Zranić marionetkę. Katarzyna Grochola

Читать онлайн книгу.

Zranić marionetkę - Katarzyna Grochola


Скачать книгу
jak myszka będę. – Pani Iwonka sprawnie wyczyściła smugi, a Weronika spojrzała na krzykliwy tytuł: Czy prognozy na drugie półrocze się sprawdzą? Nie! Wywiad z nagrodzonym Niedźwiedziami reżyserem. Może być.

      Poprawiła ojcu kołdrę, przełożyła bezwładną rękę na brzuch.

      – Tak ci będzie wygodniej?

      Ojciec patrzył na nią błagalnie.

      – Ze znanym twórcą spotkałam się w kawiarni w Berlinie tuż po rozdaniu nagród – zaczęła monotonnie czytać. – Był pochmurny dzień, ale od znanego reżysera biła jakaś łuna. Była to łuna radości…

*

      Chłopak, który ich wezwał, siedział na schodach przed drzwiami do mieszkania na pierwszym piętrze. Na ostatnim schodku. Miał wytarte do niemożliwości dżinsy, koszulkę z napisem „Bayern München”, sandały, brudne nogi i kupę brązowych włosów, które widziały grzebień być może kiedyś na wystawie. W rękach miętosił najnowszy model telefonu.

      – Rodzice mówią, żeby obcych do domu nie wpuszczać – zastrzegł od razu na widok porucznika Natana.

      Natan przedstawił się i usiadł koło chłopca. Na oko mały miał nie więcej niż trzynaście lat.

      – Ty nas zawiadomiłeś? Pogadamy?

      – A bo co?

      – Pytam po prostu.

      – No, ja.

      – Nazywasz się jakoś?

      – Jan Listewka – odburknął.

      – Powiedziałeś dyżurnemu, że widzisz trupa przez okno.

      – No, co widziałem, to powiedziałem. Tylko jeszcze nie wiedziałem, że trup. Bo z daleka to nie widać.

      – Jak daleko byłeś?

      Chłopak zamilkł i potarł dłońmi brodę, a potem zmierzwił i tak rozczochrane włosy.

      – Gdzie byłeś, kiedy go zauważyłeś?

      Telefon zakwilił, chłopiec szybko rzucił okiem na ekran i się uśmiechnął.

      – Niedaleko.

      – Możesz powiedzieć gdzie? – Natan starał się być przyjazny na tyle, na ile umiał. Nie chciał wystraszyć dzieciaka, który zresztą wcale nie wydawał się przestraszony.

      – Mogę.

      – Tak?

      – Powiem, a potem będę miał wycisk. No nie wiem, czy powinienem w ogóle z wami rozmawiać.

      Porucznik Natan znalazł się w kropce. Nie było to formalnie przesłuchanie, ale lubił rozmawiać z ludźmi od razu, potem dołączali własną historię i fakty zmieniały się w kolejne bajki, pamięć ludzka była zawodna. Ale przy formalnym przesłuchaniu nieletniego powinien być psycholog i rodzice.

      – To nie jest przesłuchanie – powiedział zgodnie z prawdą, bo z prawdą nie lubił się mijać. Zawsze w końcu wychodziła na jaw. W taki czy inny sposób. Jak się mówiło prawdę, nie trzeba było tak bardzo wysilać pamięci, żeby zapamiętywać kłamstwa.

      – A mamie pan nie powie?

      Porucznik Natan był już w ogrodzie okalającym luksusowy budynek. Przyjrzał się dokładnie widokowi z okien salonu Cedra-Cedrowskiego, wychodziły wprost na młodą, choć już potężną wierzbę płaczącą i kępę bardzo starych bzów, co najmniej trzydziestoletnich, jedyną ocalałą pozostałość po poprzednich właścicielach, oszczędzoną przez dewelopera.

      Jedna gałąź bzu leżała na ziemi, świeży ślad po złamaniu i tak mówił wszystko. A wierzba płacząca, którą też sobie dokładnie obejrzał, nad drugą gałęzią miała wydłubany nożem napis „Legia rządzi”.

