Próba. Fallen Crest. Tom 4. Tijan

Читать онлайн книгу.

Próba. Fallen Crest. Tom 4 - Tijan


Скачать книгу
W sumie tak, jakby to on był biedakiem w tym związku?

      – Tak. – Posłałem jej surowy uśmiech. Nie rozmawiam o sprawach osobistych. – Rozwiedli się i teraz jest zaręczony z psychopatką. Jak już mówiłem, robię wszystko zupełnie inaczej niż ojciec. Nie dogadujemy się. – „Odpuść sobie”. Chciałem, żeby dotarła do niej ta wiadomość bez wypowiadania jej.

      Matteo odchrząknął. Uśmiechnął się do mnie niespokojnie, po czym poklepał ją po biodrze.

      – Powinniśmy już iść. Zjemy później lunch?

      Zerwała ze mną kontakt wzrokowy i odwróciła się twarzą do swojego chłopaka. Odeszli na bok, kiedy się żegnali, zostawiwszy Drew i mnie samego. Czułem na sobie jego spojrzenie i westchnąłem.

      – Tak?

      Na twarzy miał uśmiech, który rozszerzył się jeszcze, kiedy odezwałem się do niego. Pokręcił głową.

      – Naprawdę nienawidzisz swojego staruszka, co?

      – Tak.

      – Ja swojego też. Zaliczył trzy moje dziewczyny przez dwa pierwsze lata moich studiów. Ostatni raz był najgorszy, bo naprawdę ją kochałem.

      – O cholera. – Skrzywiłem się.

      – Lubi zachowywać się tak, jakbyśmy byli najlepszymi kumplami. Twój stary wie, jak bardzo go nienawidzisz?

      – Tak.

      Skinął głową z nutą szacunku w głosie.

      – Masz jaja, Kade. Już wcześniej wiedziałem, że je masz, ale to naprawdę zajebiste. – Wskazał na parę, która się całowała. Ich usta były otwarte i dotykali się językami. – Jeśli ich nie rozdzielimy, zabierze ją z powrotem do akademika. Oleje dla niej zajęcia. Facet ma na jej punkcie bzika.

      – Co sugerujesz?

      – Bezlitosne wyrwanie. – Gdy tylko skończył mówić, ruszył naprzód. Chwyciwszy Mattea za ramiona, popchnął go do przodu i oderwał od Georgie. Oboje zaprotestowali, ale Drew uśmiechnął się do niej szeroko. – Przepraszam, Georgie. Możecie się bzykać później. Mamy zajęcia i twój facet musi już iść, inaczej nasz trener nie będzie zadowolony.

      Ruszyła na nich, ale Drew nadal pchał Mattea do przodu. Wyskoczyłem naprzód, blokując jej drogę swoim ciałem. Zatrzymała się i otworzyła usta.

      – Hej.

      – Przepraszam. – Spojrzałem na nią. – Drew jest szefem i na boisku, i poza nim. Muszę robić to, co każe.

      Usłyszałem, jak Drew woła:

      – Kade.

      – Przepraszam – powtórzyłem, cofając się.

      Oparła dłonie na drobnych biodrach i przewróciła oczami.

      – Mam to gdzieś. Wy dwaj jesteście na mojej czarnej liście za przeszkadzanie, ale macie szczęście, że mam dzisiaj sporo rzeczy na głowie. – Wciąż szedłem za kolegami z drużyny. Uniosła pięść, śmiejąc się, i zawołała: – Słyszysz, Drew? Dziś wygrałeś, ale nie popełnij żadnego błędu. Ja jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Zrobię to z moim chłopakiem w któryś dzień.

      Dziewczyna z prawie białymi włosami podeszła do niej i patrzyła, jak wychodzimy.

      – Serio? Nawet nie próbował przyjść i ze mną porozmawiać?

      Georgie odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki, ale byliśmy już zbyt daleko, by je słyszeć. Matteo nic nie powiedział. Wydawał się nie mieć nic przeciwko. Ponownie ruszyliśmy na zajęcia w milczeniu. Idąc za nimi po schodach, miałem wrażenie, że czują się razem swobodnie. Przypomniało mi to mnie i Logana, z tą drobną różnicą, że Logan zrobiłby większe widowisko niż ci dwaj. Na samą myśl o tym nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Zniknął, gdy weszliśmy do sali.

