Próba. Fallen Crest. Tom 4. Tijan

Читать онлайн книгу.

Próba. Fallen Crest. Tom 4 - Tijan


Скачать книгу
Marissy, odwróciła ode mnie wzrok i podążyła za przyjaciółkami, które właśnie siadały. Poczułem napięcie, ale zająłem ostatnie miejsce obok Drew. Siedzieliśmy z tyłu sali, a studenci z naszego rzędu przesunęli się, więc mieliśmy dla siebie jeszcze więcej miejsca.

      Profesorka podeszła do tablicy, a Matteo pochylił się i szepnął:

      – Musimy pamiętać, żeby się odlać za każdym razem, zanim tu przyjdziemy. Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki zajęcia się nie skończą. Nie ma mowy. – Wyciągnął bidon z wodą i postawił go na pulpicie. Drew go zdjął.

      – Nie pij tego, dopóki zajęcia się nie skończą. Twój pęcherz jest jak twoja dziewczyna. Prawie go nie ma.

      – Ciebie prawie nie ma.

      – Przypominam sobie, że twoja dziewczyna powiedziała ci to kilka razy.

      Przerzucali się tak obelgami, nie mogąc powstrzymać uśmiechów, ale ja nie zwracałem na nich uwagi. Marissa obejrzała się przez ramię. Kiedy jej wzrok spotkał moje spojrzenie, zaczerwieniła się i pochyliła głowę, a potem odwróciła się do przodu. Jej przyjaciółki też się obejrzały, ale to nie one były z nią tamtego wieczoru przed stadionem. Sądząc po braku zaskoczenia na ich twarzach, wiedziały o mnie i o tym, co nas łączyło.

      Odchyliłem się na krześle. Sam nie miałem pojęcia, co o tym sądzić. Nie byłem nawet pewien, co myśleć o Marissie.

      Rozdział 7

Samantha

      Było dobrze. Nie biegałam już z dziewczynami, trener kazał mi ćwiczyć z chłopakami. Po pierwszym dniu, kiedy zgrywali ważniaków, i po tym, jak wszyscy w szkole chłodno mnie przyjęli, nie mieli innego wyjścia, niż mnie zaakceptować. Biegałam z nimi przez ostatnie dwa tygodnie. Skoro Heather pracowała, a Logan był na meczu (na który obiecałam przyjść i już byłam spóźniona), zdecydowałam się na dłuższą trasę niż zwykle. Już od jakiegoś czasu nie oddawałam się tym naprawdę długim biegom, które trwały kilka godzin. Kiedy wróciłam do domu, stanęłam przed tylnymi drzwiami. Świat wydawał mi się taki żywy. Nawet teraz pomimo zmęczenia byłam naprawdę podekscytowana.

      Zrobiłam kilka ćwiczeń rozciągających, ruszyłam do środka i skierowałam się do piwnicy, gdy ktoś mnie zawołał.

      – Sam.

      David stał w kuchni. Miał na sobie swoją trenerską kurtkę, spodnie i buty. Obudziło się we mnie dziwne przeczucie. Był piątkowy wieczór, a więc odbywał się mecz. Spojrzawszy na zegar, zdałam sobie sprawę, że mam tylko dwadzieścia minut, żeby dostać się na stadion. Odeszłam od drzwi i weszłam do kuchni.

      – Co tu robisz, tato? Dzisiaj gracie z moją szkołą. Ja się mogę spóźnić, ale ty jesteś przecież trenerem.

      Zamknął na chwilę oczy i kiwnął głową. Czekałam, ale zainteresowanie zmieniło się w niepokój. Coś było nie tak.

      – Tato?

      – Ehm… – Wsadził ręce do kieszeni i opuścił głowę. – Mam ci coś do powiedzenia.

      – Coś tak ważnego, że spóźnisz się na swój mecz? – Rozejrzałam się. – Czy Malinda i Mark są tutaj?

      – Nie. – Pokręcił głową. – Tylko ty i ja. Mark się rozgrzewa, a Malinda już tam jest z przyjaciółmi. Nie wiedzą, że tu jestem.

      W gardle miałam gulę. Nikt nie wiedział.

