Herman

Читать онлайн книгу.

Zbawiciel - Leszek Herman


Скачать книгу
razu przystąpić do pomiarów zachowanych ścian piwnicznych oraz do wykonania badań.

      Igor skinął głową. Wyjazd miał zaplanowany na poniedziałek dwunastego, zdąży zatem wprowadzić ludzi w tę robotę i zdoła nawet dokonać oględzin i rozpocząć prace w terminie.

      – Za dwa tygodnie po stwierdzeniu przez nadzór autorski i rzeczoznawców, że roboty strzałowe nie wyrządziły szkód w zachowanych zabytkowych ścianach, szesnastego sierpnia dokonujemy rozbiórki następnego spichlerza.

      Igor wziął do ręki jeden ze szkiców z wstępnie oznaczonymi miejscami usytuowania ładunków. Roboty strzałowe w tym przypadku polegały na odpowiednim rozłożeniu mikroładunków w obrębie zalanych betonem piwnic spichlerzy, żeby wybuchy rozkruszyły jedynie cement, nie niszcząc ścian. W tym celu były potrzebne także odpowiednie otwory, które należało wykuć mniej więcej na środku budynków, żeby impet wybuchów miał gdzie się rozłożyć, a rozkruszony beton gdzie rozsypać. Prawdopodobnie tym wszystkim właśnie, dzięki ugodzie z deweloperem, miał się zająć teraz Jarost.

      – Mam tutaj już przygotowaną wstępną umowę. – Ratajczak wyjął jeszcze jeden dokument i położył przed Igorem. – Proszę to przeczytać, podpisać i jak najszybciej do nas odesłać. Najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Wydaje mi się, że umowa jest bardzo rozsądna.

      Paulina westchnęła i wykasowała spam w swojej prywatnej skrzynce. Mimo blokad i automatycznego segregowania treści, tak czy siak, dostawała durnowate propozycje kredytów parabankowych i pożyczek na fantastycznych warunkach. Do tego dochodziły wredne maile z różnych lewych kancelarii prawnych z załącznikami pozwów lub pism przedsądowych albo wiadomości z jakichś firm, które przesyłały zaległe faktury do zapłacenia. Wszystko oczywiście tylko po to, żeby po otwarciu załącznika zainfekować jej komputer jakimś malware’em, trojanem albo innym gównem. Nauczyła się nie otwierać żadnych załączników z nieznanych adresów.

      Zamknęła swoją skrzynkę i otworzyła pocztę redakcyjną. Tutaj dostępu chroniły bardzo dobre programy antywirusowe oraz blokady, które teoretycznie nie przepuszczały niebezpiecznych treści, ale w tym przypadku to już była nie jej sprawa, tylko informatyków z kilku pokojów dalej.

      Na swój redakcyjny adres dostawała sporo maili z miłymi słowami od ludzi, którym podobały się jej ostatnie duże teksty przedrukowywane w całym kraju. Po tym jak artykuł o katastrofie promu i związanych z nią kradzieżach dzieł sztuki pojawił się we wszystkich prawie ważniejszych tytułach w Polsce, otrzymywała dziennie po kilkadziesiąt maili. Oczywiście nie wszystkie pozytywne. Było też sporo wyzwisk i gróźb od różnych frustratów, którzy nie mogli jej zapomnieć artykułów sprzed kilku miesięcy o czarownicach i kościelnych oprawcach. Przez jakiś czas te maile ją niepokoiły, potem stały się jej całkowicie obojętne.

      Wśród tych, które teraz przeglądała, kilka dotyczyło ostatnich wydarzeń w katedrze. Dwa z nich to były zwykłe żarty jakichś małolatów, którzy żądali uciszenia dzwonów w każdy niedzielny poranek, a w przypadku niespełnienia ich żądań grozili obrzuceniem kościoła czymś znacznie gorszym i zdecydowanie gorzej pachnącym niż kwiatki. Natomiast kolejny z maili był jakiś dziwny. Też wyglądał na żart, ale tym razem nieco przyciężki.

      W dodatku, jak szybko sprawdziła, przyszedł nie tylko do niej indywidualnie, ale także na ogólnoredakcyjny adres.

      – Piotruś – odezwała się do pochylonego nad laptopem kolegi. – Chcesz coś zobaczyć?

      Piotr podniósł wzrok.

      – Prześlę ci to, żebyś nie musiał wstawać.

      – Co takiego?