      Pomieszczenie było niewielkie, pełne krzeseł ze składanymi pulpitami, z których tylko trzy stojące obok siebie w pierwszym rzędzie pozostały wolne. Pośrodku sali uformowano przejście. Drew odwrócił się do nas, a potem spojrzał na krzesła.

      Matteo wzruszył ramionami.

      – Olać to, stary. Wcale nie zamierzam się z wami rozłączać. – Usiadł pierwszy, zajmując środkowe krzesło. Kiedy zaczęliśmy siadać, podniósł rękę. – Chwileczkę, złamasy. – Sięgnął i rozłożył pulpit. Nie dało się go opuścić na płasko, bo przeszkadzał w tym jego brzuch. Mruknął z niezadowoleniem i złożył go z powrotem. – Musiałem spróbować.

      Drew roześmiał się, usiadł po jego prawej stronie i rozłożył swój pulpit.

      – Mogę się podzielić swoim.

      – Będę ze sobą przynosić podkładkę na kolana. Powinienem był pamiętać z zeszłego roku.

      Zająłem miejsce po jego lewej stronie. Obok mnie siedziała dziewczyna. Kiedy podnosiłem pulpit, odsunęła się, żebym nie dotknął jej ramienia, i wróciła do pisania na swoim laptopie. Wkrótce weszła profesorka, ubrana w biznesową szarą spódnicę i luźną, zapinaną na guziki różową koszulę, z włosami ściągniętymi w kok. Przerwała, kiedy nas zobaczyła. Była młoda, prawdopodobnie tuż po trzydziestce. Zacisnęła wargi, chrząknęła i podeszła do przejścia między krzesłami. Za nami była spora grupa studentów. Cała nasza trójka milczała. Wiedzieliśmy, że zasłaniamy im widok.

      Profesorka cofnęła się tak, że teraz była tuż przed nami. Machnęła palcem w powietrzu.

      – Coś tu nie gra.

      Drew wymienił z nami uśmiechy.

      Salę wypełnił nieśmiały śmiech w reakcji na jej słowa.

      – Weszliśmy na końcu. Co możemy zrobić? – powiedział Drew.

      – Wy trzej nie musicie siedzieć razem. – Rozejrzała się po sali. – Widzę kilka pustych krzeseł. Drżyjcie. Drużyna futbolowa ten jeden raz będzie musiała siedzieć oddzielnie.

      Drew zmarszczył brwi.

      – Wolelibyśmy nie.

      – Domyślam się. – Jedną dłoń oparła na biodrze, a drugą podrapała się za uchem. – Wy trzej będziecie musieli się rozdzielić. Nie pozwolę, żeby dziewięciu innych studentów nie widziało tablicy w imię waszego komfortu psychicznego.

      Matteo chrząknął.

      – My wcale nie czujemy się komfortowo, psorko. – Wskazał na pulpit i opuścił ramiona. Jego ręce opadły, zahaczając o moje i Drew. Cały czas trzymał je ściągnięte. – W ogóle nie użyłbym tego słowa.

      – Hmm.

      – Możemy się zamienić – odezwał się ktoś z tyłu.

      Wszyscy na sali odwrócili się, by spojrzeć, kto to powiedział, ale ja nie musiałem. Rozpoznałem ten łagodny, nieśmiały głos.

      To była Marissa.

      – Moje koleżanki i ja usiądziemy z przodu, żeby oni mogli się przesiąść do tyłu – dodała.

      – Cuda się zdarzają. Dzięki Bogu – skomentował Matteo, zeskakując z krzesła. Włożył torbę na ramię i skinął głową. – Dzięki wam, małe matki Teresy. Wszystkie będziecie błogosławione w następnym życiu i nie mam wątpliwości, że pójdziecie do najwyższego kręgu niebios.

      Kilku studentów zachichotało. Profesorka nie była rozbawiona.

      – To zajęcia z nauk politycznych, nie religioznawstwa.

      Matteo doknął swojego czoła, klatki


Скачать книгу