Zaręczyny w Madrycie. Эбби Грин

Читать онлайн книгу.

Zaręczyny w Madrycie - Эбби Грин


Скачать книгу
od niego pociąg do tej kobiety. Chciał znów jej dotknąć.

      Przypadki nie zdarzają się dwa razy.

      – Och… – Westchnienie Skye wyrwało go z zamyślenia.

      – Co och? – wyrzucił z siebie z rosnącą irytacją.

      Popatrzyła na niego z wahaniem.

      – Jestem zupełnie inna niż ona. Pasujecie do siebie. Rozumiem, dlaczego wybrałeś ją na żonę.

      Miał wrażenie, że czyta w jego myślach. Miała rację. Nie mogła się bardziej różnić od wysokiej i smukłej Leonory. A jednak to jej drobne krągłe ciało budziło jego libido o niebo szybciej niż chłodna wytworność arystokratki.

      Skye nie przypominała żadnej z kobiet, jakie znał. Ale tylko z nią odczuwał więź na najbardziej pierwotnym zmysłowym poziomie.

      – Może Leonorze wyjdzie to na dobre… Każdy zasługuje, by być kochanym – powiedziała.

      Poczuł w sobie ulgę, ale zdławił to uczucie.

      – Nie bądź tak śmiesznie sentymentalna. Rozwaliłaś prywatne przyjęcie. – Spojrzał na nią gniewnym wzrokiem.

      – Przyszłam tylko po to, by ci powiedzieć, że jestem w ciąży. Teraz muszę już iść. – Zrobiła krok w kierunku wyjścia.

      Potrząsnął przecząco głową, ale wyraz jej twarzy mówił, że jest śmiertelnie poważna.

      Przytrzymał ją za ramię.

      – Nie. Nie możesz odpalać bomby na moich zaręczynach, a później znikać, jakby nic się zdarzyło. Nigdzie nie idziesz. Usiądź – zakomenderował władczym głosem.

      Wiedziała, że Lazaro nie odpuści. W duchu przyznawała, że musiał przeżyć potężny szok. Ale podobny tamtej nocy przeżyła i ona. Miała trzy miesiące, by się oswoić z ciążą.

      – Musiałaś wiedzieć, kim jestem? – spytał.

      Stał naprzeciw niej jak tytan. Grecki bóg, którzy rządzi losami innych.

      – Słucham…? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

      – Wiedziałaś i świadomie mnie wybrałaś – nie ustępował.

      Oburzona zerwała się na równie nogi.

      – Bzdura. Przyszedłeś do mojej restauracji. Usiadłeś przy stoliku, który obsługiwałam – niemal warknęła z gniewnym głosem. – Nie dałeś mi wizytówki i zaprosiłeś do hotelu, zanim powiedziałeś, jak się nazywasz.

      – Ale miałaś czas, by mnie sprawdzić… Dopiero wtedy, gdy zobaczyłaś, jaki mam majątek, postanowiłaś przyjść.

      – Dosyć! – krzyknęła. – Nie wpadło ci do głowy, że może przyszłam dlatego, że jesteś najseksowniejszym mężczyzną, jakiego znam? I że wcale tego nie żałuję… Ale przyznaję, że następnego dnia zajrzałam do internetu… i poczytałam o tobie…

      Najseksowniejszy? Śmiesznie nieudolna próba opisania kogoś, kto w wieku dwudziestu pięciu lat założył swój własny fundusz inwestycyjny i został milionerem, a następnie wchodząc na rynek nieruchomości, dorobił się pierwszego miliarda. Słynął z tego, że kupował zaniedbane budynki na dobrze rokujących terenach, remontował je i sprzedawał z zyskiem.

      – I wtedy postanowiłaś skorzystać z okazji?

      Znów zerwała się na równe nogi.

      – Nie uwierzysz, ale nie planowałam zajść w ciążę w wieku dwudziestu dwóch lat!

      – A co planowałaś? Zostać menedżerem restauracji?

