Ukochany wróg. Diana Palmer

Читать онлайн книгу.

Ukochany wróg - Diana Palmer


Скачать книгу
gdy dopijali kawę.

      Teddi zauważyła, że siedzące przy sąsiednim stoliku studentki wręcz pożerają wzrokiem przystojnego brata jej przyjaciółki.

      – Mam bilet na popołudniowy lot do Nowego Jorku – odparła pospiesznie.

      Kingston uważnie popatrzył na Teddi i najwyraźniej trafnie zorientował się w jej stanie ducha.

      – Tego lata oboje postaramy się naprawić naszą relację – zadeklarował. – Na razie nie widzę powodu, abyś pozbawiała Jennę swojego towarzystwa tylko dlatego, że chcesz mi zrobić na złość.

      Przyznała mu w duchu rację, ale nie pozbyła się obaw dotyczących pobytu na ranczu, a ściślej, zapowiedzi zmiany nastawienia Kingstona. Zadała sobie w duchu pytanie, do czego mogłoby to doprowadzić, ponieważ nadal źle wspominała to, co wydarzyło się pomiędzy nimi podczas świąt wielkanocnych.

      – Mam liczne zobowiązania i… – zaczęła.

      – Z pewnością potrafisz wytrzymać bez świata mody przez kilka tygodni – wszedł jej w słowo Kingston i autorytatywnym tonem dodał: – Należy ci się solidny odpoczynek. Jenna wyjawiła mi, że nie tylko nie opuszczasz żadnych zajęć, ale także dorabiasz sobie, i to nawet do bardzo późna. Nawiasem mówiąc, o ile pamiętam, wciąż obowiązuje was ścisły regulamin, który zakazuje przebywania w nocy poza terenem kampusu.

      – Teren jest otwarty do północy – zauważyła Teddi, posyłając przyjaciółce karcące spojrzenie.

      Jenna przybrała minę niewiniątka.

      – Uważam, że powinnaś skorzystać z możliwości odpoczynku podczas wakacji – podsumował Kingston i dodał: – Naturalnie, pod warunkiem że nie będziesz się we mnie wgapiać.

      Teddi przeniosła wzrok na Kingstona, żeby ostrą ripostą odpowiedzieć na ostatnią uwagę, ale powstrzymała się na widok jego błyszczących rozbawieniem oczu i łobuzerskiego uśmieszku. Rozbrojona, pozwoliła sobie na uśmiech, który rozjaśnił jej twarz i podkreślił jej piękno. Kingston wpatrzył się w nią tak intensywnie, że zażenowana Teddi odwróciła głowę.

      – A zresztą – kontynuował – gdzie poza tym miałabyś je spędzać? Z ciotką nimfomanką czy sama w pustym apartamencie?

      – Jeszcze pół godziny temu nie obeszłaby cię informacja, że będę musiała w zoo dzielić klatkę z niedźwiedziem – odparowała Teddi, wyzwalając się z chwilowego zauroczenia Kingstonem.

      – Panienko z okładki, przypominam sobie, że kiedyś sprawa niedźwiedzi doprowadziła między nami do arcyciekawej sytuacji.

      Teddi poczerwieniała jak burak i unikając zaciekawionego wzroku przyjaciółki, sprostowała:

      – Do arcygłupiej sytuacji.

      – Proszę cię, zgódź się – powiedziała błagalnie Jenna, włączając się do rozmowy. – Jeśli będziemy razem, to możesz wystąpić w charakterze przyzwoitki, a wtedy Kingston nie zaprotestuje, gdy będę uganiać się po ranczu za Blakelym – dodała ze śmiechem.

      – Blakelym? – powtórzył pytająco jej brat. – Chyba nie mówisz o moim brygadziście?

      Jenna rzuciła mu ukośne spojrzenie spoza rzęs.

      – Owszem, bo interesuje mnie prowadzenie rancza, a od niego mogłabym się dużo dowiedzieć – powiedziała obronnym tonem.

      – Ostrzegam, nie interesuj się nadmiernie Blakelym. Mam wobec ciebie inne plany – oznajmił Kingston.

      – Niezmiennie próbujesz kierować życiem innych, prawda? – spytała prowokująco Teddi.

      Spojrzał jej głęboko w oczy i oznajmił prosto z mostu:

      – Uważaj, bo mogę wpaść na pomysł, by wpłynąć na koleje twojego losu.

