.
Читать онлайн книгу.– wypaliła Teddi.
Jenna zrobiła wielkie oczy.
– Żartujesz.
Teddi wbiła wzrok we własne kolana.
– To była zwyczajna sprzeczka – skłamała. – Och, spójrz! – wykrzyknęła, wyglądając przez okno. – Chyba przelatujemy nad Albertą.
Jenna wyjrzała przez okno, ale zobaczyła jedynie warstwę chmur. Zerknęła na zegarek. – Być może, ale lecimy już dość długo. Założę się, że to Saskatchewan. Zapytam Kingstona.
Wstała i przeszła do kabiny pilota. Teddi przez chwilę śledziła ją wzrokiem, po czym przywołała wspomnienia wiosennego dnia, kiedy to Kingston wygłosił pod jej adresem o jedną kąśliwą uwagę za dużo, czym ją sprowokował.
Tego dnia Jenna spała dłużej niż zwykle, a Teddi obudziły jasno świecące słońce i odgłosy aktywności dochodzące z podwórza przed stajnią. Włożyła strój jeździecki i pospieszyła do stajni. Zamierzała zwrócić się do Happy’ego, żeby osiodłał dla niej konia. Ten jeden z najstarszych zatrudnionych na ranczu pracowników zawsze trzymał jej stronę. Nauczył ją jeździć konno, ponieważ Kingston stanowczo odrzucił jej prośbę o pomoc w przyswojeniu sobie umiejętności jazdy na koniu.
Niestety, tamtego ranka w dobrze utrzymanej stajni nie zastała Happy’ego, natomiast natknęła się na Kingstona. W chwili, gdy go zobaczyła, ogarnęło ją złe przeczucie. Przybrał charakterystyczną postawę, wskazującą na to, że jest zły. Przechylił głowę na bok i wpatrywał się w nią przez na wpół przymknięte powieki, najwyraźniej z trudem panując nad sobą. Teddi nie była w najlepszym humorze i lekkomyślnie zignorowała te znaki.
– Umiem jeździć konno – oznajmiła kłótliwie. – Happy mnie nauczył.
– Guzik mnie to obchodzi – odparł opryskliwie Kingston. – Moi pracownicy znaleźli świeże ślady niedźwiedzia. Nie będziesz jeździć samotnie po ranczu, zrozumiałaś?! – podniósł głos.
Podczas tego pobytu na ranczu Teddi po raz pierwszy w ciągu ich burzliwej znajomości spróbowała zwrócić na siebie uwagę Kingstona. Odważyła się na nieśmiałe próby nawiązania flirtu, szczególnie zadbała o wygląd. Ku jej zawodowi pozostało to bez echa. Poczuła się wzgardzona i dała upust nagromadzonej złości.
– Nie boję się niedźwiedzi! – wykrzyknęła.
– A powinnaś. – Obrzucił ją wymownym spojrzeniem. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co niedźwiedź zrobiłby z tym twoim idealnym młodym ciałem.
Zaskoczyły ją te słowa. Wreszcie zyskała jego uwagę, ale paradoksalnie to ją przestraszyło. Odstąpiła krok do tyłu, bo wyraźnie wyczuła, że Kingston jest coraz bardziej zły.
– Przestraszona? – spytał szyderczo. – Pewnie wiesz o seksie więcej niż ja, więc po co udawać? Ilu mężczyzn zaliczyłaś?
To była ta kropla, która przelała czarę goryczy. Tuż koło niej stało wiadro na paszę. Niewiele myśląc, złapała je, aby cisnąć nim w Kingstona. Uchylił się zgrabnie, zanim zdążyło ją zdziwić własne zachowanie, i złapał za nadgarstki. Bezceremonialnie wykręcił jej ręce do tyłu, unieruchamiając ją tuż przy sobie.
– To było głupie – stwierdził groźnie. – Co chciałaś udowodnić? Że nie podoba ci się, kim jesteś?
– Nie wiesz, kim jestem! – wykrzyknęła, patrząc na niego z pretensją w wielkich brązowych oczach.
– Nie? – spytał szyderczo i przyciągnął ją do siebie tak, że jej piersi rozpłaszczyły się na jego torsie okrytym niebieską bawełnianą koszulą.
Wdychała zapach świeżo upranego materiału i męskiej wody kolońskiej. Nigdy dotąd nie znalazła się tak blisko Kingstona.
