Twierdza Boga. Louis de Wohl
Читать онлайн книгу.pomysły. Lelia nie powinna się tak zachowywać. Kogo teraz kochasz, apollo? Wiem, że nie Lelię. Jeszcze nie. Najwyraźniej jest świetnym mówcą, bo zapomniałeś języka w gębie.
Co on robił w tym miejscu? Do czego był potrzebny Lelii? Panował zgiełk, barwy mieszały się wokoło. W takich warunkach trudno było zebrać myśli.
– Dwa tysiące solidów. – Serwiliusz i Grek ponownie grali w kości. Na scenie stał teraz żongler, młody mężczyzna w galijskich spodniach. Energicznie podrzucał złote i srebrne piłki, a następnie bezbłędnie je łapał.
Kibice sportowi ponownie skupili się na rozmowie o wyścigach rydwanów, a wkrótce przystąpili do zawierania zakładów. Obstawiali Tyfona, Spiraksa, Dioklesa, no i Jubala, rzecz jasna. Numidyjczyk uśmiechnął się szeroko, nie przerywając pogryzania winogron.
– Nie mam pojęcia, o czym wszyscy tutaj mówią – wyznał Benedykt głośno, a pulchna kobieta natychmiast zaczęła mu matkować.
– Mój drogi chłopcze, nie rozumiem dlaczego ktoś cię wciągnął w to towarzystwo – powiedziała. – Kto i po co to zrobił? Gdzie cię znalazł? Czy to sprawka Lelii? Może jesteś jej krewnym? Naprawdę pochodzisz z innego kraju, tak? Powiedziałeś, że z Noli? A może z Nursji?
– Faustus uwielbia Nucerię, jak wiecie – zauważył ktoś.
– Zgarnia mnóstwo pieniędzy, wiadomo skąd.
– Co to ma znaczyć? – oburzył się senator, wyraźnie zirytowany.
– Nie chodzi o ciebie, Faustusie. Mówię o biskupie Nucerii.
– Absurd – odezwał się ktoś. – Bizancjum nie jest ani trochę zainteresowane tą sprawą.
– Ani słowem nie wspomniałem o Bizancjum. Właściwie skąd wiesz, że faktycznie nie jest zainteresowane?
– Może spytasz Boecjusza? – zasugerował senator Faustus z ironią szytą grubymi nićmi. – On jest odpowiedzialny za te sprawy, czyż nie?
– To są kwestie kościelne i on nie ma z nimi nic wspólnego. Nic by nie wiedział. Powiem ci jednak, że zanosi się na nie lada awanturę. Papież nie będzie tolerował...
– Kogo obchodzą papieże i biskupi. Nasz gocki przyjaciel z pewnością jest znudzony tą gadaniną. Dostojny hrabio, może dla odmiany skosztujesz tego wina? Pochodzi ze zboczy Wezuwiusza. Jego ojcem jest ogień, a matką lawa. Co ty na to?
Jasnowłosy Got nie interesował się jednak przebiegiem rozmowy. Wbił mętny wzrok w kielich i mruczał pod nosem smutną melodię. Na oczach zebranych nagle dostał gwałtownej czkawki. Jedna z kobiet momentalnie zaczęła go naśladować, a po chwili dołączył do niej Serwiliusz i jego dwie damy. Pozostali wybuchli śmiechem. Młodemu Gotowi opadła głowa, strąki długich włosów wpadły do wina. Donośnie zachrapał, a prześmiewcy nie przestali go naśladować.
– Jeden ze zdobywców pokonany – orzekł senator Faustus z szerokim uśmiechem. – Powinniśmy zebrać armię amfor i uśpić wszystkich Gotów. Oto nowy sposób na odzyskanie wolności.
– Wolność... – Serwiliusz wzruszył ramionami. – Kto pragnie kupować ten towar? Musielibyśmy uzbroić naszą ludność, aby bronić granic. Ktoś musiałby zapłacić za wszystkie hełmy, miecze i całą resztę wojskowych bzdur. Podatki wzrosłyby w mgnieniu oka. Co złego w tym, że strzegą nas żółtowłosi? Niegdyś byli nasi, dziesiątkami tysięcy, i zwaliśmy ich rzymską armią. Za to niezręczne określenie musieliśmy im słono płacić. Teraz sami produkują broń i sami siebie opłacają. Raczej nie wtrącają się w nasz styl życia, prawda? Niech zostaną. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie, a to co lepsze dla ciebie i dla mnie, jest także lepsze dla kraju.
