Zaręczyny w Madrycie. Эбби Грин

Читать онлайн книгу.

Zaręczyny w Madrycie - Эбби Грин


Скачать книгу
wiem… Może… – odparła po dłuższej chwili z wahaniem w głosie.

      Wieczorem usiadł przy barze i czekał. Ale po raz pierwszy w życiu nie był pewien, czy ma na kogo.

      Przyszła.

      Wciąż widział ją stojącą w drzwiach w wąskich dżinsach i sfatygowanym pulowerze odsłaniającym niemal całe jedno jej ramię. Już wtedy powinien wiedzieć, że zaczyna szaleć na jej punkcie. Patrząc na nią, czuł tak silne pożądanie, że nawet nie wstał, by się z nią przywitać, bo się obawiał, że natychmiast będzie chciał ją chwycić w ramiona.

      – Dzięki za kanapkę. – odsunęła od siebie pusty talerz.

      Tymi słowami wyrwała go z zamyślenia.

      – Gdzie się zatrzymałaś? – spytał.

      – Jeszcze o tym nie myślałam, ale na stacji metra widziałam reklamę hostelu. Może tam…

      – Nie zarezerwowałaś miejsca do spania? Masz w ogóle bilet powrotny? Myślałaś, że dzięki tej sztuczce znowu wylądujesz w moim łóżku, by później mieć większą pewność, że jesteś w ciąży? – spytał szyderczym tonem.

      Te słowa podziały na nią jak smagnięcie biczem. Z oburzenia przez chwilę nie mogła wydobyć słowa. Po chwili wstała, trzęsąc się z gniewu.

      – Nigdy nie spotkałam tak cynicznego człowieka! – krzyknęła. – Nie jestem tu, by cię uwodzić czy ograbić. Mam w nosie twoje pieniądze i ten hotelowy luksusowy apartament.

      – Mieszkanie – poprawił ją z uśmiechem. – To moje mieszkanie. Jestem właścicielem hotelu.

      – Och…

      No tak, oczywiście. Mogła się tego spodziewać. Wzrokiem szukała torby i płaszcza.

      – Dokąd się wybierasz? – spytał.

      Podniosła je z kanapy i odwróciła się w jego stronę.

      – Idę znaleźć coś do spania. Rano mam lot. Chciałam ci tylko przekazać wiadomość. Nie myślałam nocować w Madrycie. Wychodzę…

      Zanim zdążyła postawić pierwszy krok, stanął tuż przed nią i zatarasował jej drogę.

      – Nigdzie nie idziesz. Zostajesz tu na noc, a rano porozmawiamy, co robić.

      Zmęczenie dawało jej o sobie znać.

      – Ale jutro wieczorem mam być w pracy… – próbowała protestować.

      – Jeśli jesteś w ciąży z moim dzieckiem, choć do czasu testów genetycznych zostawiam sobie furtkę na wątpliwości, to zostaniesz tu, w Hiszpanii.

      – Chyba oszalałeś. Nie możesz mi tego nakazać.

      – Jeśli nosisz moje dziecko, to mogę. Mam prawo uczestniczyć w jego przyszłości. A także i twojej.

      – Przyszłości? Do czasu narodzin wszystko się może wydarzyć.

      – A tymczasem będziesz dalej przecierać stoliki w restauracji i mieszkać w hotelach. Gdzie właściwie mieszkasz Dublinie?

      – Mam ładne mieszkanko na niskim parterze, które zupełnie mi wystarcza.

      Nie wspomniała jednak o grzybie na ścianie i zepsutej kuchence gazowej. Ani o tym, że w nocy dzielnicą niepodzielnie rządzą gangi, choć sama czuła się bezpiecznie, bo mieszkała tam od lat.

      – Nie pozwolę byś narażała na szwank siebie i nasze dziecko.

      Bezwolnie położyła dłoń na brzuchu.

      – Nigdy bym tego nie zrobiła.

      Nie wiedziała jednak, jak przeżyją w zimnym i wilgotnym mieszkaniu za skromną pensję kelnerki.

      Wyjął jej z rąk płaszcz i torbę.

      – Dziś zastaniesz tutaj. Jutro pojedziemy do lekarza, by potwierdzić ciążę. Wtedy porozmawiamy.

      – Nie masz prawa przewracać mojego życia do góry nogami. Mam dom. Pracę.

