Zranić marionetkę. Katarzyna Grochola

Читать онлайн книгу.

Zranić marionetkę - Katarzyna Grochola


Скачать книгу
dla twojej mamy dużo większe niż dla ciebie. Albo dziadek mówił: „Pomożesz w tym roku przy żniwach”, i nie dodawał: jeśli mama pozwoli.

      Ale jej śmierć nikogo nie zaskoczyła. A on był dzieckiem.

      Dorośli ludzie, których powiadamiał o śmierci bliskich, zachowywali się w tak różny sposób, że nie umiał znaleźć klucza do ich psychiki. Każdy, ale to każdy reagował w odmienny, nieprzewidywalny sposób.

      Do matki Kariny wezwał karetkę, dostała środki uspokajające, po których zwiotczała i już nie pytała, kiedy córka wróci.

      Nie miał potem do czynienia z tymi ludźmi, nie wiedział, jak sobie radzą po takiej traumie. Czasem myślał, że to lepiej, kiedy ktoś znika nagle, umiera śmiercią szybką, niż męczy się miesiącami, tak jak jego matka.

      Ale potem przypominał sobie te nieliczne chwile między kolejnymi cyklami chemii, kiedy czuła się lepiej, wołała go do siebie, przerażony wchodził do jej pokoju, a ona rozmawiała z nim tak, jakby nigdy nic się nie stało. Nie pamięta, czy się pożegnała jakoś? Powinien być może pamiętać jej ostatnie słowa, ale nie mógł sobie nigdy przypomnieć. Może to było: „Głodny jesteś? Kup coś sobie. Jak się lepiej poczuję, to ci ugotuję grochówkę, taką jak lubisz”.

      Lubił jej grochówkę, była przepyszna, z dużymi kawałami wędzonego mięsa, prawie stała w niej łyżka. Ale czy zdążyła mu zrobić taką grochówkę? Nie pamięta.

      Bardzo przyjemne to wnętrze. Pomyśleć, że w identycznym spędził ostatnie dwie godziny, dwa piętra niżej, i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mimo identycznych rozmiarów pokoju, identycznego rozkładu czuje się jak w zupełnie innym miejscu.

      Widać tu było kobiecą rękę, być może surową, ale na pewno niepozbawioną smaku. Dwie szmaragdowe poduszki pięknie łączyły się z szarością kanap i żółtymi fotelami. Nie widział dotąd tak oszczędnego i tak wyrafinowanego w swojej prostocie wnętrza.

      Córka Cedra-Cedrowskiego przyjedzie swoim samochodem. Czy powinna prowadzić? Domyśla się, że coś się stało, może spowodować wypadek. Może powinien wysłać jednak po nią samochód?

      Drzwi do pokoju, z którego wyszła pani Bożena, pozostały otwarte. Przycupnęła na drugim fotelu.

      – Przepraszam pana, mąż ma dnę moczanową, musi wypić zioła, jak ja tego nie dopilnuję, to nie odkwasi organizmu… Teraz najlepsze lekarstwo to odkwasić… Słucham pana.

      Porucznik zebrał myśli.

      – Może mi pani powiedzieć parę słów o panu Cedrze? – Chyba powinien dodać: Dominiku Cedrze-Cedrowskim, ale mu się nie chciało.

      – Czy on nie żyje?

      – Na to wygląda. – Był szczery. Na to wyglądało.

      – Wielka szkoda… Ale myśmy go mało znali. Tyle co z telewizji. No i wiadomo, kto tu mieszka, prawda? Ale żadnych stosunków nie mieliśmy. – Zrobiła się czerwona, samo słowo „stosunki” ją speszyło. – To znaczy rozumie pan, co mam na myśli – zaczęła się jeszcze bardziej plątać.

      – Oczywiście, rozumiem. – Bo rozumiał.

      – Tak że niewiele mam do powiedzenia. Zabili go? Tu jest strzeżone osiedle, wie pan, nasz dom i te dwa obok. My mamy całodobową ochronę. Kamery i tak dalej. Tu nikt obcy nie przychodzi.

      – Okoliczności śmierci będziemy badać – powiedział służbowo Natan. – Po prostu chciałem zapytać, czy może zauważyła pani coś, co mogło wzbudzić podejrzenia… Coś może, co nigdy nie miało miejsca.