      – Sam zobacz. Ktoś bardzo kreatywny.

      Gdy po chwili podniosła wzrok, zobaczyła, że Piotr wpatruje się w ekran z dziwną miną.

      – I co o tym myślisz? Ciekawe, co Ulka z tym zrobi, bo to na ogólny też poszło – powiedziała. – Pewnie się wścieknie, że chociaż to ona o tym pisze, ktoś miał czelność wysłać wiadomość do mnie imiennie. A co ty masz taką dziwną minę?

      Piotr wpatrywał się w ekran swojego laptopa, na którym nad krótką wiadomością podpisaną intrygującym nickiem wklejony był znajomy szyfr.

      Deweloperzy, międzynarodowe korporacje i służący im politycy niszczą przyrodę i żerują na słabszych i biedniejszych. Jedyną wartością, którą wielbią, jest pieniądz. Dla niego nie cofną się przed niczym! Są wiecznie nienasyceni. Ludzie już zajmują zbyt dużo miejsca, lecz oni wciąż chcą zagrabiać więcej i więcej.

      Przestaną dopiero, gdy wytną ostatnie drzewo i wypędzą ostatnie zwierzęta z ich naturalnego domu.

      Nadszedł czas ponoszenia konsekwencji. Bywa, że w dobrej sprawie musimy się uciec do pirackich metod. Wtedy to piractwo staje się dobrą sprawą. Nie nasze umiejętności świadczą o nas, lecz dojrzałe decyzje. A nawet człowiek mały jest zdolny do największych czynów.

      Macie dwa dni, a potem czternaście…

      Heiland der Welt

      Piotr podniósł głowę i spojrzał na Paulinę. Na jego twarzy malowały się mieszane uczucia.

      – Niezłe, co? – Paulina rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie. – Ludzie mają chyba za dużo czasu, żeby czymś takim się zajmować. – Wydęła usta z dezaprobatą i otworzyła katalog z materiałami do nowego artykułu.

      Piotr mruknął coś i zagryzł wargi, wpatrując się wciąż w swój monitor.

      – Nie mówiłem ci o tym jeszcze. – Sięgnął do plecaka. – Poza tym byłaś zajęta swoim artykułem. Wczoraj mój koleś, który był z dziewczyną na koncercie w katedrze, przyniósł mi garść tych kwiatków, a wśród nich znajdowały się też takie małe karteczki…

      – Jakie karteczki? – Paulina zerknęła na Piotra z zaciekawieniem.

      – Popatrz sama. – Piotr rzucił na biurko Pauliny ofertówkę z płatkami kwiatów i pociętymi kartkami.

      – I co mam zobaczyć? – Paulina pochyliła się nad torebką. Po chwili podniosła wzrok i otworzyła ponownie pocztę. Patrzyła przez chwilę w ekran, a potem znowu w leżącą przed nią ofertówkę.

      – To taki sam wzór – stwierdziła zdziwiona i spojrzała w końcu na Piotra.

      – No właśnie – podchwycił Piotr. – Albo ktoś pozbierał te kartki w katedrze, dlatego wiedział, jak ten wzór wygląda, albo to naprawdę jest autor tego happeningu.

      – Nie wiem, co o tym myśleć. Pomijając wszystko inne, całe zajście było raczej niepoważne. Ot, taka manifestacja. Nikomu nic się nie stało. W zasadzie to by się zgadzało. Ten mail też jest cokolwiek naiwny.

      – Wczoraj trochę grzebałem w necie. – Piotr znowu sięgnął po klawiaturę. – Wysłałem ci linki. Symbolika kwiatów i takie tam.

      – To tym się zajmowałeś, gdy prosiłam cię o pomoc! – Paulina zaczęła po kolei otwierać przysłane strony.

      – Dzieci kwiaty? Kontestacja? – Spojrzała na Piotra z niedowierzaniem. – Młodzieżowy Strajk Klimatyczny? Żartujesz chyba?

      – No a nie kojarzy się tak? „Dosyć słów, teraz czyny”?

      – Chyba nie podejrzewasz tych uczniaków i studentów, że zorganizowaliby coś takiego?

      – Po manifeście Kościoła potępiającym ekologizm?

      Paulina otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie i wbiła wzrok w ekran.

      – Nie. Nie wierzę w to. Rozmawiałam z nimi w czasie ich dwóch protestów w Szczecinie. Oni dopominają się właściwej edukacji w szkołach, uświadamiającej


Скачать книгу