      Uniósł brwi i spojrzał jej prosto w oczy.

      – Nie mam? Ale ty mogłaś przewrócić moje?

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Nie znała odpowiedzi na tak radykalne pytanie, które przyparło ją do muru. Swoim przylotem sama stworzyła tę sytuację.

      Zgodziła się zostać. Na razie.

      Zaprowadził ją do nowocześnie urządzonej sypialni wyłożonej miękkim dywanem i utrzymanej w kolorze bieli oraz szarości. Wystrój świadczył, że właściciel ceni sobie dyskretną elegancję i prostotę, ale też stać go na wydanie każdej sumy, by projekt dopasowano do jego wymagań.

      – Proszę, rozgość się.

      Zmęczenie pchało ją wprost w stronę łóżka, ale postanowiła jeszcze wziąć prysznic. Weszła do łazienki o powierzchni dorównującej sypialni.

      Wyszła z ręcznikiem owiniętym wokół głowy i w wielkim szlafroku frotte przeznaczonym chyba dla jakiegoś olbrzyma.

      Była zmęczona, ale jednocześnie zbyt niespokojna, by zasnąć. Skuliła się więc tylko na stojącym przy oknie ogromnym fotelu i utkwiła wzrok w panoramie miasta widocznej na tle rozgwieżdżonego nieba.

      Zastanawiała się, jak odebrał utratę narzeczonej. Nie wyglądał na kogoś zdruzgotanego, komu świat nagle rozpadł się na kawałki. Nie chodziło przecież o małżeństwo z miłości. Pokazał nawet wyraźną niechęć do tego uczucia. Nie wierzył w nie.

      Niechętnie – bo nikomu źle nie życzyła – musiała też przyznać, że odczuwa ulgę, że między tym dwojgiem nie było niczego głębszego.

      Noc spędzona z Lazarem miała siłę kataklizmu. Uczuciowo dotknęła ją znacznie głębiej, niż chciała przyznać. Rankiem serce mówiło jej, by została, ale rozsądek przekonywał, że w ten sposób tylko odłożyłaby to, co nieuniknione. Zanim trochę go poznała, wiedziała, że nie jest mężczyzną, który po jednej nocy nawiąże romans z kelnerką. Może i dopuści do drugiego spotkania. Ale to wszystko. Twardo stąpała po ziemi. Pamiętała, co powtarzała jej zafascynowana filozofią New Age matka: „Jesteśmy ludźmi, ale często nie zachowujemy się jak ludzie. Liczy się tylko ta chwila. Nic innego nie istnieje”.

      Zwykle mówiła to ze śmiechem, by zaraz pakować walizki i ruszać do innego kraju czy miasta. Najczęściej wtedy, gdy miejsce, gdzie mieszkały, za bardzo zaczynało jej przypominać dom.

      Ale miała sporo racji. Skye nie miała innego wyjścia, jak żyć chwilą i poddać się temu, co chciał Lazaro. Nawet jeśli jej nie wierzył, był ojcem jej dziecka. Prawda nie dała mu zbyt wielkiego wyboru, ale nie żałowała tego, co zrobiła.

      Nie znała własnego ojca. Matka nigdy o nim nie mówiła. W końcu wyznała córce, że sama nie jest pewna, kto nim jest. Była na imprezie… Dwóch mężczyzn… Nawet nie pamiętała ich imion…

      Pochodziła z bogatej rodziny, ale od młodości miała buntowniczą i artystyczną duszę. Gdy rodzina dowiedziała się o ciąży, odcięła się od niej. Wtedy zaczęła życie wolnej i swobodnej wędrowniczki. Duma nie pozwalała jej kontaktować się z nimi. Ale nie o samą dumę chodziło. Po latach Skye dowiedziała się, że matka poczuła się boleśnie zraniona odrzuceniem.

      Rodzina, westchnęła głęboko Skye. Sama żywiła wobec niej wiele poważnych wątpliwości wynikających z tego, jak traktowała ją matka, ale nigdy nie przestała marzyć o własnej rodzinie. Stabilnej i dającej poczucie bezpieczeństwa.

      Gdy się dowiedziała, że jest w ciąży, poczuła ogromną potrzebę zakorzenienia w jednym miejscu. Powiedzenie mu o dziecku stanowiło część planu realizacji tego pragnienia. Nie wiedziała, czy się uda, ale


Скачать книгу