Ukochany wróg. Diana Palmer

Читать онлайн книгу.

Ukochany wróg - Diana Palmer


Скачать книгу
okolicy. Rodzice Teddi zginęli w katastrofie podczas burzliwej nocy, a ona wciąż miała to zakodowane w umyśle. Rozpłakała się, ale nie obawiała się, że ciche łkanie kogoś obudzi, ponieważ raz za razem rozlegał się huk piorunów.

      Nagle drzwi jej pokoju się otworzyły i do pokoju wszedł Kingston. Najwyraźniej pomagał ochronić bydło przed niespodziewaną ulewą, bo ubranie, które miał na sobie, było przemoczone. Częściowo rozpięta wilgotna koszula odsłoniła opaloną muskularną pierś, pokrytą krótkimi włoskami, i ten widok przyciągnął wzrok Teddi.

      Tymczasem Kingston usiadł na łóżku i delikatnie ją objął, przerażoną i łkającą. Łagodnym głosem wypowiadał uspokajające słowa, których sens i tak do niej nie docierał, ale pociechę przyniosła świadomość, że znalazła schronienie w jego silnych ramionach. Przytulona do jego piersi, czuła pod policzkiem przyspieszone bicie jego serca. Nie wypuścił jej z objęć, dopóki łzy nie przestały płynąć, po czym ułożył ją na poduszce z niezwykłym u niego, czułym uśmiechem i podniósł się z łóżka.

      – Już dobrze? – spytał.

      – Tak, dziękuję – odparła niepewnie, nie odrywając jednak wzroku od twarzy Kingstona.

      Patrzył na nią pociemniałymi oczami, gdy tak stał nad nią, w koszuli rozchylonej niemal do pasa. Pierwszy raz w życiu o tak późnej porze była w sypialni z mężczyzną i strach musiał odbić się na jej twarzy, bo Kingston odwrócił się i wyszedł, pod nosem mamrocząc przekleństwo.

      Po tym niespodziewanym incydencie odnosił się do niej z jeszcze większą niechęcią, a ona szczególnie skrupulatnie go unikała. Tamtej nocy, gdy intensywnie się w siebie wpatrywali, coś ich połączyło. Teddi nie była pewna co, ale zapamiętała uczucie, które ją ogarnęło, kiedy Kingston z wolna przesunął wzrokiem po jej ciele rysującym się pod półprzezroczystym materiałem nocnej koszuli.

      Rozmyślania przerwało jej pukanie do drzwi, które poprzedziło wejście do pokoju Jenny.

      – Zejdźmy na śniadanie, mama właśnie kroi szynkę.

      – Czy pani Peake już u was nie pracuje? – spytała Teddi, podążając za przyjaciółką po schodach, bo odnosiła się do niej serdecznie i życzliwie.

      – Nie dopuścilibyśmy do tego. Nasza nieoceniona gospodyni wyjechała na kilka dni w odwiedziny do siostry – wyjaśniła Jenna i dodała żartobliwym tonem: – Zemdlałaby, widząc, jakie miniaturowe plasterki mama wykrawa z szynki. Wiesz, że ona je jak ptaszek. Współczuję Kingstonowi! – dorzuciła wesoło.

      Teddi musiała się uśmiechnąć.

      – Istotnie jest kogo karmić – zgodziła się z rozbawieniem.

      – Radzi sobie – zapewniła ją Jenna. – Uzupełnia skromne porcje, buszując w kuchni pod nieobecność mamy. Z pewnością nie głoduje.

      – Zazwyczaj pani Peake zanosi twojemu bratu tace pełne jedzenia, gdy pracuje on w gabinecie – powiedziała Teddi, przypominając sobie, jak nie mogła się powstrzymać, by nie rzucić na niego okiem przez otwarte drzwi.

      – A on i tak narzeka – dodała Jenna. – Istotnie, apetyt mu dopisuje jak mało komu. Przynajmniej jeśli chodzi o jedzenie. Rzecz ma się gorzej z apetytem na miłość i małżeństwo. Mama bardzo by chciała, żeby wreszcie się ożenił, ale on na razie nie przejawia chęci założenia rodziny, a przy tym nie ugania się za kobietami.

      Och, gdybyś tylko wiedziała, przemknęło Teddi przez głowę, ponieważ w tym momencie wróciła myślami do pamiętnego sam na sam w stajni. Wbrew jego sugestiom nie miała doświadczenia w sprawach damsko-męskich, a mimo to wyczuła, że Kingston dużo wie o kobietach. Postanowiła nie wspominać o tym przyjaciółce, aby nie prowokować jej do zadawania niewygodnych pytań.

