Ukochany wróg. Diana Palmer
Читать онлайн книгу.rozciągającą się u podnóża ostro poszarpanych szczytów Gór Skalistych.
– Alberta i Saskatchewan zostały wydzielone w tysiąc dziewięćset piątym roku, ale oczywiście dużo wcześniej pojawili się tu francuscy myśliwi i handlarze futrami. Historia zasiedlania terenów jest pasjonująca, mogę godzinami czytać o dziejach tych ziem oraz – dodał lekko zażenowany – o nich rozprawiać.
– Ja też lubię opowiadać o świecie, w którym się obracam – przyznała Teddi – i chętnie słucham o twoim, dowiadując się czegoś nowego. Potraktujmy to jako wymianę rozmaitych doświadczeń – dodała żartobliwym tonem.
– Dziękuję – odparł z uśmiechem Blakely.
– Skoro to już wyjaśniliśmy – wtrąciła Jenna, biorąc Blakely’ego pod rękę – obejrzyjmy resztę.
Teddi szła obok nich, jej wzrok prześlizgiwał się po dobrze utrzymanych oborach i stajniach, białych ogrodzeniach, olbrzymich polach zbóż, mających zapewnić paszę dla zwierząt. Stwierdziła w duchu, że to imponujący widok.
Następnego ranka wybrali się we trójkę na konną przejażdżkę, ale ze zrozumiałych względów Teddi trzymała się w pewnym oddaleniu od Jenny i Blakely’ego i w końcu postanowiła wrócić do domu. Nie było co wlec się za nimi jak cień, skoro najwyraźniej zakochani chcieli zostać sami.
Oddała wodze jednemu z pracowników stajni i z ociąganiem ruszyła w kierunku rezydencji, wiedziała bowiem, że nie zastanie Mary, która pojechała na zakupy do Calgary. Przyszło jej do głowy, że właściwie odrobina samotności jej nie zaszkodzi. W posiadłości Devereaux inaczej odczuwała spędzanie czasu jedynie we własnym towarzystwie niż w nowojorskim apartamencie, wyposażonym w antywłamaniowe drzwi, dla bezpieczeństwa zaryglowane i opatrzone łańcuchem.
Weszła do domu niespiesznym krokiem, zastanawiając się, jak długo nie będzie Kingstona. Już miała wspiąć się schodami na górę, do swojego pokoju, gdy nieoczekiwanie u ich szczytu pojawił się ten, o którym rozmyślała.
Był w ubraniu roboczym. Miał na sobie koszulę w niebieski wzór, rozpiętą pod szyją, znoszone dżinsy, zakurzone buty z wysoką cholewką i słomkowy kowbojski kapelusz, zawadiacko wciśnięty na jasnowłosą głowę.
– Gdzie one są? – spytał obcesowo, nie bawiąc się w grzeczności.
– Twoja mama pojechała na zakupy – odparła niepewnie Teddi, zaskoczona nieoczekiwanym widokiem Kingstona.
– A Jenna?
Teddi odwróciła wzrok.
– Ona… – odchrząknęła – jeździ konno.
– Z Blakelym?
– Co masz mu do zarzucenia? – odrzekła pytaniem, gotowa stanąć w obronie przyjaciółki.
– Czy ja coś takiego powiedziałem?
Przestąpiła z nogi na nogę i bezwiednie zaczęła przesuwać dłonią po błyszczącej, wypolerowanej poręczy schodów.
– No… nie – przyznała niechętnie.
– Niezmiennie spodziewasz się po mnie najgorszego, prawda?
Zszedł na dół i pociemniałymi oczami wpatrzył się w twarz Teddi. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wygląda. Tymczasem z lekko rozwichrzonymi czarnymi włosami, błyszczącymi brązowymi oczami i policzkami zaróżowionymi od ruchu prezentowała się niezwykle pociągająco.
– Masz usta czerwone jak pióra na piersi kardynała.
Zerknęła na niego, zaskoczona. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek z ust Kingstona usłyszy tego typu uwagę, która, jak zrozumiała, była komplementem.
Zszedł jeszcze o jeden schodek niżej i stanął tuż przy Teddi. Ujął dłonią jej podbródek i kciukiem przeciągnął pieszczotliwie po dolnej wardze.
– Ile masz lat? – spytał pogrubiałym głosem.
– Dwadzieścia – odparła niepewnie. – Za cztery miesiące skończę dwadzieścia jeden.
– Za młoda – orzekł, jakby do siebie. – Wciąż za młoda. Wiesz, ile ja mam lat? – zwrócił się do Teddi.
– Trzydzieści trzy.
– Trzydzieści cztery – poprawił ją.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej wargi.
– Ależ są słodkie! – zachwycił się, po czym nagle, jakby poczuł się skrępowany własnymi słowami, energicznym krokiem skierował się w stronę frontowych drzwi.
Teddi patrzyła za nim, przesuwając wzrokiem po szerokich ramionach, głowie z lśniącymi blond włosami, wąskich biodrach i długich nogach. Wysoki, opalony i męski poruszał się w sposób, który jej się podobał.
Zatrzymał się w otwartych drzwiach, z ręką na klamce, i spojrzawszy przez ramię na Teddi, bez trudu rozszyfrował malujące się na jej twarzy emocje, których nie potrafiła ukryć. Na ten widok rysy mu stężały, obrócił się na pięcie, kopniakiem zatrzasnął drzwi i ruszył w kierunku Teddi.
Nie zaprotestowała, gdy przyciągnął ją do siebie, bo w głębi serca chciała znaleźć się w ramionach Kingstona. Przygarnął ją do szerokiej piersi i z wyczuciem odnalazł jej usta. Odczuła to jak coś cudownego i zamknęła oczy, żeby pełniej rozkoszować się zmysłowym dotykiem, jednak mimowolnie zesztywniała, gdy spróbował wsunąć koniuszek języka między jej wargi.
– Pozwól mi… – poprosił niewyraźnie i wsunął palce w jej włosy.
Szarpnął je leciutko, a Teddi żachnęła się i mimowolnie rozchyliła usta. W tym momencie język Kingstona wśliznął się w ciepłe, wilgotne wnętrze. Poznawał je, smakował, przełamywał bariery w intymnym kontakcie, którego, jeśli chodzi o innych mężczyzn, jak do tej pory starannie unikała. Pocałunek dał jej przyjemność, jakiej nie oczekiwała, pieszczota była tak zmysłowa, że Teddi objęła dłońmi jego głowę i przyciągnęła bliżej.
Pod wpływem doznań jęknęła cicho, podczas gdy Kingston wciąż delikatnie pogłębiał pocałunek. Przycisnął ją do siebie, a ona czuła jego ciepłe, muskularne ciało każdym nerwem swojego ciała.
– Kingston… – wyszeptała drżącym głosem.
W tym momencie oderwał się od Teddi i wziął głęboki oddech.
– Czarownica… Mała, ciemnooka czarownico, przestaniesz rzucać na mnie urok?
Odstąpił od Teddi i poszedł w kierunku wyjścia. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem.
Dotknęła palcem nabrzmiałych ust, wciąż drżąc z emocji. Od dawna pragnęła poczuć jego usta na swoich wargach, i wreszcie marzenie się spełniło. Kingston ją pocałował, a rzeczywistość przerosła wyobrażenia Teddi.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала,