Zranić marionetkę. Katarzyna Grochola

Читать онлайн книгу.

Zranić marionetkę - Katarzyna Grochola


Скачать книгу
i oddalił się karnie, a Natan spojrzał nastolatkowi w oczy.

      – Umowa może być taka, ja cię nie wydam z tym podglądaniem, a ty mi opowiesz, co wiesz. Często go podglądałeś?

      – A odda mi pan telefon? – Chłopak przez moment wydał mu się miły.

      – Oddam ci zaraz, jak tylko pogadamy. Ale jak go trzymasz w ręku, to mam wrażenie, że nie do mnie mówisz.

      – Ja go schowam do kieszeni. – Ton chłopca był proszący.

      – Leży tutaj, koło mnie, nie zaglądam do cudzych telefonów, nie zajrzę do twojego, mów.

      – A telefon tego trupa będzie pan sprawdzał – bystro zareagował nastolatek.

      – Do twojego nie zajrzę bez twojej zgody. – Natan rzucił mu tylko wymowne spojrzenie.

      Wystarczyło. Jeszcze było widać, że małolat ze sobą walczy – uwierzyć czy nie? W końcu dał za wygraną.

      – Tu się nie ma gdzie bawić. Nawet psów nie wolno wyprowadzać. I nie ma podwórka. To czasami się urywałem na drzewo.

      – Legia rządzi – podpowiedział po raz trzeci porucznik, ze zrozumieniem.

      – No. I stamtąd się okazało, że wszystko widać, wieczorem szczególnie. On okien nie zasłaniał. To jak rodzice wychodzili, to czasami szłem na drzewo, tak sobie popatrzeć. To jak jakaś kobieta do niego przychodziła, to ja też. Ale tylko trzy razy! – zaznaczył z rozpaczą. – Mogłem do was nie dzwonić! – dodał nagle z pretensją.

      – Zachowałeś się jak dorosły. – Porucznik Natan chciał gnojka jakoś wesprzeć. Poza tym nagle zrobiło mu się go żal, jakie mógł mieć rozrywki? Ojca, który wpierdol spuści? Telewizję? Telefon? Właściwie to zdrowo się zachowywał, szukając kontaktu z przyrodą.

      – To nie jest przecież przesłuchanie, możesz nie odpowiadać na pytania, to jest rozmowa między dwoma mężczyznami. – Może znajdzie jakiś punkt zaczepienia i uda mu się w tak nieformalny sposób dowiedzieć czegoś więcej. – Jakie były te panie?

      – To nie były panie, to były normalne kurwy. – Chłopak się ożywił, a Natan przeklął siebie w duchu. Było za późno.

      – Po czym poznałeś?

      – Jedna to normalnie za laleczkę przyszła przebrana. W fartuszek taki szkolny, włosy w kitki, to znaczy przyszła normalnie, a potem się przebrała. Wie pan – nachylił się teraz w jego stronę konfidencjonalnie – po mojemu to był pedofil normalny. Ja się na tym znam.

      Porucznik Natan tym razem westchnął za głośno. Filmy i wiadomości robiły swoje. Teraz wszyscy wszystko podciągali pod pedofilię.

      Nagle otrząsnął się jak ze złego snu. Na miłość boską! Jak on może rozmawiać o takich rzeczach z dzieckiem? Przecież ten gówniarz nie ma jeszcze trzynastu lat!

      – Kiedy przyjdą rodzice?

      – A cholera ich wie – odpowiedział małolat, a telefon zapiszczał znowu. – Mogę? – Wyciągnął rękę.

      Natan niechętnie podał mu aparat.

      – Mam sześćset! Ja cie! – ucieszył się młodzieniec. – W tak krótkim czasie! Nikt mnie nie pobije!

      Porucznika Natana nagle tknęło złe przeczucie.

      – Za co?

      – Za zdjęcie!

      – Zdjęcie?

      Chłopak zrobił się śliwkowy. Gdy Natan wyciągnął rękę, posłusznie wręczył mu telefon. Na ekranie widać było leżącego na dywanie mężczyznę. Zdjęcie niewyraźne, ale jednak…

      – Natychmiast usuń wiadomość z fejsa – rozkazał porucznik, a ton jego głosu dowodził, że tym razem nie żartuje. – Tego nie wolno robić.

      – Dlaczego? Wszyscy tak robią – niepewnie próbował się bronić nastolatek.

      Owszem. Wszyscy to robili.

      – Ja nie – powiedział wobec tego Natan, jakby to miało zrobić z małego cwaniaka odpowiedzialnego człowieka.

      – Jaha – potwierdził. – Bo pan nie może, to jasne.

      Mały i tak nic by nie zrozumiał, nawet jeśli Natan pokusiłby się o tłumaczenie.

      – Skasuj.

      – Już mam prawie siedemset… – zajęczał rozczochraniec.

      – Zrób to – twardo powiedział porucznik i ku jego zdziwieniu mały sprawnie przesunął palcami po klawiaturze, tak sprawnie, że Natan nie mógł się nadziwić. Czy oni się teraz już tacy rodzą?

      – A mogę panu strzelić fotkę?

      – Nie możesz.

      Siedzieli tak we dwójkę, rozczarowany dzieciak i policjant.

      Ależ on musi być samotny, pomyślał porucznik i zrobiło mu się smutno.

      – Ja to myślę – przerwał ciszę przebiegły młodzieniec – że to nie były takie normalne panie, no takie z agencji. – Spojrzał na Natana, o tak! z politowaniem. – Ja myślę, że one były z jakichś forów, wie pan, specjalnych, dla zboczeńców. Co lubią przebieranki i takie inne dziwne rzeczy.

      – Dość – przerwał porucznik.

      Zastanawiał się teraz, czy jeśliby tę rozmowę usłyszał przełożony, to on mógłby zostać oskarżony o deprawację dziecka, mimo że sam się czuł zdeprawowany.

      – Jak pan chce, ale wystarczy się zalogować na Fakmagiel, albo nawet normalnie na Tindera, i ma pan, co chce.

      – Dzięki – wydusił z siebie Natan.

      I podniósł się.

      Ten chłopaczek zaburzał go o wiele bardziej niż szaroblady trup. Tak, zdecydowanie świat nie szedł w dobrym kierunku.

      – To powie pan matce?

      – Musimy ją powiadomić. – Nie dodał, że żaden z telefonów rodziców chłopca nie odpowiada. – Od razu jej daj ten bez i powiedz, że policja pozwoliła. – Żałował, że nie ugryzł się w język, ale było za późno.

      – Pan jest ekstra, zrobię zdjęcie, dobra? – Po raz pierwszy chmurna buzia rozjaśniła się i zobaczył w chłopcu prawdziwe dziecko.

      – Nie możesz. – Natan nadał swojemu głosowi zdecydowany ton. – Ale dzięki za pomoc, idź do domu. Z rodzicami skontaktujemy się później.

      Z parteru dobiegł odgłos ciężkich kroków.

      Beka wbiegał na górę po dwa stopnie.

      – Znaleźliśmy telefon, miał pan rację, na odcisk się włączył. No to mamy wejście do kontaktów, zadzwonić gdzieś?

      – Wziąłeś odcisk od trupa? Ale czad! – Mały patrzył na nich z podziwem.

      – Spróbuj namierzyć jego córkę, dzieciak puścił w sieć zdjęcie denata. Musi się dowiedzieć od nas, nie z internetu.

      – Ja nie napisałem, kto to. Tylko że sąsiad. Chociaż oni wiedzą, gdzie mieszkam – próbował tłumaczyć się chłopak, a potem nagle dodał: – Córka tego pana nazywa się Zofia Szramińska. Po matce. Nie ma jego nazwiska. – I zniknął za swoimi drzwiami, zanim porucznik Natan zdążył go zapytać, skąd wie.

      Obaj zbiegli na dół przed dom. Wysoki mężczyzna pakował ciało do samochodu. Porucznik Natan mógłby przysiąc, że w górnym oknie mignęła przez moment sylwetka chłopca. Który oczywiście


Скачать книгу