Zaręczyny w Madrycie. Эбби Грин
Читать онлайн книгу.włosy opadające wokół pociągłej twarzy. Zgrabny mały nosek i zacięta mina. Biała bluzka, przez którą niemal prześwitywał biały biustonosz. Trzymał te piersi w dłoniach. Opuszkami kciuków pieścił nabrzmiałe sutki. Drżała, gdy je dotykał.
Lazaro otrząsnął się na te wspomnienia. Zdjął dłoń z biodra Leonory i ruszył w kierunku kobiety, jakby z góry wiedział, co się stanie, i chciał ją powstrzymać.
Nie zdążył. Jej głos zabrzmiał czysto i mocno.
Nawet nie zauważył, że mówi po hiszpańsku.
– Musisz coś wiedzieć. Jestem w ciąży. Z twoim dzieckiem.
Sala ucichła. Goście zamarli w bezruchu.
Patrzyła mu prosto w oczy.
– To prawda. Jest twoje – dodała spokojniejszym głosem po angielsku.
Nie mógł wyjść ze zdumienia.
Była kelnerką. Zauważył ją od razu, gdy podczas pobytu w Dublinie usiadł do kolacji po serii biznesowych spotkań. Było coś kuszącego w sposobie jej poruszania i w tym, jak łatwo nawiązywała kontakt z ludźmi. Jej obecność odczuwał jak haust świeżego powietrza w dusznym pomieszczeniu.
Była całkowicie naturalna i otwarta. Żadnej pozy. Zwyczajny – wręcz banalny – strój. Kobieta w takim ubraniu nie pociąga mężczyzn. A jednak jego pociągała tak, że nie mógł się skupić na kolacji. Drobna figura i krągłe kształty.
Sposób, w jaki wyciągała ołówek wpięty w kok, by przyjąć zamówienie… Wystarczył jeden moment… Drobny gest… Lazaro natychmiast poczuł ogień erotycznego pożądania.
Przez ułamek sekundy to samo pożądanie dostrzegł w jej nagle rozszerzonych źrenicach.
Czasem jedna chwila decyduje o całym naszym życiu…
Teraz w sali balowej znajdowało się mnóstwo dziennikarzy mających opisać później moment jego triumfu. Jeśli każe wyrzucić ją na ulicę, natychmiast zaczną węszyć jak psy gończe. Oczyma wyobraźni już widział tytuły gazet.
Skye była górą. Lazaro musi wziąć się w garść i opanować sytuację.
Odstawił kieliszek i zszedł z podwyższenia.
Położył dłoń na jej ramieniu. Jest tak drobna, pomyślał, ale szybko wrócił do rzeczywistości.
– Co, u diabła, tu robisz? – zapytał.
Pobladła.
– Przyszłam… p-powiedzieć ci… Nie mogłam inaczej się skontaktować… Nie miałam numeru…
Wizytówkę, którą jej wtedy dał, przypadkiem znalazł później w koszu na śmieci.
Po wspólnej nocy zaprosił Skye na śniadanie, ale odmówiła. Imponowała mu jej determinacja. Była w dżinsach i luźnym, odsłaniającym jedno ramię swetrze. Wyglądała jak studentka. Znów szaleńczo jej pożądał.
– Dokąd idziesz? – zapytał.
Nawet teraz, stojąc obok, na własnym przyjęciu zaręczynowym, pamiętał, jak wtedy na niego patrzyła, sprawiając, że jego męskość szybko twardniała.
– Powinnam wyjść… Wiem, że to tylko jedna noc… Nie jesteś stąd. – Wygładziła dłonią zmierzwioną kołdrę. – Naprawdę się tego nie spodziewałam…
– Zostań – powiedział.
– Nie. Mam pracę.
Ruszyła do drzwi. Nagle stanęła i odwróciła głowę.
– Po prostu… dziękuję. Nie spodziewałam się spotkać kogoś takiego jak ty. Ale było pięknie… Wspaniale…
Od żadnej kobieta nie słyszał takich słów po wspólnie spędzonej nocy.