      – Chodzi o mamę? – Czy mnie to w ogóle obchodziło? Wszystkie te zawirowania i ból, który spowodowała, powróciły do mnie. Nie myślałam o niej od dłuższego czasu. Nawet nie chciałam. Zacisnęłam zęby. – Czy ona wychodzi?

      – Nie, Sam. Ta sprawa dotyczy… – Przerwał na chwilę. – Twojego ojca.

      – Co?

      – Garretta. Twojego biologicznego ojca.

      – Czy coś się stało? Wszystko z nim w porządku?

      – Jest tutaj, Sam.

      – Yyy… – Pokręciłam głową i zaśmiałam się. – Źle cię usłyszałam, prawda?

      – Doskonale mnie usłyszałaś. – Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego nieznaczny uśmiech stał się smutny. – Twój ojciec przeprowadził się do miasta. On i jego żona tu są.

      – To jakiś żart. – To nie było zabawne.

      – Przyszedł do ciebie, Sam. On chce nawiązać z tobą relację. Powiedział, że znowu wszystko sobie poukładał z żoną. Zadzwonił do mnie kilka miesięcy temu i powiedział mi o swoim planie. To było, zanim się wprowadziłaś i wszystko między nami się polepszyło. Nie byłem pewien, kiedy nadejdzie właściwa pora, żeby ci o tym powiedzieć, a lato jakoś szybko minęło. – Zamknął oczy i znów zwiesił głowę. – Tak mi przykro, Samantho. Czekałem, żeby ci powiedzieć w weekend, kiedy pojedziesz się zobaczyć z Masonem. Wiem, że planujesz wyjechać jutro.

      Moje myśli rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Pokręciłam głową.

      – Nie mów tego, co zamierzasz powiedzieć.

      – Poszłaś pobiegać, ale wiem, że pójdziesz dziś na imprezę z Loganem i Markiem i… – Przerwał. Jego głos był pełen emocji. Odchrząknął, zanim zaczął mówić dalej. – Wiem, jak działają plotki. Oni będą dziś na meczu. Ludzie to zauważą. Ktoś ci o tym powie. Musiałem powiedzieć to pierwszy.

      – Oni tu są? Tak dosłownie tutaj?

      Pokiwał głową.

      – Tak mi przykro, Sam. Powinienem był ci powiedzieć, gdy tylko się dowiedziałem, ale nie wiedziałem, czy na pewno tu będą. Nie chciałem cię niepokoić, jeśli mieliby się nie pojawić.

      – Jesteś pewien, że będą?

      – Zadzwonił do mnie dziś po południu. Kupili dom. Oboje dostali tutaj pracę.

      – Gdzie? – Usłyszałam w głowie brzęczący dźwięk. Nie mogłam się go pozbyć. Musiałam wiedzieć, których miejsc należy unikać. – Gdzie?

      – Ona została szefową kuchni w country clubie, a on wspólnikiem w firmie prawniczej w mieście. – Kiedy zobaczył moją panikę, jego głos zaczął cichnąć. – Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?

      – Nic. – Cholera, cholera, cholera… Zerknęłam znów na zegar. Była osiemnasta trzydzieści. Miałam przed sobą trzy godziny jazdy. Mogłam być u Masona przed dziesiątą.

      – Muszę iść.

      – Poczekaj.

      Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.

      – Idź, tato. Jedź na mecz!

      Gdy zmierzałam do mojego pokoju, podszedł do szczytu schodów i krzyknął:

      – Wszystko w porządku, kochanie? Mogę mu powiedzieć, żeby trzymał się z daleka. Czy chcesz, żebym to zrobił?

      – NIE. – Sięgnęłam do moich drzwi, ale się nie otworzyły. Cholera jasna. Zatrzymałam się, zamknęłam oczy i zaczerpnęłam powietrza. Musiałam myśleć trzeźwo. Oddychałam i próbowałam się uspokoić. Klamka. Musiałam nacisnąć tę głupią klamkę.

      – Sam? – Zaczął schodzić po schodach.

      – Po prostu jedź, tato. Dam sobie radę.

      – Ale gdzie się wybierasz?

      – Potrzebuję


Скачать книгу