– Chodzisz koło mnie jak bezdomny kociak – powiedział. – Bluzki z głębokim dekoltem, obcisłe ubrania. Robisz słodkie oczy, kiedy tylko się pojawię. – Puścił jej nadgarstki, śmiało wsunął dłonie pod rąbek bluzki i przeciągnął nimi po jedwabistej skórze. – Chodź do mnie, mała. – Wpatrywał się w nią badawczo, czego zemocjonowana Teddi nie zauważyła.
Kolana się pod nią uginały, piersi nabrzmiały. Zadrżała pod dotykiem dłoni Kingstona, a on przesuwał je po jej plecach, jakby rozkoszował się gładkością skóry.
– Chcę cię całować – wyszeptał gorączkowo, jego oddech owiewał jej usta. – A ty mnie, kochanie? Tak? Pragnęłaś tego przez całe tygodnie, przez lata, odkąd się spotkaliśmy. – Wargi Kingstona poruszały się drażniąco tuż przy jej ustach, dłonie pieściły plecy, zapomniała o dumie, o kontrolowaniu siebie. – Chcesz tego, Teddi?
– Kingston… – wypowiedziała błagalnie, wspinając się na palce.
Odsunął lekko głowę, dłonie zuchwale zsunął na jej pośladki, po czym ponownie przesunął je na plecy.
– Chcesz, żebym cię całował, Teddi? – spytał z krzywym uśmieszkiem.
– Tak – wyszeptała tęsknie. – Proszę…
Zgodziłaby się na wszystko, byle tylko ją pocałował, byle ziściło się to, o czym marzyła – o poznaniu smaku jego pięknie wykrojonych ust.
– Jak bardzo tego pragniesz? – dręczył ją. Pochylił głowę i delikatnie kąsał jej górną wargę, rozpalając ją jeszcze bardziej. – Tęsknisz za tym, kochanie?
– Tak – jęknęła z półprzymkniętymi powiekami, jej ciało omdlewało, kolana się pod nią uginały. – Kingston… proszę… – Była bliska płaczu.
Uniósł głowę i wpatrzył się w jej piękne rysy. Wyraz bólu przebiegł przez jego twarz. Odwrócił się, a ona nie wiedziała z jakiego powodu. Czy walczył o odzyskanie nad sobą kontroli? – zadała sobie w duchu pytanie, ale szczerze w to wątpiła. W każdym razie gdy ponownie się do niej zwrócił, jego twarz nie odzwierciedlała emocji.
– Może na twoje urodziny – rzucił aroganckim tonem – albo na Gwiazdkę. Teraz jestem zajęty – dodał ze śmiechem.
Teddi stała nieruchomo, zdezorientowana i zawiedziona.
– Jesteś nieludzki, zimny jak…
– Tylko przy kobiecie, która nie potrafi mnie rozpalić – wpadł jej w słowo. – Nie do wiary! Tak bardzo tego potrzebujesz, że byłabyś gotowa oddać się mężczyźnie, który budzi w tobie nienawiść.
Bezradna, patrzyła za nim, jak odchodził. Zranił jej dumę i tamtego dnia przysięgła sobie, że więcej nie pozwoli mu się upokorzyć. Udało się jej unikać go do końca pobytu, a gdy wraz z Jenną wchodziły na pokład samolotu, którym obie miały polecieć do Connecticut, nawet na niego nie spojrzała.
Westchnęła, patrząc na chmury za oknem. Wielokrotnie wspominała moment dotkliwego upokorzenia i zastanawiała się, czy kiedykolwiek potrafi o nim zapomnieć. W dodatku obudziły się upiory z przeszłości, prawdziwy powód jej oziębłości wobec mężczyzn. Jak na ironię, Kingston był jedynym, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć, a spotkała się z odrzuceniem i pogardą. Nie miał pojęcia o tym, że dla Teddi inni mężczyźni byli odstręczający.
– Saskatchewan – oznajmiła z zadowoleniem Jenna, siadając z powrotem obok przyjaciółki. – Zachodnia część, więc niedługo powinniśmy dotrzeć do domu – dodała i uważnie przyjrzała się przyjaciółce.
– Szukasz ukrytych zalet? – sprowokowała ją Teddi.
– Spytałam Kingstona o wiadro, którym w niego rzuciłaś – odparła z wahaniem.
– No