Teraz jednak, stojąc obok niej, pomyślał, że wtedy grała, a teraz przyleciała do Madrytu, by wygrać ostanie rozdanie. Jesteś idiotą, pomyślał.
– Zabierzcie ją. Potem zobaczymy, co dalej – rzucił do ochraniarzy.
Nie spojrzał na nią i odwrócił się do Leonory, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma. Jej twarz zupełnie pobladła. Wrócił na podest.
Popatrzył na gości.
Już miał powiedzieć, że zaszło nieporozumienie, ale znów opadły go wspomnienia. Pamiętał, jak pytał, czy jest zabezpieczona.
– Wszystko w porządku… Proszę nie przerywaj – odpowiedziała szeptem, wstrzymując oddech.
Teraz w duchu oskarżał sam siebie. Mogła mówić prawdę.
Odwrócił się do Leonory, która patrzyła na niego jak na monstrum.
– Proszę… pozwól mi wyjaśnić…
– To prawda? – Przeszyła go zimnym jak lód wzrokiem.
Nie mógł zaprzeczyć, że Skye mogła mówić prawdę. Dlatego nie powiedział nic.
Leonora uznała jego milczenie za odpowiedź.
– Nie mogę za ciebie wyjść… Nie po tym… – Spojrzała na niego dzikim wzrokiem. – Jak mogłeś mi to zrobić? – dodała z cichą rozpaczą w głosie. – Przed tymi ludźmi?
Niemal biegiem ruszyła do najbliższych drzwi.
Zapadła cisza, którą nagle przerwały czyjeś oklaski.
Gabriel wysunął się tłumu z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
Lazaro odwrócił się i zacisnął dłonie w pięści.
– Nie oczekiwałem tak zabawnego wieczoru. Tylko ty wiesz, co zrobić, by wrzucić do ścieku własną reputację – powiedział Torres i wyszedł tymi samymi drzwiami, przez które przed chwilą wybiegła Leonora.
Lazaro patrzył na tłum gości, który miał być świadkiem jego triumfu – ostatecznej akceptacji przez dwie arystokratyczne rodziny. Nikt z nich nie patrzył mu w oczy, oprócz stojącego z tyłu starszego mężczyzny. Ten wpatrywał się w niego szyderczo. Chciałeś być jednym z nas, ale poniosłeś klęskę, zdawał się mówić wyraz jego twarzy.
Chwila, która miała zaświadczyć o chwale Lazara, stała się chwilą jego porażki.
Z powodu kobiety. I jego samego. Z powodu jednej nocy, kiedy dał się unieść pożądaniu i zlekceważył zabezpieczenie.
Powinien wiedzieć, że płacimy za chwile słabości.
Ci ludzie mogą być słabi, ale nie on.
Teraz się przekonywał, że jego pożądania są równie pierwotne jak ich. I nie ma nad nimi kontroli większej niż oni.
Siedziała w małej pakamerze w otoczeniu dwóch rosłych osiłków. Wciąż burzyła się w niej adrenalina. Naprawdę nie zamierzała robić dramatycznych scen, ale nie mogła się z nim skontaktować z Dublina. Dostępu do niego chroniono bardziej niż do głowy państwa.
Nie pomogło też to, że wyrzuciła jego wizytówkę. A zrobiła to, by nie zadręczać się chęcią zadzwonienia.
Z internetu dowiedziała się, że Lazaro ma ogłosić zaręczyny podczas przyjęcia w madryckim hotelu.
Wykupiła bilet w obie strony tanich linii lotniczych.
Ma się zaręczyć, ale przecież spał z nią!
Uważała, że zna się na ludziach. Jednak najwidoczniej tamtej nocy trzy miesiące temu intuicja ją zawiodła.
Wstała i popatrzyła na ochraniarzy. Na szczęcie nudności trochę osłabły. Przeszła parę kroków i położyła dłoń na brzuchu. Gdy się dowiedziała, że jest w ciąży, na próżno próbowała skontaktować się z matką, która przebywała akurat w jakimiś