– Serwiliuszu – westchnął senator Maksimus. – Jesteś szczerym patriotą. Powstrzymaj się, Faustusie, on naprawdę jest patriotą. Ma uzasadnione powody by mówić to, co mówi. Bardzo uzasadnione. W ten sposób możemy też zachować dla siebie nasze wino.
– Powiem wam, w czym leży prawdziwy problem – odezwał się Grek. – Chodzi o Boecjusza, Kasjodora i ich ludzi.
– Czemu?
– Bo utrudniają robienie dobrych interesów. W ubiegłym miesiącu mogłem przeprowadzić doskonałą transakcję z miastem Kapua. W grę wchodziło jedenaście statków z sycylijską pszenicą. Co uczynił ten idiota? Interweniował i ustalił cenę. Rzecz jasna, włodarze miasta lizali mu za to stopy. Jego wyczyn kosztował mnie... kosztował... mniejsza z tym. To istny skandal, że wprowadza się regulowane ceny.
– Całkowicie się zgadzam – przyłączył się senator o twarzy czerwonej jak cegła. – Mój czcigodny przyjaciel Boecjusz nieco za bardzo zadziera nosa, a wszyscy wiemy dlaczego. Król Wołogłowy obiecał mu stanowisko konsula. Obejmie je lada dzień, a raczej lada rok. Konsul z mianowania króla Wołogłowego, a to dopiero zaszczyt. Teraz usiłuje zaprezentować się jako człowiek nieskazitelnie czysty, niczym Marek Porcjusz Katon. W ubiegłym tygodniu skradziono bransoletę Flawii. Czy policja ją odzyskała? Skąd. Na tym powinien się skupić Boecjusz. Na zwalczaniu przestępczości! Nie ma prawa wtrącać się w cudze sprawy handlowe.
– Zginęła bransoleta Flawii? – spytała jedna z dam, udając zgrozę. – Chyba nie ta nowa, z ogromnymi rubinami? Otrzymała ją od...
– Moja droga, wszyscy doskonale wiemy, od kogo ją dostała.
– Wcale nie, nie chodzi mi o Domitillusa, tylko hrabiego Ludolfa.
– Moja droga Marcjo, ta uwaga jest co najmniej niesmaczna. Dziewczyna może sobie sprawiać tylu kochanków, ilu zechce. Co się jednak tyczy barbarzyńcy...
– Umilknij, Serwiliuszu.
– Och, bzdura. Ten cały Agila jest już w siódmej Walhalli, bo chyba tak zwą to miejsce, w którym bogowie spijają się do nieprzytomności.
– Nie wiedziałeś, że wystosowano petycję do króla Teodoryka, aby przywrócił święto luperkaliów?
– Ależ oczywiście, że wiedziałem, moja droga. Tak się składa, że jestem członkiem senatu i nawet król Wołogłowy przedkłada nam petycje, podpisane przez znaczną część populacji miasta. Dopiero potem decyduje, co jest dla nas dobre, a co złe.
– Jak się nad tym dobrze zastanowić, to trzeba przyznać, że miasto ogromnie się zmieniło po zniknięciu luperkaliów – zauważył Grek.
– Święto zniesiono z powodu nacisków Kościoła. Stary festiwal płodności...
– Kościół! Na tym polega problem z heretykiem u steru rządów. Nie ma pojęcia, jak sobie radzić z Kościołem. Powinien powiedzieć papieżowi, aby siedział z nosem w mszale i nie wtrącał się do pradawnych rzymskich obrzędów.
– Co zrobić – westchnął senator Faustus i wzruszył ramionami.
Benedykt siedział nieruchomo i tylko na przemian zaciskał i rozluźniał dłonie. Nie wolno mi ich nienawidzić, myślał. Mogę nienawidzić nagromadzonego w nich zła, ale nie wolno mi ich nienawidzić jako ludzi. Próbował skupić uwagę na czymś innym, lecz bezskutecznie. Otaczali go potworni szaleńcy i najchętniej okazywali obojętność. Jakże ochoczo wzruszali ramionami. Benedykt nagle zrozumiał, że ten gest zawsze budził w nim niechęć, bo dowodził obojętności, a nawet pogardy. Nikt nie powinien wzruszać ramionami.
– To takie dziecinne – orzekła rudowłosa dama o sępiej twarzy i wzruszyła ramionami, rzecz jasna. – Żeby nadzy mężczyźni biegali po ulicach, uganiali się za kobietami, dokonywali tych niedorzecznych obrzędów płodności... Ostatecznie, wszystko się do tego sprowadza. To takie prostackie i monotonne.
– Droga Pylio, konsekwentnie powtarzam, że prostym ludziom należy pozwolić bawić się tak, jak chcą. Poza tym osoby w twoim wieku są już nieco