      – Nie warto zaprzątać sobie głowy kimś takim jak ja – zauważyła z przekąsem Teddi, wciąż pamiętając poprzednio wyrażoną opinię Kingstona. – Sierota bez koneksji, z biednej rodziny, modelka o wątpliwej reputacji.

      – Do licha, zamilknij wreszcie! – rzucił niecierpliwie i zerwał się na równe nogi. – Muszę dopilnować przeglądu samolotu przed startem. Zabierzcie się do spakowania bagaży.

      Wyszedł pospiesznie, jakby go ktoś gonił. Jenna zwróciła się do przyjaciółki:

      – O co mu poszło? Wcześniej nie można było tak łatwo wyprowadzić go z równowagi.

      – Zaczęłam uprawiać czarną magię – wyznała złowieszczym szeptem Teddi. – Kiedy nie patrzył, dolałam mu do kawy kilka kropli eliksiru. Twój wysoki, złotowłosy brat przemieni się w ropuchę.

      Jenna zaniosła się śmiechem, łzy rozbawienia pokazały się w kącikach jej oczu.

      – Nie mogę się doczekać Kingstona ze skórą pokrytą zielonymi brodawkami!

      Teddi roześmiała się, wtórując przyjaciółce, bo tak absurdalne było wyobrażenie schludnego Kingstona dotkniętego taką przywarą. Nawet gdy pomagał pracownikom, miał nienaganną fryzurę.

      Kilka godzin później siedziały w samolocie pasażerskim marki Piper Navajo, zmierzającym do Calgary.

      – Nie mogę się doczekać, żeby pokazać ci Blakely’ego, oczywiście dyskretnie – zwróciła się Jenna do przyjaciółki. – Kingston zatrudnił go kilka miesięcy temu, a ja go poznałam, gdy przyjechałam do domu na długi kwietniowy weekend.

      – Musi być kimś wyjątkowym – zauważyła Teddi.

      – O tak – potwierdziła z westchnieniem Jenna. – Brązowe oczy, rude włosy, zbudowany jak gwiazdor filmowy – z pewnością ci się spodoba. Oby nie za bardzo – dodała nie całkiem żartobliwym tonem. – Jeśli chodzi o wygląd, to nie mogę się z tobą równać.

      – Daj spokój, co ty mówisz! – zaprotestowała Teddi. – Jesteś śliczna!

      – Kłamczucha z ciebie, ale wcale mi to nie przeszkadza – odrzekła Jenna. Umościła się wygodnie w wyściełanym fotelu. – Kingston bardzo cię uraził? – spytała po chwili, przepraszająco patrząc na przyjaciółkę. – Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy wygłaszał te obrzydliwe uwagi, a ty stałaś w drzwiach i musiałaś ich wysłuchiwać.

      – Nie mam pojęcia, co takiego nagannego, jego zdaniem, uczyniłam, że mnie nie znosi. Zresztą od początku demonstrował wobec mnie niechęć – przypomniała jej rozżalona Teddi.

      – To jest zastanawiające, ponieważ wobec innych osób zachowuje się w miarę przyzwoicie – powiedziała z namysłem Jenna. – Cóż, jest arogancki, to prawda, ale w gruncie rzeczy łagodny i życzliwy. Po śmierci ojca pracował dniami i nocami, aby utrzymać nas na przyzwoitym poziomie. Gdyby nie on, majątek mógłby przepaść – podkreśliła i dodała: – Jednak nic nie tłumaczy wrogości Kingstona wobec ciebie. Znając jego nastawienie, zdumiałam się, gdy rano po tym nieszczęsnym incydencie poszedł za tobą.

      – Byłam nie mniej od ciebie zdziwiona i zaskoczona – odparła Teddi i wyjawiła: – O mało go nie spoliczkowałam.

      – Coś podobnego! I co się stało? Jak on zareagował?

      Teddi nie zamierzała wyjawić przyjaciółce, że przez całą drogę powrotną do akademika pozwoliła jej bratu prowadzić się za rękę.

      – Uchylił się – wykręciła się.

      Jenna roześmiała się perliście.

      – Pomyśleć, że chciałaś uderzyć władczego Kingstona! Wcześniej ani razu mu się nie postawiłaś. Jak byłyśmy młodsze i powiedział ci coś nieprzyjemnego, odchodziłaś z płaczem,


Скачать книгу