Twierdza Boga. Louis de Wohl
Читать онлайн книгу.wyznała Lelia. – Będziesz łaskaw zaprosić go tutaj? – Szarpnęła jedwabnym sznurkiem, podwiązanym do palca jednego z tragarzy. Mężczyzna natychmiast podniósł wolną rękę i lektyka stanęła.
– Moja droga Lelio – zaczął Florencjusz. – Ten chłopiec nawet nie jest Rzymianinem. Pochodzi z jakiegoś zabitego deskami miasteczka na prowincji...
– Bywają chwile, w których doprowadzasz mnie do szału – warknęła. – Poproś go tutaj!
– Już dobrze – westchnął. – Hej, Benedykcie!
Minutę później Benedykt został przedstawiony zamożnie ubranej kobiecie o nieprzeciętnej urodzie.
– Florencjusz powiedział mi o interesującej rozmowie, którą przeprowadził z tobą w ubiegłym tygodniu – zagadnęła go dama z uśmiechem. – Tak mnie zaciekawił, że zapragnęłam dowiedzieć się o tobie czegoś więcej.
– Dyskutowaliśmy o rozprawach świętego Augustyna – wyjaśnił Benedykt. – A także o jego naukach...
– Otóż to, właśnie. Nadejdzie dzień, w którym Florencjusz zostanie kapłanem. Czy i ty widzisz swą przyszłość w stanie duchownym?
– Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Jestem zaledwie studentem, dostojna pani.
– To doprawdy cudowne... Życie stoi przed tobą otworem.
– Spóźnisz się na przyjęcie, Lelio – odezwał się Florencjusz przeciągle. – A jesteś przecież gospodynią. Nie uważasz...
– Kto by o to dbał? Zawsze powiadam, że jeśli ktoś nie może na mnie poczekać, to nie zasługuje na miano mojego przyjaciela. Benedykcie, zdradź mi swoje plany na najbliższych kilka godzin.
– Nie planuję nic innego niż zwykle, dostojna pani. Pójdę do domu, spożyję wieczerzę, kilka godzin przepracuję i położę się spać.
– Wszystko to jest niezbędne i ważne – zauważyła nie kryjąc ironii w głosie. – Nie widzę jednak żadnego powodu, abyś musiał wieczerzać we własnym domu. Lepiej wpadnij na moje przyjęcie.
– Ależ dostojna pani...
– Nalegam. Później znajdziesz dość czasu na pracę. Zresztą, niewielka odmiana wyjdzie ci na zdrowie. Obiecuję, że poznasz interesujących ludzi. Florencjusz z pewnością za to zaręczy. Prawda, Florencjuszu?
– Nasza dostojna Lelia słynie z gościnności – podkreślił młody mężczyzna niechętnie, lecz potulnie.
– Zatem ta sprawa jest już załatwiona – podsumowała dama słodko. – Jesteśmy spóźnieni, więc lepiej skorzystajcie z lektyki. Tam czeka wolna. Florencjuszu, sprowadź ją.
Młody mężczyzna gwizdnął i tragarze szybko podeszli bliżej. W porównaniu z elegancką lektyką Lelii, pojazd do wynajęcia prezentował się co najmniej skromnie. Bogata dama podróżowała w eleganckim wehikule, wykończonym polerowanym mosiądzem, z jasnozielonymi poduszkami i zadbanymi służącymi.
– Zapraszam do środka – mruknął Florencjusz z niechęcią.
– Ale przecież...
– Och, daj spokój. Ona tego sobie życzy, prawda? Nie zachowuj się gburowato.
– Za mną! – zawołała Lelia pogodnie i ponownie szarpnęła jedwabny sznurek.
Podczas jazdy Florencjusz milczał. Sprawiał wrażenie nadąsanego, zupełnie jak Piotr, gdy nachodziły go przykre myśli. Benedykt pragnął zasypać go pytaniami, ale nie mógł. Florencjusz był przecież kilka lat starszy, za rok lub dwa mógł zostać kapłanem, i to on przedstawił go Lelii.