      Poczuła, że jej puls przyspiesza w miarę zbliżania się do drzwi jadalni, ale nie zastała w niej Kingstona. Mary siedziała samotnie za stołem nakrytym na trzy osoby, trzymając w dłoni filiżankę z kawą.

      – Jesteście – ucieszyła się, uśmiechając się do dziewcząt. – Rozkosznie leniwy dzień, prawda? Mam nadzieję, że jesteście głodne. Przygotowałam dla nas chleb, szynkę i sałatkę.

      Teddi z trudem powstrzymała się od śmiechu. Chleba wystarczyłoby na jedną kanapkę, szynki z trudem, a sałatki dla każdej było mniej więcej po dwie łyżeczki. Zdumiewały ją nawyki żywieniowe Mary. Krucha, niewysoka kobieta miała znikomy apetyt, ku utrapieniu reszty rodziny, uskarżającej się na to za jej plecami. Nie mówiło się o tym głośno, aby nie urazić Mary, co nie przeszkadzało jej dzieciom czasem dobrodusznie z niej żartować.

      – Tylko nie mów, że Kingston znowu wyjechał – powiedziała Jenna, gdy zajęły swoje miejsca po obu stronach Mary.

      – Tak, wyjechał – potwierdziła z westchnieniem pani Devereaux. – Chodzi o audyt w korporacji w Montanie. Zarząd zaangażował w tym celu firmę z Nowego Jorku.

      – Jak długo go nie będzie? – zapytała Jenna.

      – Dzień lub dwa, tak przynajmniej mi powiedział. Zdaje się, że może tutaj przywieźć tego okropnego człowieka, żeby sprawdził resztę ksiąg. – Roześmiała się na widok niezadowolonej miny córki. – Owszem, jesteśmy w Kanadzie, ale Kingston zainwestował część zysków z Montany w bydło tutaj i… – Pokręciła głową. – To wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane. Spytaj brata, wyjaśni ci to lepiej niż ja. Nie mam głowy do prowadzenia interesów.

      – Blakely ma – oświadczyła Jenna i spojrzała z przewrotnym uśmiechem na matkę. – Poproszę go o wyjaśnienia.

      Mary uśmiechnęła się do niej ciepło.

      – Lubię Blakely’ego. Jeśli potrzebujesz sojusznika, to wiedz, że masz go we mnie, kochanie.

      – Dziękuję, mamo. – Jenna się rozpromieniła. – Przyda się wspólny front do urobienia Kingstona.

      – Urobienia Kingstona? – powtórzyła Mary. – Nie, naprawdę, Jenno…

      – Wszystko będzie dobrze, obiecuję – zapewniła ją córka. – Pospieszmy się z jedzeniem. Teddi, chciałabym ci przedstawić Blakely’ego. Przekonasz się, że trudno mu się oprzeć.

      Teddi uznała, że mężczyzna wzbudzający żywe zainteresowanie przyjaciółki rzeczywiście jest przystojny i najwyraźniej zna się na tym, czym się zajmuje. Naturalnie, w oczach zakochanej w nim Jenny mógł uchodzić za ideał. Skryła uśmiech, widząc, jak jej twardo stąpająca po ziemi przyjaciółka wodzi zachwyconym wzrokiem za szczupłym, wysokim Blakelym.

      Miał jasnorude włosy, które w blasku słońcu nabierały ceglastego odcienia. Teddi zadała sobie w duchu pytanie, jakie będą ich dzieci – rude jak ojciec czy jasnowłose jak matka. Jeśli tych dwoje traktowało się poważnie i brało pod uwagę wspólną przyszłość, to czekała ich niezła przeprawa, pomyślała. Czy Jenna zdoła przekonać brata, że Blakely pragnie jej samej, a nie wejścia do bogatej rodziny?

      Władczy, arogancki, przemądrzały Kingston… Ona także miała z nim problem. Z reguły okazywał jej co najmniej niechęć, a tymczasem nie potrafiła się powstrzymać od wodzenia za nim oczami, kiedy znajdowała się w jego pobliżu. Pociągał ją i czuła się bezradna, bo nic nie mogła na to poradzić. Nakazała sobie nie myśleć o Kingstonie i spróbowała skoncentrować się na wywodach Blakely’ego na temat farm bydła hodowlanego.

      – Kiedyś farmy w zachodniej Kanadzie miały po sześćdziesiąt pięć hektarów, przy czym większość była rozrzucona wzdłuż południowej granicy. Obecnie zaledwie pięć procent ogółu zatrudnionych pracuje w rolnictwie – poinformował je, wyraźnie przygnębiony tym stanem rzeczy.


Скачать книгу