      – Jesteś niesprawiedliwy. Nie masz pojęcia, kim jestem i czego pragnę.

      – Przeciwnie. Chyba ustaliliśmy, że pragnęłaś tej nocy – odparł nagle irytująco pełnym samozadowolenia głosem.

      – Chyba byliśmy tam we dwoje. – Najeżyła jak kotka.

      – Racja, ale dlaczego naprawdę przyszłaś na przyjęcie?

      – Żeby ci powiedzieć – powtórzyła. – Nie chciałbyś wiedzieć, że zostaniesz ojcem?

      – Domyślam się, że nie zrobiłaś tego z dobroci serca. Czego chcesz?

      Z trudem powstrzymywała narastającą w niej wściekłość.

      – Naprawdę wolałbyś, żebym ci nie powiedziała? Chciałbyś gdzieś w świecie mieć dziecko, o którym nie wiesz?

      Ku jej zaskoczeniu jego głos nieco złagodniał.

      – Jeśli jesteś w ciąży i dziecko jest moje, to oczywiście, że wolę wiedzieć. Przyznaję, że nie byłem gotów na taką sytuację, ale żadne moje dziecko nie będzie cierpieć z powodu braku ojca.

      Jego oczy błyszczały blaskiem, jakiego przedtem w nich nie widziała. Nagle doszło do niej, że nigdzie w internecie nie zauważyła wzmianek o jego rodzicach. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, poczuła nagłe osłabienie.

      Nudności, pomyślała.

      W jednej chwili znalazł się przy niej.

      – Co się dzieje? Jesteś blada jak papier.

      Drżała na całym ciele.

      – Muszę coś zjeść.

      – Kiedy jadłaś? – zapytał troskliwym tonem.

      – Rano… śniadanie… – odparła słabym głosem.

      Jeśli można nazwać nim banana i croissanta, które później zwymiotowała w lotniskowej toalecie.

      Była zła, że widzi jej słabość. Przylatując do Madrytu, pragnęła rzucić mu prawdę prosto w twarz i odejść z podniesionym czołem.

      – Co zjesz? Może kanapkę i frytki?

      Podszedł do telefonu i po hiszpańsku złożył zamówienie.

      – Dziękuję. Naprawdę chciałam tylko, żebyś wiedział. Niczego od ciebie nie oczekuję. Może uda się naprawić wasz związek z…

      – Mówiłem ci, że po tym, co zaszło, nie chce mieć ze mną nic wspólnego – warknął.

      Skye pomyślała, że Leonora jest jednak miłą kobietą. I nie zasługiwała na publiczne upokorzenie. Poczuła wyrzuty sumienia. Źle mi to wyszło, pomyślała.

      Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył i odebrał tacę z posiłkiem. Przeszli do gustownie i nowocześnie urządzonej kuchni o powierzchni sporego mieszkania.

      – Myślałam, że weszłam przez kuchnię. – Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

      – Tak, ale aby uniknąć paparazzi, poprosiłem, by wprowadzili cię kuchnią dla ochraniarzy. – Lazaro miał minę zawstydzonego dzieciaka.

      – Och…! – westchnęła.

      Zafascynowany patrzył, jak pałaszuje kanapkę i frytki. Dziwne uczucie patrzeć, jak kobieta je. Tym bardziej, że partnerki, które zapraszał na kolację, potrafiły jak wróbel dziobać przez godzinę liść sałaty… Byle tylko nie utyć.

      Jej policzki spąsowiały. Tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy spotkali się w Dublinie. Gdy zaprosił ją na drinka przy hotelowym barze, zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

      Wtedy też westchnęła „och”.

      – Och…! Nie wiem, czy to dobry pomysł.

      – Bo…? – spytał.

      – Bo cię nie znam. Możesz być każdym…

      Wręczył jej wizytówkę ze specjalnym platynowym obramowaniem.

      – To nie dowód, że nie jestem seryjnym mordercą, ale zaręczam,


Скачать книгу