Spóźnili się. Przyjęcie rozpoczęto pod nieobecność gospodyni. Lelia musiała więc chodzić od jednego gościa do drugiego i grzecznie przepraszać, przy czym z mężczyznami pogodnie szczebiotała oraz żartowała, a z kobietami wymieniała ostrożne uprzejmości.
– Wybacz, Sulpicjuszu, jak mogłam tak potraktować prefekta miasta! Wiem, powinnam była powitać cię na progu, w asyście wszystkich moich niewolników, i ucałować z szacunkiem.
– Lelio, jeśli chcesz, możesz mnie ucałować także i teraz, choć nie musisz się silić na szacunek.
– O, bogowie! Jesteś stanowczo za młody, by publicznie mówić takie rzeczy. Pisanio, moja droga, to najwspanialsza suknia, jaką kiedykolwiek przywdziałaś... Dosłownie kapie od złota! Z pewnością masz króla Midasa za kochanka.
– Uprzejma i czarująca, jak zwykle, moja Lelio. Nie przejmuj się spóźnieniem, powiedziałam wszystkim, że z pewnością jesteś u Eunike. To zdecydowanie najlepsza fryzjerka w mieście i potrafi coś zaradzić nawet w krytycznych sytuacjach.
– Bywam u niej wyłącznie dla opowieści, które można tam zasłyszeć – wyznała Lelia. – Nie ma lepszego źródła wieści o nowych skandalikach.
W tym momencie wtrąciła się kobieta o twarzy sępa, zwieńczonej rudą peruką.
– Nie wydaje mi się, aby dama powinna była chodzić do takich miejsc – oświadczyła z wyższością. – Sprawami urody powinny się zajmować niewolnice.
– W rzeczy samej, pewne ryzyko istnieje... Dla osób, które nie chcą, aby świat dowiedział się o ich wadach – odparła Lelia. – Ach, Jubal! Tak się cieszę z twojego przybycia. Kiedy znowu będziemy mogli dzięki tobie wygrać mnóstwo pieniędzy?
Szczupły Numidyjczyk bawił się naszyjnikiem ze złotych talizmanów.
– W przyszłym miesiącu, dostojna pani, kiedy rozpoczną się zimowe igrzyska.
– Niewiele wygramy, jeśli będziesz trenował w tym domu, Jubalu – zwrócił uwagę Sulpicjusz.
Wybitny woźnica rydwanów odsłonił zęby, których mogłaby mu pozazdrościć pantera.
– Nie muszę biegać – zauważył. – Od tego są moje konie, a one tutaj nie trenują. Niech cię o nie głowa nie boli, dostojny prefekcie.
– Nikt nie chce, aby prefekta bolała głowa. – Senator Faustus próbował rozładować sytuację. – Wszyscy tutaj jesteśmy zacnymi wenetanami. Tak mi się przynajmniej wydaje. Jest tu młody mężczyzna, którego wcześniej nie widziałem. Tak, o ciebie mi chodzi. Jesteś wenetaninem, czy też może, przepraszam za słowo, prasinaninem?
– Jestem z Nursji – odparł Benedykt i zrobił wielkie oczy, bo jego odpowiedź wywołała salwę śmiechu.
– Znakomita riposta! – wykrzyknął młody mężczyzna o włosach ułożonych w lśniące fale. – Zatem mamy trzy stronnictwa! Jakie są barwy nursjańskie, jeśli wolno spytać?
Benedykt nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie. Pewna otyła dama, zasiadająca na kanapie nieopodal, przerwała podjadanie smakołyków z talerza i spojrzała z uwagą na Benedykta.
– Co z tobą, apollo? – spytała. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że nic nie wiesz o podziale na niebieskich i zielonych w cyrku? Przecież tylko te dwa kolory się liczą, a przynajmniej jeden z nich!
– Wygląda na mocnego chłopaka – ocenił Numidyjczyk, ponownie błyskając zębami. – Zajrzyj do mnie któregoś dnia, nauczę cię prawdziwej sztuki.
– Marny z niego będzie woźnica – orzekł Florencjusz. – To mól książkowy.
– Przyjdź, tak czy owak – zachęcał Jubal. – W zamian przeczytam jakąś książkę... jeśli tylko nauczysz mnie czytać.
– Na cóż ci umiejętność czytania, Jubalu? – spytał senator Faustus. –