      – Zrywałeś bez?

      – Ja? – Zdziwienie w głosie małego było tak prawdziwe, że Natan aż sam się zdziwił.

      – No, ja nie. Ty zapewne.

      Mały westchnął.

      – Dzień Matki jutro, to chciałem jej zrobić przyjemność.

      Porucznik Natan również westchnął.

      Chłopak miętolił w ręku sprzęt za parę tysięcy w brudnej łapie, ale bez dla matki musiał zrywać, zamiast kwiaty kupić. Rozpuszczone bachory bogatych ludzi.

      – To miło, że pamiętasz o Dniu Matki – przemógł się.

      – No, każdy pamięta. I w szkole przypominają. Człowiek nie ma chwili spokoju – poskarżył się chłopak. – A bez się przycina, bez dwóch zdań. Jak się nie zetnie tego, co kwitnie, to w następnych roku gówno wyrośnie, a nie kwiatki.

      – Nie wyrażaj się – pouczył go Natan.

      – Taka jest prawda – żalił się dalej chłopak, gdy telefon w jego ręku znowu zapikał. Spojrzał na ekran i uśmiech zagościł na jego twarzy.

      W tym dialogu między nimi dwoma, telefonem i chłopcem, porucznik Natan poczuł się absolutnie, ale to absolutnie zbędny. A tak się nie chciał czuć. Poza tym nie rozumiał, jak chłopak, który jednak przecież zobaczył trupa, a przynajmniej dowiedział się, gdy przyjechała policja, że to jednak trup, mógł zachowywać się tak, jakby się nic nie stało. Nie mieściło mu się to w głowie.

      – Więc poszedłeś po bez…

      – No, bo przecież w nocy by mnie nie puścili. A teraz to wszyscy w pracy. I schowałem do piwnicy, do rowerowni. To będę miał jak znalazł. Ale jak pan powie o tym ojcu, to dostanę wpierdol.

      – Nie wyrażaj się.

      – On tak mówi. Zachowuj się, bo dostaniesz wpierdol.

      Porucznik Natan szukał na gwałt jakiejś mądrej odpowiedzi, która oszczędziłaby ojca tego młodego człowieka, ale nie znalazł.

      – I tak mi wpierdol spuści, że po gliny dzwoniłem.

      Porucznik Natan odbierał lekcję cierpliwości.

      – Dzięki tobie – zdobył się na tę wypowiedź – dzięki tobie dowiemy się szybciej, co się stało. Nikt nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji, należy ci się podziękowanie.

      – Ale nie powiecie mamie, że złamałem gałąź? – upewniał się poczochraniec. – Zabije mnie.

      – Musi wiedzieć, że to ty nas zawiadomiłeś, z nią też chcemy porozmawiać. Rozmawiamy z sąsiadami.

      – Do niego to kobiety przychodziły, wie pan po co. – Chłopak miał bystre spojrzenie i wyostrzony zmysł obserwacji.

      I za dobrze wszystko wiedział.

      – Jesteś za Legią? – porucznik Natan pozornie zmienił temat.

      – No! Legia to debeściaki. Tylko szczęścia nie mają! – ożywił się chłopaczek.

      – Często go podglądałeś? – zapytał podchwytliwie.

      – Nie – odpowiedział rozczochraniec, a potem, złapany na gorącym uczynku, zrobił się czerwony jak burak. – No co pan? Kogo?

      – Kogo to już wiemy. – Porucznik nie dawał się wciągać w gierki chłopaka. – Pana Cedra-Cedrowskiego. Teraz tylko chcemy się dowiedzieć, czy często.

      Ale chłopak nie załapał.

      – Nie podglądałem go! To pierwszy raz, bo na Dzień Matki chciałem mamie zrobić przyjemność i zerwać… – powtarzał swoją śpiewkę, a porucznik Natan pilnował się, żeby nie trzepnąć go przez łeb.

      – Legia


Скачать книгу