      – To, proszę pana, nigdy nie miało miejsca. – Pani Bożena rozprostowała plecy. – Policja, proszę pana, nigdy nie miała miejsca. Morderstwo, proszę pana, nigdy nie miało miejsca! – powiedziała z większą mocą, ale widać było, że to ją sporo kosztuje.

      – Zabili go? – z drugiego pokoju odezwał się męski głos.

      – No właśnie zabili! – odkrzyknęła, choć niegłośno, pani Bożena.

      – Ja nie powiedziałem, że ktokolwiek został zabity – sprostował porucznik. – Powiedziałem tylko, że pan Dominik Cedr-Cedrowski nie żyje.

      – Powiedz, że go nie znaliśmy! – Głos z pokoju się ożywił.

      – Właśnie mówię, że go prawie nie znaliśmy – powiedziała pani Rój do otwartych drzwi. A potem odwróciła się do Natana.

      – Nie znaliśmy go, proszę pana.

      – W ogóle go nie znaliśmy! – Męski głos z pokoju obok był zdecydowany i silny. – On w ogóle nie zadawał się z takimi jak my. Wyniosły był! Za wysokie progi! Nawet na zebrania wspólnoty nie przychodził!

      – Nie przychodził – potwierdziła ochoczo jego żona. A potem dodała szeptem: – Ale kto by przychodził… – I znowu w stronę pokoju: – Ty też ani razu nie byłeś!

      – Ale ty za to byłaś! – odkrzyknął z pokoju jej mąż.

      – Ktoś musiał być – zwróciła się wyjaśniająco do porucznika.

      – Nie musiałaś! – zareagował szybko głos.

      I znowu porucznik Natan poczuł się zbędny. Zupełnie jak z rozczochrańcem, tylko mały rozmawiał z telefonem, a oni ze sobą. Pohamował się przed wtrąceniem do rozmowy.

      – Musiałam. – Pani Bożena mówiła teraz prawie konspiracyjnym szeptem. – Zebranie było w sprawie kamer. – Po czym krzyknęła w stronę pokoju: – Zebranie było w sprawie kamer, w sprawie kamer!

      – Najpierw kamery w domu, a potem podsłuch pod stołem! Człowiek pierdnąć w knajpie nie może, żeby go nie nagrali!

      Najwyraźniej pani Bożena miała bardzo rozczarowanego życiem męża, więc porucznik milczał jak zaklęty. Nie wkładaj palca między drzwi – ostrzegał go cichy głosik.

      – Przepraszam pana, mąż się wszystkim przejmuje. – Pani Rój zaczęła tłumaczyć małżonka.

      – Ja się niczym nie przejmuję! Ja mam to wszystko w dupie! Ja żyję w wolnym kraju!

      – No, mówiłam panu, że jest chory! – Gospodyni za wszelką cenę chciała usprawiedliwić męża. – Jemu się wszystko miesza. Za dużo telewizji.

      Porucznik poczuł, że komu jak komu, ale jemu na pewno wszystko się miesza.

      Pani domu nie zwracała na niego uwagi, tylko odkrzyknęła w stronę drzwi:

      – Mówiłam ci, żebyś nie oglądał w kółko telewizji!

      I natychmiastowa odpowiedź:

      – Nie oglądam! Tylko chcę wiedzieć, co się dzieje na świecie!

      Kobieta w geście sampanwidzi rozłożyła ręce.

      – Ale, proszę pana, po co? – zwróciła się do porucznika. – Taki mój los.

      – Ciebie nic nie obchodzi i nawet nie będziesz wiedziała, kiedy Morświński przestanie być premierem! – Głos zza ściany nabierał siły.

      – Morświński jest teraz premierem? Czy on żartuje? – Kobieta nachyliła się do Natana, sprawdzając, czy to prawda, i miał wrażenie, że ona pyta serio. Więc odpowiedział:

      – Nie żartuje.

      – O Jezus Maria… – westchnęła szczerze.

      – Ona nie ma bladego pojęcia, co się dzieje. Nic ją nie obchodzi. Wojny na świecie! Sytuacja w Europie tragiczna. Antarktyda mięknie!

      – Sam


Скачать книгу